Polska pogoń za Zachodem może zahamować, bo politycy boją się reform. Jak nie powtórzyć błędów Włoch i Hiszpanii?
Polska gospodarka ma za sobą trzy dekady imponującego wzrostu, dzięki którym kraj zbliżył się do poziomu życia Europy Zachodniej. Jednak dalszy rozwój może zostać zahamowany, jeśli politycy nie przełamią obecnego paraliżu decyzyjnego i nie zaczną mierzyć się z coraz poważniejszymi, strukturalnymi wyzwaniami. Nie będziemy drugimi Włochami, czy Hiszpanią, ale możemy być trochę bogatszą lub znacznie bogatszą Polską.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak szybko Włochy i Hiszpania nadrabiały lukę rozwojową wobec USA i kiedy przestały to robić.
- Jakie kluczowe wyzwania strukturalne stoją przed Polską w perspektywie najbliższych kilkunastu lat.
- Dlaczego kluczowym czynnikiem, który zahamuje rozwój Polski, może być niechęć polityków do podejmowania niepopularnych społecznie reform.
Politycy w Polsce przestali podejmować temat trudnych, mało popularnych społecznie reform. Jeśli nic się nie zmieni, w perspektywie kilkunastu lat może to być kluczowym czynnikiem, który zahamuje rozwój gospodarczy.
Polski cud gospodarczy
Polska gospodarka przez ostatnie 35 lat odniosła spektakularny sukces. PKB per capita mierzone w cenach stałych i parytecie siły nabywczej wzrosło 3,5-krotnie, z 13 tys. dolarów w 1990 r. do prawie 44 tys. Rozwijaliśmy je najszybciej w całej Europie, doganiając słabiej rozwinięte państwa Europy Zachodniej, jak Grecja, czy Portugalia. Skokowo poprawiła się również jakość życia. A w perspektywie następnej dekady mamy szansę dogonić Japonię, czy Wielką Brytanię.
Choć polski sukces jest ogromny, to dopiero ostatnio zaczyna się o nim mówić na świecie. Kilka tygodni temu „The Economist” poświęcił Polsce swoją okładkę, która krzyczy „Poland, Poland, Poland, Poland”. Odbiła się ona szerokim echem zwłaszcza w Polsce. I słusznie, bo powinniśmy ten sukces doceniać. Ale jednocześnie to właśnie sukces jest najbardziej rozleniwiający. Dlatego warto realistycznie oceniać wyzwania makroekonomiczne, przed którymi stoi gospodarka.
Na podobnym etapie rozwoju (mierzonego względem najbogatszej, dużej gospodarki świata, czyli USA), Włochy rozwijały się równie szybko, co Polska. Włochom przejście od 40 proc. PKB per capita w relacji do USA do 60 proc. zajęło 16 lat. Polsce dystans od 40 proc. do 56 proc., które osiągnęliśmy w 2022 r., zajął 14 lat. (ostatnie dostępne dane w bazie Maddison Project Database). W 2024 r. już osiągnęliśmy poziom 60 proc. PKB per capita Stanów Zjednoczonych.
Włochom nigdy jednak nie udało się dogonić USA, w najwyższym punkcie rozwoju tamtejszy dochód na obywatela był równy 73 proc. amerykańskiego. W ostatnich kilkunastu latach dystans rozwojowy pomiędzy Włochami a USA pogłębiał się. Obecnie Włochy generują PKB per capita równe nieco pond 60 proc. tego, co Stany Zjednoczone. Niewiele więcej niż Polska.
Bardzo szybko w pewnym momencie rozwijała się również Hiszpania. PKB per capita w nieco ponad dwadzieścia lat wzrosło z 45 proc. amerykańskiego do 65 proc. Później jednak w Hiszpanii nastąpił kryzys, który sprawił, że dystans się pogłębił. Obecnie dochód na obywatela jest równy polskiemu.
