Reżyser serialu „Narcos” kręci film o boksie. Kanwą jest warszawska katastrofa lotnicza z 1980 r.
W katastrofie samolotu „Mikołaj Kopernik” na Okęciu zginęło 87 osób, w tym Anna Jantar oraz 14 amerykańskich pięściarzy. – Nie wiedziałem, że rozmawiam z ludźmi reżysera serialu „Narcos”, gdy dwa lata temu w Warszawie wypytywali mnie o tę tragedię – wspomina Andrzej Wasilewski, największy w Polsce menedżer bokserski. – Rozmawiali ze mną, bo mój ojciec, jako prezes Polskiego Związku Bokserskiego, był jedną z pierwszych osób na miejscu wypadku – dodaje.
Fot. Paweł Supernak/PAP
Z tego artykułu dowiesz się…
- Którzy pięściarze uniknęli katastrofy i jakie mają związki z polskim boksem.
- Dlaczego Andrzej Wasilewski uważa, że w filmie reżysera „Narcos” mocno wybrzmi wątek polityczny.
- Który gwiazdor Hollywood zagra w nowej produkcji Netflixa o boksie i tragedii z Okęcia z 1980 r.
Artur Szpilka, jeden z najbardziej znanych polskich pięściarzy, odbiera telefon w kiepskiej formie. Kilka dni wcześniej zmarł jego ukochany pies, znany szeroko w mediach społecznościowych.
– Możemy porozmawiać. No pewnie, że pytałem Ronniego Shieldsa o tę katastrofę wiele razy. On zawsze powtarzał, że po prostu dostał od Boga drugie życie. Ale w Warszawie pod pomnikiem ofiar nigdy ze mną nie był. W czasach, gdy mnie trenował, nie miałem walk w Polsce, lecz w USA – mówi Artur Szpilka.
Ronnie Shields był jedną z kilku osób z amerykańskiej reprezentacji bokserów, które nie wsiadły do samolotu lecącego do Polski. I to mimo że pierwotnie miały w nim swoje miejsce. Shields – później uznany trener pracujący m.in. z Mikiem Tysonem – odwołał lot z powodu choroby.
Bobby Czyz, amerykański pięściarz polskiego pochodzenia, nie poleciał, bo tydzień wcześniej miał wypadek samochodowy. Tony Tucker, późniejszy chwilowy mistrz świata wagi ciężkiej, zrezygnował z wyjazdu z powodu kontuzji. Marvis Frazier, syn słynnego Joe Fraziera, nie wsiadł do samolotu, ponieważ ojciec zawsze mu powtarzał: „Lataj wyłącznie wtedy, gdy naprawdę musisz”.

O czym będzie film Netflixa?
Lot do Warszawy nie był dla amerykańskich pięściarzy wydarzeniem kluczowym. W Polsce nie planowano żadnej wielkiej imprezy bokserskiej. Mimo to liczba zawodników, którzy zdecydowali się na udział w pokazowych walkach, była znacząca. W katastrofie zginęło 14 bokserów i ośmiu członków zespołu trenerskiego. Amerykańska kadra narodowa runęła w sensie dosłownym – tragicznym – i przenośnym. Po tej tragedii boks olimpijski w USA musiał budować się od niejako od nowa.
Właśnie o tym opowiadać będzie film Andrésa Baiza zatytułowany „Fight for ’84”. Reżyser – znany z wielu odcinków serialowego megahitu „Narcos” o Pablo Escobarze – przenosi widzów w czasy, gdy amerykańska reprezentacja bokserska próbowała się odrodzić przed igrzyskami w Los Angeles w 1984 r. Produkcja powstaje dla Netflixa, a w roli trenera kadry USA wystąpi Jamie Foxx. Obsada została ogłoszona kilkanaście dni temu, co natychmiast rozpaliło internetowe dyskusje. Data premiery filmu nie została jeszcze ujawniona.

Co twórcy filmu robili w Warszawie?
– Nazwisko Jamiego Foxxa pojawiło się już wtedy, w naszej rozmowie sprzed około dwóch lat. Nie wiedziałem, że rozmawiam ze współpracownikami reżysera serialu „Narcos”, nie kojarzyłem tego nazwiska. Bardzo dokładnie pytali o katastrofę z 1980 r., o szczegóły, emocje, ludzi, którzy wtedy byli na miejscu – wspomina Andrzej Wasilewski, menedżer bokserski, szef grupy Knockout Promotions i jeden z ojców polskiego boksu zawodowego.
Ojciec Andrzeja, Jacek Wasilewski, przez wiele lat działał w Polskim Związku Bokserskim, którym kierował przez trzy kadencje.
– W 1980 r. mój ojciec czekał na Okęciu na ten samolot. Był znaną postacią w Warszawie – adwokatem, a przy tym wielkim miłośnikiem boksu, który w czasach PRL-u był sportem niemal narodowym. Na lotnisku rozpoznał go Jerzy Dziewulski, wtedy – jak sądzę – szef zespołu antyterrorystycznego. Zamienili kilka słów. Po chwili Dziewulski do niego wrócił i powiedział, że „Kopernik” nie przyleci. Ojciec myślał, że chodzi o zwykłe opóźnienie w Stanach. Kilka minut później obaj jechali już na miejsce katastrofy. Byli jednymi z pierwszych osób, które tam dotarły. Mój ojciec nie zapomniał tego widoku do końca życia – dodaje Andrzej Wasilewski.

