Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Sport

Skutki rządów byłego właściciela w Phoenix Suns czuć coraz mocniej

Niecałe trzy lata temu na jaw wyszły niecenzuralne zachowania i komentarze Roberta Sarvera. Miliarder został zmuszony do sprzedaży drużyny NBA z Arizony. Odchodząc, utrudniał życie nowym włodarzom i upewnił się, że nie będą mieli łatwego zadania. Dopiął swego – dziś zapewne odczuwa dużą satysfakcję. Sytuacja w Phoenix Suns wydaje się katastrofalna.

Po raz pierwszy od lat Kevin Durant występuje w drużynie, która nie jest wymieniana jako kandydat do mistrzostwa NBA.
Źródło: Geoff Stellfox/Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak były właściciel Phoenix Suns przed odejściem sabotował drużynę.
  2. Dlaczego nowemu włodarzowi nie udało się naprawić sytuacji.
  3. Co dalej z drużyną występującą w największym mieście Arizony.

Majestatyczny, lśniący samolot z namalowaną na tylnym skrzydle piłką z pomarańczowymi promieniami wylądował na lotnisku w Toronto. Wysiadają z niego najpierw Mike Budenholzer, utytułowany trener, potem Mike Fizdale, legendarny asystent, a za nimi plejada gwiazd: Kevin Durant, Devin Booker, Bradley Beal i inni koszykarze, uwielbiani przez fanów oraz ekspertów.

Oto Phoenix Suns – drużyna, która „na papierze” powinna każdego roku bić się o mistrzostwo NBA, a w rzeczywistości cudem dostaje się do fazy play-off, gdzie jej przygoda szybko się kończy. Tak było w minionym sezonie, ale w tym roku ich historia może zakończyć się jeszcze wcześniej. Do takiej refleksji skłonił każdego występ, jaki „Słońca” zaprezentowały ostatnio w największym mieście Kanady.

Grali z Raptors – zespołem z dolnej części tabeli – a wyglądali, jakby mierzyli się z legendarnymi Bulls Michaela Jordana. Kontrast między ich grą na rozgrzewce, podczas której prezentowali się znakomicie, a faktycznym spotkaniem był uderzający. Na parkiecie wręcz potykali się o własne nogi. Przegrali – to jasne – ale styl, w jakim to zrobili, był katastrofalny. Gospodarze, drużyna złożona z młodych zawodników – jeden z najmłodszych zespołów w lidze – wrzucili im siedem „trójek” z rzędu w decydujących minutach spotkania.

Strach pomyśleć, jak czuje się Mat Ishbia, obecny właściciel Suns, który musi oglądać każdy mecz swojego zespołu. Nic dziwnego, że podczas ostatniego okienka transferowego załamał ręce i próbował sprzedać każdego zawodnika, który miał jakąkolwiek wartość na rynku. Uznał, że po dwóch latach prób ratowania sytuacji czas zacząć od zera.

Sęk w tym, że nie udało się przeprowadzić transferów – teraz ma w składzie zawodników, którzy wiedzą, że są niechciani. W Phoenix trwa więc beznadzieja, która zaczęła się w momencie, gdy… w mediach ukazały się „te” informacje o byłym właścicielu.

Mat Ishbia (z prawej z telefonem) unika mediów. Czasem pojawia się na domowych meczach Suns.
Źródło: Chris Coduto/Getty Images

Złe złego początki w Phoenix Suns. Od czego się zaczęło? 

Po długim, częściowo utajnionym śledztwie, we wrześniu 2022 r. Robert Sarver został zawieszony przez NBA jako właściciel Phoenix Suns oraz kobiecego Phoenix Mercury. Zabroniono mu udziału w codziennej działalności operacyjnej klubów oraz kontaktu z innymi pracownikami poza jego bezpośrednimi podwładnymi, czyli dyrektorami poszczególnych działów.

Kiedy do mediów wyciekł nie tylko powód zawieszenia, ale także konkretne nagrania rasistowskich i seksistowskich komentarzy oraz zachowań Sarvera, zarówno zawodnicy NBA, jak i opinia publiczna domagali się jego całkowitego wykluczenia ze świata najlepszej koszykarskiej ligi świata. Szybko stało się jasne, że 60-latek będzie musiał sprzedać klub.

Robert Sarver nie mógł zarządzać klubem, ale miał prawo zawetować każdą transakcję o wartości przekraczającej 10 mln dolarów. I z tego prawa skwapliwie korzystał.

Dopięcie tak dużej transakcji – Phoenix Suns byli wtedy wyceniani na 4 mld dolarów – nie jest ani proste, ani szybkie. Cały proces – od znalezienia kupca, przez ustalenie warunków umowy, po jej podpisanie i akceptację przez NBA – trwał od września 2022 r. do lutego 2023 r. W tym czasie Robert Sarver nie mógł zarządzać klubem, ale miał prawo zawetować każdą transakcję o wartości przekraczającej 10 mln dolarów. I z tego prawa skwapliwie korzystał.

