Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes

Pracodawcy w zmowie, pracownicy bez szans na zmianę pracy. „To zabetonowanie rynku”

Kolejne firmy transportowe są podejrzewane o zmowy, które utrudniają kierowcom zmianę pracy. Pracodawcy uzgadniają między sobą, że nie będą „podbierać” sobie pracowników. Dlaczego jednak, zamiast stawiać na legalne klauzule o zakazie konkurencji w umowach pracowników, wolą narażać się UOKiK-owi, pozostawiając pracownika w sytuacji bez wyjścia? O niebezpieczny trend pytamy ekspertów.

Na zdjęciu pojazdy ciężarowe w kolejne na przejściu w Dorohusku
Firmy transportowe coraz częściej podejrzewane są o zmowy ograniczające konkurencję Fot. PAP/Wojtek Jargiło

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego firmy coraz częściej decydują się na zmowy ws. kadry.
  2. Jak zmowy na rynku pracy wpływają na sytuację zatrudnionego.
  3. Ile ryzykują przedsiębiorcy, którzy decydują się na tego typu czyny nieuczciwej konkurencji.
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) przygląda się działalności trzech firm transportowych. Te podejrzewane są o utrudnianie kierowcom zmiany pracodawcy. Firmy w zmowie miały nie przyjmować pracowników konkurentów, co miało zapewnić wszystkim uczestnikom tejże zmowy stabilność kadrową. Tracili jednak pracownicy, którym, w szczególnie niewielkich miastach, poprzez takie porozumienia w biznesie funduje się brak perspektyw na zmianę pracy.

Krotrans Logistics, C.H. Robinson i Mena P.M. pod lupą UOKiK-u

Powyższe postępowanie wyjaśniające dotyczy porozumienia ograniczającego konkurencję.

– Podejrzewane działania przedsiębiorców mogły wpływać na warunki konkurencji na rynku usług transportu drogowego towarów. Dlatego wszcząłem postępowanie wyjaśniające i zleciłem przeszukania, które odbyły się w siedzibach trzech podmiotów. Analizujemy zebrany materiał dowodowy – mówi Prezes UOKiK-u Tomasz Chróstny.

Podobna sprawa toczy się w sprawie praktyk Jeronimo Martins Polska i ponad 30 firm transportowych. Na celowniku byli także przedsiębiorcy świadczący usługi dla sieci Dino. Tu także mogło dojść do zmowy, przez którą pracownicy nie mogli znaleźć pracy.

W tym miejscu warto przywołać dwa pojęcia, które stały się zmorą w niektórych branżach:

Wage-fixing to ustalenia między konkurentami dotyczące wynagrodzeń lub innych warunków zatrudnienia. Firmy uzgadniają politykę płacową lub benefitową, przez co zmniejsza się ich konkurencja o pracownika i rotacja w firmie.

Porozumienia no-poach polegają na tym, że firmy uzgadniają, że nie będą aktywnie zabiegać o pracowników konkurenta lub pasywnie – nie będą zatrudniać byłych pracowników konkurencji, nawet jeśli ci sami się do nich zgłoszą.

Co na ten temat mówi prawo? O to, które praktyki są legalne, a które nie, pytamy Martę Sabat z Kancelarii Kozikowski & Partners.

Kary za „betonowanie rynku”

Nasza rozmówczyni wyjaśnia, że w przypadku zmowy no-poaching przedsiębiorcy realnie ograniczają pracownikom szanse na znalezienie nowej pracy. 

W konsekwencji, pracownik zatrudniony przez jednego z takich pracodawców, ma ograniczone możliwości na rynku. Drugi pracodawca, który uczestnicy w zmowie, nie podejmie względem takiej osoby inicjatywy zatrudnienia, nie zaprosi jej na rozmowę, nie odpowie na jej zgłoszenie, nie zatrudni jej – wyjaśnia Marta Sabat. 

Jakub Sadurski, adwokat Affre i Wspólnicy sp. k. mówi o dwóch stronach medalu. Konkurencja niejako na własne życzenie traci możliwość przyjęcia nowych pracowników.