Współpracownicy reżysera filmu „Fight for ’84” o Andrzeju Wasilewskim dowiedzieli się od jednego z polskich dziennikarzy w USA. Przylecieli do Warszawy.
– Ciekawa rzecz – bardzo chcieli wiedzieć, jak wyglądała pierwsza opowieść mojego ojca o tej katastrofie. Mówili, że ta pierwsza relacja jest najbardziej naturalna i autentyczna, bo kolejne z czasem ulegają zniekształceniu przez media, emocje i klimat społeczny. Szybko odniosłem wrażenie, że chcą podejść do tej historii po amerykańsku. W ich oczach to nie tylko tragedia, ale też historia z politycznym i sensacyjnym podtekstem, momentami zahaczająca o teorie spiskowe – wspomina Andrzej Wasilewski.
Twórcy przekonywali, że katastrofa z 1980 r. nie odbiła się bardzo szerokim echem w USA, mimo że zginęli w niej sportowcy narodowej kadry.
– Mówili, że ówczesny rząd amerykański nieco wyciszał tę sprawę. Byli też ciekawi, czy polskie władze próbowały wówczas kontrolować narrację o tragedii – dodaje Andrzej Wasilewski.
Wielka polityka, która kusi filmowców
W Stanach Zjednoczonych w 1980 r. panowało mocne wrzenie polityczne. Iran przetrzymywał amerykańskich zakładników, kilka miesięcy wcześniej Związek Radziecki zaatakował Afganistan. Prezydent Jimmy Carter już poważnie rozważał bojkot igrzysk olimpijskich w Moskwie, a decyzję w tej sprawie ogłosił w marcu – kilka dni po katastrofie na Okęciu (choć nie był to na pewno bezpośredni impuls).
– Wyczuwałem, że moi rozmówcy skłaniają się ku tezie, iż rząd amerykański nie uczcił bokserów tak, jak wskazywałby rozmiar tragedii. Bo źle wyglądało to, że reprezentacja USA leciała na zawody do państwa satelickiego ZSRR. Oczywiście pachnie to teorią spiskową i fabularyzowaniem, ale reżyserom chyba wolno, jeśli nie tworzą filmu dokumentalnego – mówi Andrzej Wasilewski.
Nasz rozmówca przyznaje, że z polityką rzeczywiście się zetknął, choć z tej polskiej strony.
– Ojciec często wracał do katastrofy i walczył o upamiętnienie pięściarzy. Pomnik przedstawiający znokautowanego boksera stanął obok stadionu Skry w 1986 r. (w 2013 r. przeniesiono go do Centrum Olimpijskiego). I tak między wierszami w jego opowieściach pojawiało się poczucie, że władze PRL-u niechętnie eksponowały ten monument – bo przecież polskie linie lotnicze, radziecki samolot [Ił-62]… A może ojciec po prostu był sfrustrowany tym, jak wolno postępowały prace nad wyborem miejsca – dodaje Wasilewski.

Wątek polityczny w filmie „Fight for ’84” z pewnością się pojawi, pozostaje jednak pytanie, jak mocno twórcy zdecydują się „wcisnąć gaz do dechy”. Od części sportowej nie mogą odejść zbyt daleko – ta bowiem ma być sercem i emocjonalnym centrum filmu.
Cztery lata po tragedii na Okęciu, podczas igrzysk w Los Angeles w 1984 r., amerykańscy bokserzy osiągnęli historyczny sukces – zdobyli łącznie 11 medali, w tym aż dziewięć złotych. To był rekord i symbol odrodzenia, który film Baiza ma przedstawić w duchu romantycznej epopei o walce, stracie i nadziei. Niektórzy przypominają jednak, że na ten sukces mógł mieć wpływ także bojkot igrzysk przez państwa Bloku Wschodniego, będący odpowiedzią na amerykański protest z 1980 r. – i ten kontekst polityczny może również znajdzie odbicie w filmie.
Główne wnioski
- W katastrofie samolotu na Okęciu w 1980 r. zginęły 22 osoby z pięściarskiej reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Kadra USA przed kolejnymi igrzyskami musiała więc odbudować się praktycznie od zera. O tym właśnie procesie opowiadać będzie nowy film produkowany przez platformę Netflix, w którym główną rolę zagra Jamie Foxx.
- Nie wszyscy amerykańscy pięściarze, którzy mieli lecieć tragicznym rejsem do Warszawy, znaleźli się na pokładzie. Jednym z ocalałych był Ronnie Shields – późniejszy znany trener, współpracujący m.in. z Mikiem Tysonem. Shields nie wsiadł do samolotu, ponieważ rozchorował się tuż przed wylotem. Po tragedii wielokrotnie powtarzał, że otrzymał od Boga drugie życie.
- Twórcy filmu „Fight for ’84” podczas pobytu w Polsce rozmawiali z Andrzejem Wasilewskim, przekonując go, że katastrofa została w USA szybko wyciszona z powodów politycznych. W ich ocenie amerykański rząd, przygotowując bojkot igrzysk w Moskwie, nie chciał, by opinia publiczna wiedziała, że amerykańscy sportowcy wciąż podróżowali do krajów satelickich ZSRR, mimo trwającej radzieckiej inwazji na Afganistan.
