Pułapki protekcjonizmu. Jak Europa i Polska mogą stracić na izolacji rynków azjatyckich
Relacje handlowe Unii Europejskiej z państwami Azji stają się coraz bardziej napięte. Nie tylko z powodów gospodarczych, ale też politycznych, technologicznych i geostrategicznych. Polska, szósta gospodarka UE i istotny gracz w regionie, musi odnaleźć się w nowym układzie sił. Podczas panelu „Protekcjonizm UE a relacje handlowe Polska–Azja” eksperci zgodzili się co do jednego: dalsze funkcjonowanie w logice zero-jedynkowej – Zachód kontra Wschód, bezpieczeństwo kontra konkurencyjność – przestaje mieć sens.
Z tego artykułu dowiesz się…
- W jaki sposób Polska i Unia Europejska muszą zredefiniować swoje relacje handlowe z państwami Azji, zwłaszcza z Chinami.
- Jakie są konsekwencje nadmiernego protekcjonizmu regulacyjnego oraz wprowadzania ceł.
- Dlaczego Polska potrzebuje spójnej i długofalowej strategii wobec rynków azjatyckich.
Wymiana Polski z Chinami rośnie, ale bilans jest drastycznie asymetryczny. Import towarów wielokrotnie przewyższa eksport. Struktura tej wymiany – w dużej mierze oparta na komponentach i technologiach – uzależnia krajowy przemysł od decyzji podejmowanych daleko poza Warszawą czy Brukselą.
Ryzyko nadgorliwości regulacyjnej
Polska, jak i cała Europa musi zredefiniować gospodarkę i współpracę międzynarodową. W tym również z przedstawicielami Azji, a w szczególności z Chinami.
– Europa intensywnie poszukuje dziś rozwiązań niskoemisyjnych. Jednym z kluczowych elementów tej transformacji są panele fotowoltaiczne. Tymczasem aż około 83 proc. ich światowej produkcji pochodzi z Chin. Jeśli więc mówimy o odchodzeniu od węgla kamiennego i jednocześnie szukamy rozwiązań dostępnych cenowo, nie możemy pozwolić sobie na ignorowanie tak dużego i technologicznie zaawansowanego rynku – mówił w trakcie panelu Maciej Ptaszyński, prezes Polskiej Izby Handlu.
W Polsce i UE widać dziś wyraźną tendencję do przeregulowania. Nie pozostaje to bez wpływu na relacje handlowe z innymi krajami, które dla państw europejskich są kluczowymi partnerami.
– Widać to chociażby na przykładzie systemu kaucyjnego. W Polsce został wdrożony z nadmiernym rozmachem, znacznie wykraczając poza unijną dyrektywę. Innym przykładem jest Krajowy System Cyberbezpieczeństwa. To regulacje dotyczące kilkunastu sektorów polskiej gospodarki, implementujące dyrektywę NIS2. Jeżeli pójdziemy zbyt daleko, istnieje ryzyko, że wylejemy dziecko z kąpielą – ograniczając dostęp kluczowych dostawców sprzętu elektronicznego do naszego rynku. Tymczasem aż 61 proc. półprzewodników i 48 proc. obwodów drukowanych sprowadzanych do Europy pochodzi z Chin. Jeśli zbudujemy zbyt duże bariery, zaczniemy piłować gałąź, na której sami siedzimy – podkreślał Maciej Ptaszyński.
Cła jako miecz obosieczny
Przykładem skutków źle przemyślanej polityki ochronnej mogą być cła na chińskie samochody elektryczne wprowadzone przez Unię Europejską. Kraje, które poparły te rozwiązania, szybko odczuły skutki retorsji ze strony Chin. Produkcja została przeniesiona do państw, które nie sprzeciwiały się tym regulacjom.
– Dla Polski miało to szczególnie dotkliwe konsekwencje – jako jeden z głównych producentów baterii do pojazdów hybrydowych i elektrycznych została pominięta przy kolejnych inwestycjach. Można powiedzieć, że zostaliśmy w tej sytuacji trochę jak Himilsbach z angielskim – z potencjałem, którego nie mieliśmy, jak wykorzystać, bo produkcja ominęła nasz kraj – zauważył prezes Polskiej Izby Handlu.
Europa jako gracz peryferyjny
– Coraz wyraźniej widać, że polskie firmy zaczynają interesować się rynkami pozaeuropejskimi.
Zdaniem uczestników debaty Unia Europejska nie jest już najważniejszym punktem odniesienia w globalnym układzie sił. Coraz częściej odgrywa rolę gracza peryferyjnego. Kluczowe decyzje zapadają gdzie indziej – w Waszyngtonie, Pekinie, Delhi czy w ramach organizacji takich jak Szanghajska Organizacja Współpracy. Polska tym bardziej musi zdefiniować swoją strategię i umiejętnie pozycjonować się w relacjach z Azją, nie tylko z Chinami.
