Święta – jak je dobrze spędzić, a nie tylko przetrwać? „Ciekawość jest niezwykle ważna w budowaniu relacji” (WYWIAD)
– Nierozmawianie na jakieś tematy nie zawsze jest rozwiązaniem. Skasowalibyśmy sobie długą listę obszarów do rozmów z bliskimi – uważa znany trener biznesu dr Marcin Capiga, który radzi, jak spędzić święta bez konfliktów. – Jeżeli przygotowanie do świąt porównamy do biznesu, można by to nazwać dużym eventem. Kompetencje biznesowe mogą w przygotowaniu wigilii pomóc. Planowanie, analiza ryzyka i zadbanie o zasoby to coś, co rozumie każdy przedsiębiorca czy menedżer. Ale trzeba uważać, żeby nie stać się kierownikiem we własnym domu.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak w świątecznych przygotowaniach wykorzystać kompetencje lidera, nie stając się jednocześnie kierownikiem we własnym domu.
- Co pomoże złapać chwile odpoczynku nawet w gwarnym gronie rodzinnym albo na niewielkiej przestrzeni.
- Jak siebie i rodzinę przygotować na trudne tematy przy świątecznym stole, o których wcale nie chcemy rozmawiać.
Katarzyna Mokrzycka: Kiedy myślałam o rozmowie o tym, jak dobrze spędzić – a nie tylko przetrwać – święta, spisałam sobie wiele pytań. Później postawiłam jednak nad nimi pytanie najważniejsze: czy święta to w ogóle jest zagadnienie, do którego należy się przygotowywać? Nie znam ani jednego menedżera jakiegokolwiek szczebla, który zostawia ważne rzeczy przypadkowi. Może więc święta z rodziną także powinny znaleźć się w terminarzu – rozpisane, zaplanowane i realizowane, żeby uniknąć ryzyka afer i nerwów?
Dr Marcin Capiga, trener biznesu: Biznes jest oczywiście inną przestrzenią niż strefa rodzinna. Chociaż te obszary bardzo się przenikają i wybrane kompetencje można wykorzystywać zarówno w jednym, jak i w drugim miejscu. Mimo to biznes jest nastawiony na cel i rozliczanie z wyników. Planowanie, strategia i myślenie o ryzyku są częścią codziennych obowiązków. Natomiast w domu rodzinnym – mimo że także planujemy i realizujemy cele – możemy po prostu poddać się chwili. Trochę jak na wakacjach: możemy precyzyjnie zaprogramować każdą godzinę, ale możemy też postawić na spontan i nie zastanawiać się nad tym, jaki będzie dzień.
Warto wiedzieć
Marcin Capiga
Trener kompetencji psychospołecznych, mentor, mówca inspiracyjny. Specjalizuje się w komunikacji, przywództwie i psychologicznych kompetencjach przyszłości. Autor książki „Motywacja przez wielkie M”. Prowadzi podcast „Maska Męskości”. Jest właścicielem firmy szkoleniowo-doradczej Training Tree.
Trzeba jednak umieć unikać raf, bo paradoksalnie święta to czas, który bardzo często wywołuje dodatkowe tarcia. Jeśli ma się wydarzyć coś niepowołanego, to nie w długi weekend majowy, tylko właśnie w Boże Narodzenie, zgodzi się pan? Tak bardzo chcemy odpocząć, tak się spinamy, żeby było dobrze, że kiedy w końcu siadamy do stołu, trzeba się pilnować, by zamiast „wesołych świąt” nie wyrwało się – jak w starym dowcipie – jakieś: „zmarnowałaś mi życie!” Doskonale widać to w świątecznych amerykańskich filmach. Czy da się wyeliminować ryzyko świątecznej draki, żeby rodzinne spotkanie nie skończyło się jak u Griswoldów?