– To nic innego jak "zabetonowanie rynku" i zabezpieczenie się przed rotacją i chęcią poszukiwania przez pracowników lepszych ofert pracy. Chodzi o zapewnienie stałości kadry w sposób niezgodny z prawem. Konkurencja jest zachwiana przez to, że inne firmy ustalają między sobą swoją politykę HR-ową. Te firmy teoretycznie ze sobą konkurują. W warunkach rynkowych powinny reagować na ruchy innej firmy, obniżając ceny, podnosząc płace lub zwiększać jakość produktów. W tym przypadku firma wie, że pracownicy od niej nie odejdą. Nie ma tu zatem motywacji, by ulepszać ofertę – dodaje ekspert.

To nic innego jak „zabetonowanie" rynku i zabezpieczenie się przed rotacją i chęcią poszukiwania przez pracowników lepszych ofert pracy. Chodzi o zapewnienie stałości kadry w sposób niezgodny z prawem.

Marta Sabat przyznaje, że w tego rodzaju sprawach UOKiK zaczyna działać najczęściej na skutek zgłoszeń sygnalistów, pracowników pokrzywdzonych lub innych, którzy mogą wiedzieć o zmowie. Samo udowodnienie, że doszło do zmowy, wymaga od UOKiK-u zdobycia dowodów: e-maili, korespondencji między przedsiębiorcami potencjalnie pozostającymi w zmowie, notatek, zeznań świadków. Jeśli zmowa faktycznie zostanie ujawniona i potwierdzona, przedsiębiorcom grozi kara do wysokości 10 proc. obrotu osiągniętego w roku obrotowym poprzedzającym rok nałożenia kary. Taki podmiot nie uniknie odpowiedzialności nawet, jeśli działał nieumyślnie. 

– Menadżerowie nie są bezkarni. Potencjalna kara dla osób zarządzających, które brały udział w zmowie, sięga 2 mln zł, jeżeli osoby te umyślnie dopuściły do naruszenia przepisów – dodaje ekspertka. 

Prawo mówi o przedsiębiorcach, a nie o pracownikach

Eksperci są zgodni, że w przypadku zmowy, choć stratę ponosi pracownik, szczególnych instrumentów dla "słabszej strony" brakuje. Ci, którzy stracili na zmowach, mają jednak prawo do odszkodowania. Sprawa nie jest jednak oczywista.

– Przepisy nie stanowią o szczególnych rozwiązaniach dla pracowników, którzy ucierpieli wskutek zmowy poza odszkodowaniem. Poszkodowanym zmową pracownikom może przysługiwać roszczenie odszkodowawcze. Ci muszą jednak wykazać, że w związku ze zmową ponieśli szkodę. Muszą wykazać, że ich przychody były niższe, niż mogłyby być, gdyby nie zmowa. Jak oszacować potencjalną szkodę? To o tyle trudne, że wymaga wykazania, na jakich warunkach pracownik byłby zatrudniony u konkurencji. Wyliczenie odszkodowania jest o tyle problematyczne, że pracownik może mieć realnie trudności w dowiedzeniu, jakie konkretnie wynagrodzenie otrzymywałby u konkurencji, czy jak długo pracowałby u nowego pracodawcy – dodaje ekspertka.

Marta Sabat mówi, że w takiej sytuacji sądy mogą powołać się na przepisy Kodeksu postępowania cywilnego, konkretnie na art. 322 k.p.c.: "Jeżeli w sprawie o naprawienie szkody sąd uzna, że ścisłe udowodnienie wysokości żądania jest niemożliwe, nader utrudnione lub oczywiście niecelowe, może w wyroku zasądzić odpowiednią sumę według swej oceny opartej na rozważeniu wszystkich okoliczności sprawy".

Pracownicy nie są więc bez szans, gdy UOKiK potwierdzi zmowę.

Co stoi za zmowami na rynku?

Zdaniem Jakuba Sadurskiego przedsiębiorcy mogą decydować się na zmowy na rynkach, gdzie brakuje rąk do pracy. Takie porozumienia w szczególnie dotkliwy sposób dotyczą mieszkańców mniejszych miejscowości, gdzie dany segment rynku oparty jest często na dwóch, trzech firmach. W większych miastach znalezienie pracy u konkurencji „spoza zmowy” bywa nieco mniejszym wyzwaniem.

– Być może sytuacja na rynku transportowym zmusza pracodawców do „pilnowania” załogi, by nie tracić wykwalifikowanej kadry, a co za tym idzie, zamówień – dodaje nasz rozmówca.