Z jednej strony można argumentować, że sukcesy gospodarcze wymienionych państw południa Europy to stare dzieje. W końcu Włosi notowali najszybszy wzrost względem USA od lat 50. do lat 70. XX w. W Hiszpanii było to od końcówki lat 80. XX w. do pierwszej dekady XXI w. Oczywiście uwarunkowania makroekonomiczne były wtedy inne. Dlatego więcej sensu niż przyglądanie się, co zatrzymało rozwój tamtejszych gospodarek, ma analiza tego, co może stanąć na drodze w rozwoju gospodarczym Polski. Przykłady Włoch, czy Hiszpanii trzeba natomiast potraktować jak przestrogę, że nadrabianie luki rozwojowej w pewnym momencie może się zatrzymać.
Koniec cudu? Jeszcze nie, ale…
Polska gospodarka ma przed sobą prawdopodobnie jeszcze kilka lat szybkiego rozwoju. W dłuższej perspektywie sytuacja rysuje się jednak w mniej optymistycznych barwach, gospodarka stoi przed przynajmniej pięcioma strukturalnymi wyzwaniami. Ich omówienie zacznijmy od tych najprostszych do zdefiniowania, a następnie przejdźmy do tych bardziej złożonych.
Po pierwsze, mierzymy się z wysokimi cenami energii elektrycznej dla przemysłu. To będzie bardzo osłabiało konkurencyjność, zwłaszcza w przemysłach energochłonnych.
Po drugie, utrzymujemy bardzo wysoki deficyt sektora finansów publicznych. W 2024 r. wyniósł on 6,6 proc. w relacji do PKB i był drugi najwyższy w UE. W kolejnych latach ma nadal utrzymywać się na wysokim poziomie. Jest to spowodowane częściowo zwiększonymi nakładami na zbrojenia, co oczywiście jest potrzebne. Ale jednocześnie dzieje się w warunkach wysokiego wzrostu (dług w relacji do PKB jest pod kontrolą), niskiego bezrobocia i wciąż umiarkowanie niskich wydatkach na emerytury.
Po trzecie, mamy bardzo szybko starzejące się społeczeństwo, co będzie generowało ogromne koszty. Według danych GUS, w 2022 r. w Polsce było 7,4 mln ludzi w wieku powyżej 65 lat. Z kolei według bazowej prognozy ludnościowej przygotowanej przez tę instytucję, ta liczba wzrośnie do prawie 10 mln w 2050 r. To oznacza wzrost aż o jedną trzecią. Aż dwukrotnie zwiększy się natomiast liczba ludzi w wieku powyżej 85 lat (z 0,8 mln do 1,7 mln). Z kolei liczba osób w wieku produkcyjnym (18-65 lat) spadnie z 22,2 mln w 2022 r. do 16,9 mln w 2050 r. Model zakłada tylko niewielką imigrację, więc może się okazać, że ostatecznie ta liczba będzie nieco wyższa. Jednak nawet z wysoką imigracją nie uda się odwrócić tego trendu.
To oznacza następujące konsekwencje: niższy wzrost gospodarczy, silny wzrost wydatków na emerytury (nawet w przypadku obniżenia wysokości emerytur), a także wzrost wydatków na zdrowie oraz opiekę (zapewne publiczny i prywatny).
Po czwarte, dotychczasowy model rozwoju gospodarczego zaczyna się wyczerpywać. Był on oparty na dwóch filarach: dobrze wykształconej, ale tańszej niż w krajach Europy Zachodniej sile roboczej i dużym napływie bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Obecnie płace bardzo zbliżyły się do poziomów europejskich, co sprawia, że strumień inwestycji dodatkowo się zmniejsza. Rewolucja związana ze sztuczną inteligencją może z kolei stanowić duże wyzwanie dla utrzymania silnego sektora usług profesjonalnych w Polsce. Z kolei pod względem innowacyjności, gospodarka nadal ma bardzo duży dystans względem najbardziej rozwiniętych państw.