Moim zdaniem, niezależnie od tego, o jakim spotkaniu rodzinnym mówimy, tematy zapalne zawsze mogą się pojawić. Różnica polega na tym, że okres świąteczny jest obarczony wyjątkowo dużą presją. To koniec roku, kiedy w biznesie często dopina się budżety, jesteśmy zmęczeni intensywną pracą i bardzo chcielibyśmy wreszcie odpocząć.
Wszystkie badania pokazują też, że Boże Narodzenie jest najbardziej lubianym i celebrowanym świętem, również przez osoby niewierzące. Prawie każdy ma wobec tego czasu wysokie oczekiwania. W tym roku mogą być one jeszcze większe, bo kalendarz „podarował” nam dodatkowe dni wolne. Rośnie więc presja, by w pięć dni zmieścić 12 potraw, długo dojrzewający piernik, miłość i odbudowę rodzinnych relacji, na które na co dzień brakuje czasu.
Często kończy się to wejściem w rolę ratownika – tak nazywa się to w psychologii. Bierzemy na siebie za dużo, czujemy, że wszystko musimy ogarnąć sami i że musi być idealnie. Ciśnienie rośnie, a momentem, w którym często znajduje ujście, jest spotkanie przy wigilijnym stole. I bywa, że święta kończą się, zanim zdążymy rozpakować prezenty.
I to jest chyba właśnie argument za tym, by jednak się przygotować do świąt. Dosłownie – przygotować siebie. Odpowiednie podejście i nastawienie są równie ważne jak przygotowanie 12 potraw.
Pyta pani akurat osobę, która uwielbia się przygotowywać. Jestem mistrzem planowania. Ale – żeby być obiektywnym – mam wokół siebie osoby, które nie przygotowują się tak jak ja i również są szczęśliwe, a czasem nawet bardziej.
To, co na pewno warto zrobić, to przyjrzeć się własnym schematom i spróbować je przełamać. Jeśli wiesz – pozwolę sobie przejść na tę formę – że jadąc na święta co roku przeżywasz ten sam kryzys, kłócisz się z rodzicami, wchodzisz w spór na te same tematy, a wuj od lat irytuje cię w identyczny sposób, spróbuj zmienić model.
Gdyby każdy z nas miał napisać podręcznik pt. „Jak doprowadzić się do wściekłości”, najlepszymi redaktorami byliby nasi rodzice. Znają wszystkie nasze przyciski – doskonale wiedzą, gdzie nacisnąć, bo nikt nie grał z nami w tę grę tak długo jak oni. Spróbuj więc tym razem zrobić coś inaczej. Na przykład z góry podjąć decyzję, w które tematy nie chcesz wchodzić.
Warto przyjrzeć się własnym schematom i spróbować je przełamać. Jeśli wiesz – pozwolę sobie przejść na tę formę – że jadąc na święta co roku przeżywasz ten sam kryzys, kłócisz się z rodzicami, wchodzisz w spór na te same tematy, a wuj od lat irytuje cię w identyczny sposób, spróbuj zmienić model.
Ja nie chcę. Ale oni chcą. Trudno powiedzieć „na dzień dobry”: przy świątecznym stole nie będę rozmawiać o następujących sprawach.
Może nie „na dzień dobry”, ale wyobrażam sobie, że taka rozmowa może odbyć się jeszcze przed świętami. Dzwoniąc do mamy czy taty, mówię: „Wiem, że co roku pytasz mnie o dzieci, ale proszę cię – w tym roku nie pytaj, bo to jest dla mnie niekomfortowe rozmawiać o tym przy innych. Jeśli zdecydujemy się na wnuka, na pewno będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie”. W ten sposób możemy uprzedzić nerwową sytuację i spróbować zapobiec kłótni.
Komunikacja – a szerzej: relacje z ludźmi – to nie matematyka z jednym poprawnym wynikiem, ale możemy próbować minimalizować ryzyko trudnych momentów.