O sytuację pytamy zatem przedstawiciela branży transportowej. Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska mówi, że do czasu rozstrzygnięcia sprawy „trudno jest ją komentować”. Nie jest to jednak pierwszy przypadek w tej branży.

– Co do źródeł nielegalnych zmów rynkowych, to zawsze należy ich szukać w chęci zdobycia przewagi rynkowej lub osiągnięcia większego zysku. Kwestią istotną jest jedynie to, czy zmowa jest wynikiem działania poszczególnych menadżerów bez wiedzy i akceptacji władz spółek, czy też jest inaczej – wyjaśnia Maciej Wroński.

Co do źródeł nielegalnych zmów rynkowych, to zawsze należy ich szukać w chęci zdobycia przewagi rynkowej lub osiągnięcia większego zysku.

Jak dodaje przedstawiciel branży „wszelkie zmowy rynkowe są czynem nieuczciwej konkurencji i jako takie zasługują na potępienie”.

– Co więcej, niezależnie od oceny o charakterze moralnym, należy podkreślić, że nielegalne zmowy zaburzają funkcjonowanie rynku, uderzając w pracodawców i przedsiębiorców działających zgodnie z obowiązującymi zasadami i warunkami prowadzenia działalności gospodarczej. Ponadto tego typu działania kładą się negatywnym cieniem na wizerunku przedsiębiorców z danej branży – podsumowuje Maciej Wroński.

Nie tylko transport

Historia spraw UOKiK-u pokazuje, że podobne incydenty miały miejsce m.in. w branży sportowej. Porozumienia ograniczające konkurencję występowały także w klubach koszykarskich. Te umówiły się, że nie będą „podbierać” sobie zawodników.

– Kluby sportowe są przedsiębiorcami w rozumieniu polskiego oraz europejskiego prawa konkurencji. To oznacza, że powinny podejmować samodzielnie decyzje biznesowe. Działając w porozumieniu, mogły bezprawnie wymieniać się informacjami wrażliwymi i wyeliminować ważny czynnik wpływający na konkurencję pomiędzy nimi, czyli rywalizację o jak najlepszych zawodników – zaznacza Prezes UOKiK-u Tomasz Chróstny.

Podobna sprawa dotyczyła ustalania przez kluby maksymalnych stawek wynagrodzenia sportowców startujących w rozgrywkach żużlowych.

Czy można inaczej?

Pytamy ekspertów o zakaz konkurencji, na który zezwala prawo pracy. Co więcej, taka klauzula może uwzględniać także okres po ustaniu zatrudnienia. Dzieje się tak w przypadku, gdy np. pracownik ma dostęp do szczególnie ważnych informacji, których ujawnienie mogłoby narazić firmę na straty. Co najważniejsze, w świetle prawa, na czas obowiązywania wspomnianego zakazu, pracownik powinien otrzymać odszkodowanie od byłego pracodawcy.

Odszkodowanie z tytułu umowy o zakazie konkurencji po ustaniu stosunku pracy nie może być niższe od 25 proc. wynagrodzenia otrzymanego przez pracownika przed ustaniem stosunku pracy, co wynika z art. 1012 Kodeksu pracy.

Jak wskazują eksperci, w przypadku firm, które zdecydowały się na nielegalną zmowę, takie odszkodowanie nie wchodziło w grę. Praktyki ograniczające konkurencję mogą w konsekwencji kosztować przedsiębiorców więcej, niż gdyby zdecydowali się na legalne klauzule w umowach pracowników.

Główne wnioski

  1. Zmowy no-poach i wage-fixing to nielegalne praktyki ograniczające konkurencję, które uderzają przede wszystkim w pracowników. Na celowniku UOKiK-u coraz częściej są przedstawiciele branży transportowej.
  2. Najwięcej na zmowach tracą pracownicy, którym po odejściu z pracy „betonuje” się rynek. Eksperci przyznają, że choć byli pracownicy, którzy padli ofiarą takiej zmowy, mogą ubiegać się o odszkodowanie, to może być to karkołomne zadanie.
  3. Jeśli UOKiK potwierdzi, że w przypadku firm transportowych doszło do zmowy, przedsiębiorcom grożą kary finansowe.