– Coraz wyraźniej widać, że polskie firmy zaczynają interesować się rynkami pozaeuropejskimi. Widać to zarówno w danych, jak i w mojej praktyce zawodowej. Jako konsultant obserwuję rosnącą liczbę zleceń od przedsiębiorstw, które rozpoczynają nowe projekty z partnerami z Chin – mówił w trakcie debaty Radosław Pyffel, ekspert do spraw polityki międzynarodowej i Azji w Instytucie Sobieskiego.
Przez długi czas wiele firm miało już uporządkowane kontakty i model działania. Sprawiało to, że na rynku nie pojawiało się wiele nowych inicjatyw. Dziś to się zmienia – wiele przedsiębiorstw buduje obecność od zera, szczególnie w obszarach związanych z nowymi technologiami.
– Jedną z takich branż jest m.in. gaming, w którym Polacy mają już rozpoznawalną pozycję. Wydaje się, że w dłuższej perspektywie polskie firmy nie będą miały wyboru. Jeśli chcą prowadzić poważną działalność międzynarodową, sama obecność na rynku unijnym nie wystarczy. Inwestycje w Chinach staną się koniecznością – zauważył Radosław Pyffel.
Czy Polska w ogóle posiada strategię wobec Chin?
– Polska ambasada w Pekinie należy do najtrudniejszych placówek dyplomatycznych – zarówno pod względem operacyjnym, jak i politycznym.
Wielokrotnie w trakcie debaty powracała teza, że Polska nie posiada realnej, spójnej i długofalowej strategii wobec rynków azjatyckich. Problem nie leży jedynie w braku dokumentów. Brakuje instytucjonalnej obecności i konsekwencji działania. Ambasady, biura handlowe, konsorcja eksportowe – wszystko to istnieje, ale nie na skalę odpowiadającą wyzwaniom.
– Polska ambasada w Pekinie należy do najtrudniejszych placówek dyplomatycznych – zarówno pod względem operacyjnym, jak i politycznym. Poprzedni ambasador spędził tam ponad siedem lat. To pokazuje skalę wyzwań, z jakimi mierzy się ta misja – nie tylko z powodu pandemii – podkreślała Anna Visvizi, kierownik w Zakładzie Międzynarodowej Polityki Ekonomicznej w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.
Nawet najlepiej przygotowana jednostka nie jest jednak w stanie działać w oderwaniu od szerszej strategii państwa.
– To prowadzi do pytania zasadniczego: czy Polska w ogóle posiada spójną i długofalową strategię wobec Chin? – zastanawiała się Anna Visvizi.
Chiny w ostatnich 70 latach przeszły gospodarczą i technologiczną rewolucję. Zwrócił na to uwagę Andrzej Szumowski, dyrektor Biura Współpracy z Zagranicą Krajowej Izby Gospodarczej.
– Miesiąc temu podczas urlopu sięgnąłem po książkę „Państwo nad rzeką Jangcy” Pawła Jasienicy. Jej lektura uświadomiła mi, jak gigantyczną transformację przeszły Chiny w ciągu zaledwie siedmiu dekad – z kraju totalnie zacofanego, pogrążonego w rewolucji i destabilizacji, do państwa, które dziś wyprzedza wyobraźnię wielu z nas. Jeszcze nie tak dawno Chiny były systematycznie najeżdżane przez obce mocarstwa – Francję, Japonię, Rosję, Wielką Brytanię. Dziś są siłą, z którą cały świat musi się liczyć – podkreślił Andrzej Szumowski.
Dodał, że chińska kultura planowania opiera się na dekadach, a nie kadencjach wyborczych. Natomiast Europa działa reaktywnie, krótkoterminowo i często kieruje się logiką Kalego („to dobre, co dla nas korzystne”). Chiny myślą w perspektywie 10, 30, a nawet 50 lat.
Zdaniem Andrzeja Szumowskiego Polska nie wykorzystuje szans, które pojawiają się w relacjach z Chinami. Dzieje się tak m.in. ze względu na niedoinwestowane placówki zagraniczne i zbyt słabą obecność gospodarczą na miejscu.
Gospodarka i edukacja: dwa fronty relacji
Oprócz eksportu towarów Polska ma także inne atuty. Rosnące znaczenie zdobywają: transfer wiedzy, wymiana akademicka, współpraca badawcza i rozwój sektora usług. Polskie uczelnie kształcą doktorantów z Chin i krajów ASEAN (Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej, do którego należą Brunei, Kambodża, Indonezja, Laos, Malezja, Mjanma, Filipiny, Singapur, Tajlandia i Wietnam). Brakuje jednak polityki, która pozwoliłaby z tego kapitału korzystać w sposób systemowy.
– W szkole doktorskiej SGH kształcimy wielu studentów z Chin – doktorantów, którzy rozwijają kompetencje dzięki naszej pracy: mojej i moich kolegów. Pojawia się więc pytanie: co zrobi z tym potencjałem polskie państwo? Czy zdołamy go zatrzymać i wykorzystać w Polsce? Czy oddamy go z powrotem Chinom, powtarzając znany fenomen tzw. „powracających żółwi”, który przez lata obserwowaliśmy w relacjach Chin ze Stanami Zjednoczonymi? – zapytała Anna Visvizi z SGH.