Możemy się też przygotować na to, co odpowiemy, gdy niechciany komentarz jednak się pojawi: „Mamo, pamiętasz? Rozmawialiśmy o tym. Nie chcę dziś tego poruszać, proszę, uszanuj to”. Na komentarze cioć i wujów również da się przygotować odpowiedzi.
Mieć coś w zanadrzu dla świętego spokoju?
Tak – przygotowaną reakcję. Warto odrobić tę pracę domową i wcześniej zastanowić się, w jakie obszary chcę i mogę wchodzić, a w jakie absolutnie nie. Żeby stawiać granice, trzeba najpierw uświadomić sobie, gdzie one przebiegają. Poza tym, powiedzmy sobie szczerze – lista tematów konfliktogennych przy świątecznym stole jest dość przewidywalna: polityka, dzieci i wnuki, pieniądze, komentarze o wyglądzie typu: „O, widzę, że się znowu poprawiłaś”.
Jak reagować? Zbyć żartem, zmienić temat, przemilczeć?
Można zażartować, ale można też odpowiedzieć asertywnie: „Wiesz, to jest temat, o którym nie chcę rozmawiać. Pogadajmy o czymś innym” – i zaproponować alternatywę.
Uważam też, że jeśli naprawdę nie czujemy tego wyjazdu, to niepojechanie na Wigilię również jest wyborem. Czasami to wybór mniejszego zła. Trzeba się jednak liczyć z niewygodną reakcją. W idealnym świecie rodzice powiedzieliby: „Potrzebujesz zostać – zostań, kochanie”. Ale szczerze mówiąc, nie znam wielu rodzin, które tak reagują. Częściej pojawiają się żale, pretensje albo wzbudzanie poczucia winy. A to dla nas kolejne wyzwanie.
To może lepiej powiedzieć, że teściowie zaprosili albo że dopadła nas grypa?
Można. Tylko że takie wymówki to w gruncie rzeczy manipulacja i kłamstwo. Warto się zastanowić, czy to najlepsza droga. Uczciwe wyjaśnienie powodów bywa trudniejsze, ale na dłuższą metę zdrowsze.
Mam jeden apel: jeśli usłyszymy odmowę od kogoś bliskiego zaproszonego na święta – uszanujmy ją. Bycie samemu w święta, z dala od zgiełku, też może być dobrym wyborem. Taka decyzja nie musi być „przeciwko nam”, tylko w służbie tej osoby, która tego w danym momencie potrzebuje. Czasem empatia i niewzbudzanie poczucia winy to najlepszy prezent.
Model rozmowy, który pan proponuje, jest bardzo dojrzały. Tylko że do takiej rozmowy muszą być przygotowane wszystkie strony. Jeśli tylko ja odrobię pracę domową, a mój wuj z wąsem już nie, to prawdopodobnie on się obrazi. Albo obrazi się mama, że obraziłam wuja. Tak czy inaczej – atmosfera się zwarzy.
To prawda, tak może się stać. Komunikacja asertywna – czyli m.in. stawianie granic – nie gwarantuje, że wszyscy będą zadowoleni. Jeśli przez 30, 40 czy 50 lat nikt niczyich granic nie szanował, a nawet ich nie dostrzegał, trudno oczekiwać, że nagle stanowcze komunikaty spotkają się z entuzjazmem. Tylko że nie jesteśmy po to, by zadowalać wszystkich – zwłaszcza kosztem siebie.
Czy święta to dobry moment na stawianie granic? A może lepiej zagryźć zęby i powiedzieć sobie: to tylko trzy dni?
Nie wiem, czy kiedykolwiek istnieje „idealny moment” na robienie czegoś wbrew własnym wartościom i granicom. Wyobrażam sobie jednak sytuacje, w których warto świadomie odpuścić. Na przykład: nie jem słodkiego, ale wiem, że 80-letnia babcia pół dnia piekła makowiec specjalnie dla mnie. Czy zjedzenie kawałka ciasta, żeby sprawić jej radość, naprawdę będzie dla mnie czymś nie do zniesienia? To trudne pytanie, bo zawsze wybieramy jakiś dyskomfort – cudzy albo własny.