Mat Ishbia, prezes United Wholesale Mortgage, był jedynym realnym kandydatem do zakupu Suns. Od początku było jasne, że to on przejmie drużynę – pytanie brzmiało jedynie: kiedy i za ile.

Jeszcze jesienią 2022 r., zanim kupił udziały, bardzo zależało mu na sprowadzeniu Kevina Duranta z Brooklyn Nets (dziś można stwierdzić – na preferencyjnych warunkach) oraz na podpisaniu nowego kontraktu z Jae Crowderem lub jego wymianie. Tego samego chciał James Jones, dyrektor ds. operacyjnych „Słońc”, ale Robert Sarver nie wyraził zgody, ponieważ każda transakcja przekraczała 10 mln dolarów.

Robert Sarver zniknął całkowicie ze świata sportu. Sprzedał też udziały hiszpańskiego klubu piłkarskiego RCD Mallorca. Źródło: Christian Petersen/Getty Images

Ostatecznie Crowder nie dostał nowej umowy i odmówił gry, a Duranta udało się pozyskać w ostatniej chwili, tuż po zaakceptowaniu sprzedaży klubu przez ligę. Od grudnia do lutego Ishbia formalnie był właścicielem, ale nie mógł podejmować decyzji bez akceptacji NBA.

Cena za Duranta okazała się wysoka – Suns musieli oddać Mikala Bridgesa, Cama Johnsona, Jae Crowdera oraz kilka praw do wyboru w drafcie. Pozbyli się trzonu zespołu, który grał w finałach NBA w 2021 r., a także stracili szansę na pozyskanie młodych, perspektywicznych zawodników.

Nienajlepsza motywacja nowego właściciela

Chęć postawienia na swoim na przekór byłemu właścicielowi oraz zaimponowania kibicom, którzy od lat czekali na nowego właściciela, zgubiły Mata Ishbię. Tak można łatwo powiedzieć z dystansu i z perspektywy czasu. W 2023 r. pozyskanie Kevina Duranta, a potem Bradleya Beala z Washington Wizards (za dwóch zawodników i kolejne prawa do wyboru w drafcie) wydawało się sensownym ruchem. Kto nie chciałby mieć w składzie dwóch światowej klasy zawodników?

Do jednego samca alfa – Devina Bookera – dołączono dwóch kolejnych, co już na starcie budziło wątpliwości.

Czasem jednak w koszykówce co za dużo, to niezdrowo. Do jednego samca alfa – Devina Bookera – dołączono dwóch kolejnych, co już na starcie budziło wątpliwości. Ponadto wszyscy trzej zarabiają tak dużo, że na innych zawodników zabrakło pieniędzy. A nawet jeśli – jak miałby wyglądać styl gry tej drużyny?

To powinien ustalić trener, najlepiej światowej klasy. Tymczasem najpierw nie udało się to Monty’emu Williamsowi, zwycięzcy nagrody Trenera Roku. Potem Frankowi Vogelowi, byłemu mistrzowi NBA z Los Angeles Lakers, a teraz Mike’owi Budenholzerowi, którego Milwaukee Bucks w finałach 2021 r. pokonali właśnie Phoenix Suns.

Mike Budenholzer
Mike Budenholzer zachodzi w głowę, jak poprawić grę Phoenix Suns. Źródło: XYZ

„Słońca” kolejny rok grają tak słabo, że nawet Mat Ishbia się poddał – mimo że kupując drużynę, udzielił pierwszego od lat (i być może ostatniego) wywiadu, w którym publicznie obiecał kibicom szybkie mistrzostwo.

Teraz, by udobruchać fanów, obniżył ceny popcornu na Footprint Arena do 2 dolarów (co oceniamy jako bardzo dobrą decyzję) i zaczął powoli demontować zespół, dając nadzieję na lepsze jutro. To jednak nie nadejdzie tak szybko, jak oczekiwano – widząc grę Suns, wiele drużyn nie chce ich zawodników, a sami gracze nie garną się do odejścia, bo w sumie… mieszkają w cieple i zarabiają miliony.

Bradley Beal
Bradley Beal przyłapał nas na robieniu zdjęcia. Czy czyta ten artykuł? Źródło: XYZ

Bajzel za miliony dolarów. Witamy w Phoenix

Od kiedy kilka miesięcy temu stało się jasne, że sytuacja jest nie do uratowania, Suns zdołali pozbyć się tylko jednego uciążliwego kontraktu. Oddali do Charlotte Hornets centra Jusufa Nurkicia, który przez ostatnie dwa miesiące w Phoenix ignorował trenera Mike’a Budenholzera i odmawiał z nim rozmów. W tym sezonie zarabia 18 mln dolarów, ale teraz pensję wypłaca mu już drużyna z Karoliny Północnej.