Po piąte, otoczenie międzynarodowe gwałtownie się zmienia, zmierzając w niesprzyjającym kierunku. Rośnie protekcjonizm, państwa coraz mocniej angażują się w aktywną politykę przemysłową i promowanie swoich firm.
Dodatkowo są czynniki, które raczej nie powstrzymają rozwoju, ale będą mu przeszkadzać, jak niewydolny system sądownictwa, czy też przeregulowanie niektórych obszarów gospodarki.
Od prymusa reform do reformofobii
Sytuacja gospodarcza rzadko zależy od bieżących decyzji polityków. Zwykle polega ona na fundamentalnych decyzjach podjętych przed wieloma laty lub nawet dekadami. I teraz jest podobnie: brak działań wobec wspomnianych wyzwań nie zatrzyma rozwoju w perspektywie najbliższych lat. Ale może sprawić, że przestaniemy się rozwijać. Tak jak obecne sukcesy gospodarcze Polski są wynikiem wielu trudnych, ale potrzebnych reform podjętych w latach 90. i dwutysięcznych.
Co łączy te wszystkie problemy? Brak skłonności polityków w Polsce do podejmowania trudnych, niepopularnych reform. Jako cezurę można zapewne przyjąć rok 2015 i zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości na fali niechęci do dwóch reform rządu PO-PSL – podwyższenia wieku emerytalnego i OFE. Zwłaszcza pierwsza wywołała duże oburzenie i została następnie cofnięta już przez rząd PiS-u. Powstało przekonanie, że reformami przegrywa się wybory.
Poza negatywnymi doświadczeniami z reformami, na taką sytuację złożyły się też inne czynniki. Wśród nich globalny wzrost populizmu, utrata pozycji UE wobec Polski, co kiedyś było czynnikiem wymuszającym wiele istotnych zmian. Do tego można dopisać systematycznie błędne prognozy wielu znanych ekonomistów liberalnych, na czele z Leszkiem Balcerowiczem (wieloletnie, groteskowe straszenie „drugą Grecją”), Jackiem Rostowskim (słynne „pieniędzy nie ma i nie będzie”).
To nie znaczy, że politycy nie podejmują żadnych dobrych decyzji. Takie przykłady są jak choćby uruchomienie tarcz covidowych, rozwój strategicznej infrastruktury na czele z CPK, czy podniesienie płac w edukacji i szkolnictwie wyższym. Ale prób poważnego stawienia czoła kluczowym wyzwaniom niemal nie było, a jeśli tak to nieudane i mocno spóźnione (jak choćby budowa elektrowni atomowej).
Co dalej? W dłuższej perspektywie albo uda się skłonić polityków do podejmowania trudnych, ale potrzebnych decyzji albo w pewnym momencie tzw. gonienie Zachodu stanie w miejscu.
Główne wnioski
- Osiągnęliśmy imponujący sukces, ale historia uczy pokory. Polska dogoniła już wiele krajów Europy Południowej i osiąga 60 proc. PKB per capita USA, ale przykład Włoch i Hiszpanii pokazuje, że tempo konwergencji może się nagle zatrzymać.
- Pięć strukturalnych barier grozi spowolnieniem wzrostu. To: wysokie ceny energii, deficyt fiskalny, starzejące się społeczeństwo, kończący się model taniej siły roboczej oraz niekorzystne otoczenie międzynarodowe. Bez adaptacji do tych warunków Polska może wpaść w pułapkę średniego dochodu.
- Sytuacja gospodarcza rzadko zależy od bieżących decyzji polityków, a od ustaleń podjętych wiele lat temu. Polscy politycy coraz rzadziej podejmują decyzje wymagające odwagi i wizji, obawiając się utraty poparcia społecznego. Mimo że wyzwania są znane i wielokrotnie opisywane, dominuje wyborcza krótkowzroczność.