Czy warto zrobić listę tematów, o których chce się porozmawiać?
Może niekoniecznie na papierze, ale na pewno w głowie. Fakt, że niektórych tematów nie lubimy, nie oznacza, że mamy siedzieć w ciszy. Jeśli komuś urodziło się dziecko, ktoś dostał nową pracę albo wydarzyło się coś ważnego, zadanie pytania pokazuje ciekawość. A ciekawość to zaangażowanie, budowanie więzi i wyraz empatii. Jest niezwykle istotna w relacjach.
Wiele osób boi się jednak, że każde uprzejme pytanie uruchomi lawinę pytań zwrotnych. Klasyczny schemat: pytasz o dziecko i zaraz słyszysz „a co z wami?”. I w efekcie dochodzisz do wniosku, że lepiej się nie odzywać.
Jeśli to naprawdę bardzo trudny temat – być może faktycznie nie warto go poruszać. Ale nierozmawianie o niczym też nie jest rozwiązaniem. Skasowalibyśmy w ten sposób ogromną część wspólnej rozmowy. To, co dla ciebie jest drażliwe, niekoniecznie jest takie dla innych. Dlatego zamiast unikania lepsze bywa przygotowanie dobrej odpowiedzi: mogę być ciekawy, co u ciebie, ale o tych sprawach opowiadać nie chcę.
To, co dla ciebie jest drażliwe, niekoniecznie jest takie dla innych. Dlatego zamiast unikania lepsze bywa przygotowanie dobrej odpowiedzi.
Jak menedżera oduczyć zarządzania w rodzinie? W święta tyle się dzieje, że osoby, które na co dzień są liderami w pracy, często albo wycofują się zupełnie, albo automatycznie przyjmują rolę „jednopalczastych”.
Ale po co oduczać? Ja uważam, że warto wykorzystać te kompetencje (śmiech). Przygotowanie do świąt jest jak zarządzanie dużym projektem. Planowanie, analiza ryzyka, zadbanie o zasoby – to coś, co rozumie każdy przedsiębiorca czy menedżer z korporacji. Kompetencje biznesowe mogą więc w przygotowaniu wigilii bardzo pomóc. Trzeba jednak uważać, żeby nie stać się kierownikiem we własnym domu i nie posunąć się za daleko. Delegowanie „spod palca” to dla mnie autorytarny styl zarządzania. A taki nie sprawdza się nigdzie – ani w biznesie, ani w rodzinie. Ocenę okresową w stylu: „pierogi gorsze niż u mamusi” też warto sobie darować.
Choć często narzekamy na korporacje – że wypalają, że pracy jest za dużo, że zaburzają work-life balance – to konia z rzędem temu, kto wskaże inną instytucję, która dała ludziom więcej szkoleń i rozwoju kompetencji psychospołecznych niż biznes. Ani w szkole, ani na studiach niemal w ogóle nie uczymy się radzenia sobie z emocjami, stresem, komunikacji czy pracy projektowej. Rozwijając się w biznesie, rozwijamy się też jako ludzie.
Trzeba uważać, żeby nie stać się kierownikiem w swoim domu i nie posunąć się za daleko. Ocenę okresową w stylu: „pierogi gorsze niż u mamusi” też warto sobie darować.
A przenoszenie korzyści działa także w drugą stronę. Na przykład pojawienie się dziecka w domu powoduje jednocześnie ogromną zmianę w stylu zarządzania u menedżerów – choćby w radzeniu sobie z emocjami.
Jak w święta odpoczywać? To wcale nie jest oczywista oczywistość, bo nie każdy dom i nie każde polskie mieszkanie pozwala na chwilę samotności czy zaszycie się z książką. Lubimy się gościć, ale każdy potrzebuje czasu dla siebie, prawda?