Ekspertka podała przykład jednej z polskich politechnik, która współpracuje z chińskim uniwersytetem. W jego najbliższych planach jest rozszerzenie współpracy o programy doktoranckie.
– To oznacza, że chińscy studenci będą przyjeżdżać do Polski, by zdobywać wiedzę od naszych ekspertów. Uważam więc, że w ramach polskiej strategii wobec Chin takie kwestie powinny być rozpatrywane bardzo uważnie – z taką samą starannością jak zagadnienia gospodarcze czy polityczne. Bo choć mówimy wiele o Open Strategic Autonomy [zdolność Europy do niezależnego działania w kluczowych obszarach, jednocześnie otwartość na globalną współpracę i handel – red.], nie możemy zapominać o strategicznym znaczeniu kapitału ludzkiego, który już dziś mamy u siebie – i którego nie możemy stracić – zauważyła Anna Visvizi.
Europa to tylko jeden z elementów większej układanki
– Postarajmy się więc być bardziej otwarci na inwestycje i współpracę międzynarodową. To podejście zwyczajnie się opłaca – nie tylko w długim horyzoncie, ale często także tu i teraz.
Recepta na poziomie teoretycznych i strategicznych celów jest dość prosta. O wiele większym wyzwaniem będzie jednak praktyka, porozumienie na poziomie lokalnym, krajowym czy wewnątrzeuropejskim oraz świadomość, w jakim miejscu i jaką rolę w globalnej perspektywie odgrywają dziś kraje Starego Kontynentu.
– Czasem wydaje nam się, że Europa jest centrum świata – że to tutaj wyznacza się kierunki, ustala reguły i nadaje ton globalnej grze. Ale tak nie jest. Nie jesteśmy środkiem wszechświata. Jesteśmy jednym z elementów większej układanki. Istotnym, ale z całą pewnością nie największym – mówił Maciej Ptaszyński.
Dlatego jeśli rzeczywiście zależy nam na rozwoju, nie możemy zamykać się legislacyjnie na partnerów spoza Unii Europejskiej. Ani na poziomie unijnym, ani krajowym.
– Łatwo wpaść w pułapkę drobnego protekcjonizmu, który ma być formą demonstracji siły lub gestem politycznym wobec kogoś po drugiej stronie oceanu. Ale prawda jest taka, że ani Unia, ani tym bardziej Polska, nie mają dziś komfortu, by podejmować takie działania bez kosztów. Bo jesteśmy zbyt mali, by pozwalać sobie na politykę gestów. Zwłaszcza kosztem konkurencyjności – podkreślił prezes Polskiej Izby Handlu.
Polska, by skutecznie konkurować i korzystać z rosnącej roli Azji, musi przestać działać reaktywnie. Potrzebna jest długofalowa strategia, oparta na danych, partnerstwach i inwestycjach w instytucje wsparcia. W globalnym porządku, który coraz bardziej przypomina sieć niż piramidę, liczy się nie wielkość, ale sprawczość, kompetencje i odporność na chaos.
– Postarajmy się więc być bardziej otwarci na inwestycje i współpracę międzynarodową. To podejście zwyczajnie się opłaca. Nie tylko w długim horyzoncie, ale często także tu i teraz. To się po prostu zwróci. W końcu wszyscy chyba poznawaliśmy podstawy ekonomii. Teoria kosztów komparatywnych nie kłamie – podsumował Maciej Ptaszyński.
Główne wnioski
- Konieczność odejścia od dychotomicznego myślenia i przyjęcia bardziej elastycznej strategii. Dalsze funkcjonowanie w logice "Zachód kontra Wschód" czy "bezpieczeństwo kontra konkurencyjność" jest nieefektywne. Polska i UE muszą szukać bardziej złożonych rozwiązań.
- Ryzyko "nadgorliwości regulacyjnej" i jej negatywne konsekwencje dla konkurencyjności. Europa ma tendencję do przeregulowania, co wpływa negatywnie na relacje handlowe z kluczowymi partnerami. Przykładami są nadmiernie rozbudowany system kaucyjny w Polsce czy zbyt restrykcyjne regulacje dotyczące cyberbezpieczeństwa.
- Potrzeba kompleksowej i długofalowej strategii Polski wobec Azji, wykraczającej poza sam handel. Polska nie posiada spójnej strategii wobec rynków azjatyckich, co utrudnia wykorzystanie pojawiających się szans. Konieczne jest nie tylko zwiększenie obecności gospodarczej, ale także inwestycje w placówki zagraniczne, wsparcie dla firm wchodzących na nowe rynki oraz rozwijanie współpracy w obszarze edukacji, transferu wiedzy i badań.
Materiał powstał na zlecenie Polskej Izby Handlu