Suns liczyli na znacznie większą czystkę. Najbardziej chcieli pozbyć się jednego z trzech „samców alfa”, którzy łącznie zarobią w tym sezonie 150 mln dolarów – co stanowi około 70 proc. wydatków na pensje klubu z Phoenix. Mimo usilnych prób nie udało się jednak nikogo sprzedać.

Pierwszym kandydatem do odejścia był Bradley Beal. Problem w tym, że w kontrakcie ma klauzulę pozwalającą mu zawetować transfer. Bardzo chciało go Chicago Bulls, ale Beal od razu odrzucił tę opcję – oznajmił, że nie ma mowy, nie idzie do Chicago. Wolałby Miami, ale problem w tym, że tam nikt go nie chce.

Drugim kandydatem do wymiany był Kevin Durant. W przeciwieństwie do Beala nie ma klauzuli blokującej transfer i jest bardziej skłonny do odejścia. Zgłosili się po niego Golden State Warriors, w których grał w latach 2016-2019. Durant bardzo nie chciał jednak wracać na „stare śmieci” i – co ciekawe – Warriors to uszanowali. Gdy dowiedzieli się o jego stanowisku, wycofali ofertę. Durant nadal ma wielu przyjaciół w Golden State, a tamtejsi trenerzy i menedżerowie darzą go ogromnym szacunkiem – w trzy lata zdobył z Warriors dwa mistrzostwa.

Devin Booker
Czemu nie próbowano wyhandlować Devina Bookera? Bo jest wychowankiem klubu i ma dobrą relację z Matem Ishbią. Źródło: XYZ

Odliczając mecze do końca sezonu. Co dalej z Durantem i spółką?

Teraz nie tylko Beal i Durant, ale także inni zawodnicy, których uwzględniano w rozmowach transferowych jako „osłodzenie” potencjalnej transakcji, muszą grać dla zespołu, który już na nich postawił krzyżyk. W realiach NBA to nic nowego – o czym pisaliśmy zresztą niedawno na XYZ.  

Kevin Durant
Kiedy i dokąd odejdzie Kevin Durant? Czas pokaże. Pozostaje liczyć, że dołączy do drużyny z potencjałem, bo jego kariera zmierza ku końcowi.
Źródło: XYZ

— Wszyscy jesteśmy dorosłymi ludźmi. Większość z nas gra w lidze od lat i zna jej realia biznesowe. To nic nowego, kiedyś już byłem wytransferowany. Okienko transferowe to trudny okres sezonu, ale da się go przetrwać, skupiając się na pracy. Wtedy wszystko inne układa się samo — mówi Kevin Durant.

Dobrze, że ten legendarny zawodnik potrafi skupić się na pracy, bo miło się na to patrzy. Jego rozgrzewka, którą zaczyna zawsze 90 minut przed meczem, to prawdziwe połączenie sportu ze sztuką. W trakcie meczu też potrafi błyszczeć indywidualnymi akcjami – zresztą nie on jeden, bo Beal czy Booker to naprawdę dobrzy zawodnicy. Problem w tym, że nie potrafią grać razem.

Więc czy wszystko inne „ułoży się samo”? Trzymam kciuki, ale mam poważne wątpliwości. Z ostatnich 10 meczów Suns wygrali… dwa i zajmują 11. miejsce w Konferencji Zachodniej, liczącej 15 zespołów.

Jako akredytowany dziennikarz NBA co tydzień dostarczam Wam najświeższe wiadomości zza kulis najlepszej koszykarskiej ligi świata. Polecam pozostałe teksty z serii „Rzut za ocean”.

Główne wnioski

  1. Zmiany w zarządzaniu Suns: Nowy właściciel Mat Ishbia musiał odbudować reputację i stabilność Phoenix Suns po kontrowersjach związanych z byłym właścicielem, Robertem Sarverem.
  2. Próby zbudowania superdrużyny zakończyły się niepowodzeniem: Ishbia próbował szybko uczynić Suns drużyną walczącą o mistrzostwo, pozyskując Kevina Duranta i Bradleya Beala. Jednak posiadanie trzech gwiazd z ogromnymi kontraktami nie przełożyło się na sukces. Zespół stracił równowagę, a brak zgrania doprowadził do problemów z grą zespołową.
  3. Przyszłość Suns jest niepewna: Pomimo prób przebudowy składu, sytuacja w Phoenix Suns pozostaje trudna do naprawienia. Zespół osiąga słabe wyniki, a część zawodników nie chce odchodzić, mimo że klub chciałby ich sprzedać. Mat Ishbia rozpoczął demontaż drużyny, a jednocześnie obniżył ceny popcornu, by zyskać przychylność kibiców.