Nie jest to łatwe, ale też nie jest niemożliwe. Mamy bardzo różne sposoby odpoczywania i różną wrażliwość na przebywanie z innymi ludźmi. Warto to uwzględnić i nie zagłuszać własnych potrzeb, bo to tylko potęguje napięcie. Oczywiście dorosły człowiek raczej nie powie: wszyscy wyjść, bo chcę poleżeć. Ale można inaczej. Odpoczynek da się budować z drobnych elementów – wyjść z psem, pójść do kuchni zrobić herbatę, przemyć twarz w łazience, wyjść na balkon czy wieczorem z rodziną pójść na pasterkę. Często kilka minut oderwania się od gwarnego stołu wystarcza, by naładować akumulatory i spokojnie wrócić do świętowania albo debatowania. Bardzo często przyczyną złości czy utraty cierpliwości jest po prostu zmęczenie. Gdy mamy tego świadomość, łatwiej zarządzać emocjami.
Jest jakieś magiczne hasło, którym w sytuacji kryzysowej można rozładować napięcie? Albo zmienić temat tak, żeby dodatkowo nie rozjuszyć już zdenerwowanych osób? Bo „tylko się nie denerwuj” działa dokładnie odwrotnie.
Skoro magiczne, to wiadomo, że nie istnieje. I raczej nikt za nas tego nie załatwi. W codziennej komunikacji każdy z nas styka się z tym, co w psychologii nazywa się przynętą i haczykiem. Łapiemy się na haczyk, bo przynęta jest właściwa. Są tematy, które natychmiast wzbudzają silne emocje i wciągają nas w dyskusję jak wir. Na inne nie zareagujemy wcale.
Świadomość własnych przynęt – czyli tego, na co najczęściej się łapiemy – daje nam szansę przygotowania odpowiedniej reakcji. Ta reakcja może być różna. Po pierwsze, możemy unikać przynęt. Na przykład wyjść z pokoju, gdy pojawia się niekomfortowy temat, zanim jeszcze wzburzy nam krew. Powiedzieć: „to ja pójdę zrobić herbatę”. Warto podkreślić, że unikanie nie jest porażką. To jedna ze strategii rozwiązywania konfliktów. Nie muszę siadać obok wścibskiego wuja i wystawiać się na pokusę kłótni. Mogę usiąść po drugiej stronie stołu, bo wiem, że gdy usiądę obok niego, niemal na pewno wpakuję się w konflikt.
W codziennej komunikacji każdy z nas styka się z tym, co w psychologii nazywa się przynętą i haczykiem. Łapiemy się na haczyk, bo przynęta jest właściwa. Są tematy, które natychmiast wzbudzają silne emocje i wciągają nas w dyskusję jak wir. Na inne nie zareagujemy wcale.
Po drugie, warto uświadomić sobie, że w trakcie dwugodzinnej kolacji wigilijnej, a nawet przez całe święta, nie przekonamy osoby o odmiennych poglądach. Ona budowała je przez wiele lat życia, ma inny system wartości i przekonań. Nie ma szans, że nagle „zmieni danie”. Więc po co w ogóle próbować? Po co za każdym razem kłócić się o to samo? To właśnie przykład przełamywania schematów, o którym mówiłem na początku naszej rozmowy – zmieńmy scenariusz. Może zamiast przekonywać, warto nastawić się na słuchanie? To bardzo ciekawa technika, do której wypróbowania gorąco zachęcam. Sam korzystam z niej często.
Gdy ktoś mówi o czymś, z czym się nie zgadzam, czasami świadomie wybieram niewyrażanie swojego zdania. Uwaga – nie chodzi o to, by odmienne poglądy zaakceptować, ale by wysłuchać tej osoby i spróbować zrozumieć, co nią powoduje.
To bardzo trudne ćwiczenie, a jednocześnie niesamowicie rozwijające. Można dowiedzieć się wiele o drugim człowieku, nawet jeśli zupełnie się z nim nie zgadzamy.
Może zamiast przekonywać, warto nastawić się na słuchanie? To bardzo ciekawa technika, do której wypróbowania gorąco zachęcam. Gdy ktoś mówi o czymś, z czym się nie zgadzam, czasami świadomie wybieram niewyrażanie swojego zdania. To bardzo trudne ćwiczenie, a jednocześnie niesamowicie rozwijające.
Tym bardziej że tematy, w których się różnimy – polityka, związki partnerskie, szczepienia i podobne – bardzo szybko nakręcają emocje...
Kiedy zaczynamy kogoś przekonywać, emocje tylko eskalują. Kiedy natomiast słuchamy, ta osoba często nawet nie wie, że mamy inne zdanie – mówi spokojniej, tłumaczy, dlaczego uważa tak, a nie inaczej.
Bywa też tak, że sami prowokujemy rozmowy na trudne tematy, bo wydaje nam się, że bez nich nie mielibyśmy o czym rozmawiać. Paradoksalnie to, co nas dzieli, bywa jednocześnie jedyną rzeczą, która nas łączy. Nieświadomie więc wywołujemy konflikty.
Lepiej się kłócić niż nie rozmawiać w ogóle?
Dla niektórych – tak. Obojętność i wykluczenie należą do najsilniejszych ludzkich lęków pierwotnych. W czasach prehistorycznych często oznaczały śmierć. Dlatego dla człowieka tak ważne jest, by być częścią społeczności – być widzianym, otrzymywać uwagę, doświadczać bliskości i bycia kochanym.
Czasami mamy tendencję do zaczynania trudnych tematów, bo gdyby nie te tematy, to nie mielibyśmy o czym rozmawiać. Kłócenie się bywa protezą bliskości.
Paradoksalnie w relacjach małżeńskich i rodzinnych czasami prowokujemy kłótnie i sprzeczki, bo brakuje nam bliskości. Kłócenie się bywa protezą bliskości – nieświadomym i nieumiejętnym sposobem podtrzymywania więzi. Niestety taka postawa często działa jak korozja relacji i nas samych. Powoli wykańcza, a w skrajnych przypadkach prowadzi do rozpadu.
Rodzinne więzi bywają mocniejsze niż małżeństwa i często trwają do końca życia.
Główne wnioski
- Przygotowanie do świąt siebie samego jako klucz do spokoju: Marcin Capiga, trener biznesu, podkreśla, że choć święta nie muszą być planowane jak projekt biznesowy, warto przygotować samego siebie: zidentyfikować tematy konfliktowe, których nie chcemy poruszać, wyznaczyć granice oraz przygotować asertywne odpowiedzi lub prośby o niepodejmowanie drażliwych kwestii. Zmiana powtarzalnych schematów kłótni i wcześniejsza rozmowa z rodziną mogą znacząco zmniejszyć napięcia przy wigilijnym stole.
- Asertywność, empatia i odpoczynek są kluczowe: Nie trzeba zadowalać wszystkich – stawianie granic jest oznaką dojrzałości, choć może wywołać początkowy opór. Warto okazywać ciekawość i słuchać bez intencji przekonywania przy odmiennych poglądach. Na odpoczynek w zatłoczonym domu pozwalają krótkie przerwy (spacer z psem, wyjście do kuchni), które pomagają zarządzać zmęczeniem i emocjami. Unikanie konfliktu (np. zmiana miejsca przy stole) również bywa skuteczną strategią.
- Kompetencje menedżerskie w organizacji świąt – z umiarem: Capiga radzi, by przygotowania do świąt potraktować jak duży projekt: planować zadania, analizować ryzyka i dzielić obowiązki. Jednocześnie przestrzega przed ocenianiem i nadmierną kontrolą, które psują atmosferę. Zamiast wchodzić w rolę „ratownika” i dążyć do perfekcji, lepiej pozwolić na niedoskonałość i skupić się na relacjach, nie na idealnym wykonaniu.
