Sprawdź relację:
Dzieje się!
Świat

Nie wszyscy Szwedzi chcą atomu. „Kosztowna utopia” dzieli naród

Szwedzki rząd chce ożywić energetykę jądrową, budując nowoczesne reaktory, w tym małe modułowe (SMR), by zapewnić stabilny prąd i osiągnąć zeroemisyjność do 2045 r. To odpowiedź na rosnące zapotrzebowanie i niestabilność odnawialnych źródeł. Jednak plan budzi kontrowersje – podatnicy mogą dopłacać do inwestycji, a ekolodzy i opozycja ostrzegają przed finansowym ryzykiem i zagrożeniem ekologicznym.

Demonstranci organizują protest przeciw elektrowni jądrowej.
Demonstranci organizują protest przeciw elektrowni jądrowej. Fot.: EPA/FRIEDEMANN VOGEL, Dostawca: PAP/EPA.

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego Szwecja zwraca się ku energetyce jądrowej i co rząd uznaje za jej największe zalety.
  2. Jakie koszty poniosą podatnicy i dlaczego plan wywołuje oburzenie w społeczeństwie.
  3. Jakie ryzyka wiążą się z budową elektrowni jądrowych i dlaczego część Szwedów stanowczo się im sprzeciwia.

Szwecja zmienia kurs energetyczny. Rząd, kierowany przez prawicową koalicję, zapowiedział powrót do atomu, by sprostać prognozom: do 2045 r. zapotrzebowanie na prąd wzrośnie do 300 TWh rocznie – dwa razy więcej niż obecnie.

– Kocham wiatr, ale on jest niestabilny. Wojna na Ukrainie pokazała, że potrzebujemy pewności energetycznej, a taką może dać atom – powiedziała Ebba Busch, szwedzka minister energii.

To zwrot po dekadach odwrotu – lewica i Zieloni zamknęli cztery z dwunastu reaktorów, ale teraz atom wraca jako konieczność. Uniper buduje obecnie testowy SMR w Oskarshamn – pierwszy od 40 lat, który ma ruszyć w 2026 r. Docelowo cztery elektrownie pochłoną 38 mld dolarów, a rząd chce wspierać projekt pożyczkami i gwarancjami cenowymi.

„Fiksacja na punkcie atomu”

Podatnicy mają jednak powody do obaw. Rządowy model finansowy zakłada, że państwo pokryje straty, jeśli ceny prądu spadną poniżej progu opłacalności – a to realne ryzyko w erze taniejących odnawialnych źródeł. Zieloni nazywają plan „fiksacją na punkcie atomu”.

– Zamiast pompować miliardy w reaktory, moglibyśmy rozbudować morskie farmy wiatrowe, odrzucone w 2024 r. z powodów bezpieczeństwa na Bałtyku – powiedział Per Bolund, lider Zielonych.

– Obecnie nowa energetyka jądrowa jest potwornie droga – nie tylko pod względem kosztów samej produkcji energii, ale także konieczności dostosowania sieci przesyłowej do nowej rzeczywistości – mówi Per Langer, prezes firmy Polar Energy.

Ekolodzy podnoszą kolejne zarzuty. Szwecja ma już 7 tys. ton odpadów radioaktywnych z lat 70. i 80. XX w., a składowisko w Forsmark to jedynie rozwiązanie tymczasowe. Szwedzki Greenpeace ostrzega w raporcie z lutego 2025 r., twierdząc, że nowe reaktory to nowe odpady, a Szwecja wciąż nie ma trwałego rozwiązania. Ryzyko awarii również budzi niepokój – choć SMR-y mają być bezpieczniejsze, pamięć o Czarnobylu i Fukushimie jest wciąż żywa. Szwedzi mieszkający na wsiach najczęściej obawiają się powtórki z największych katastrof nuklearnych.

Co ciekawe, w ostatnim sondażu „Aftonbladet” (kwiecień 2025 r.) 42 proc. Szwedów popiera projekt, ale niewiele mniej – 38 proc. – jest mu przeciwnych, co pokazuje niemal równy podział opinii publicznej.

Naukowcy z Instytutu Technologii w Blekinge szacują, że plan jądrowy może kosztować nawet o 1 070 mld koron szwedzkich więcej niż porównywalne inwestycje w odnawialne źródła energii (OZE) – łącznie 5 mld koron do 2100 r.

Projekt, który dzieli

Zieloni i ekolodzy szykują się do protestu. Zapowiadają demonstracje w Oskarshamn i blokady, jeśli budowa ruszy pełną parą. Bolund podkreśla alternatywy: wiatr na Bałtyku mógłby dostarczyć więcej energii – taniej, szybciej i bez ryzyka odpadów ani awarii. Społeczeństwo dzieli się na dwa obozy: jedni widzą w atomie przyszłość, drudzy – kosztowną utopię. Socjolożka Lena Eriksson z Uniwersytetu w Lund zauważa: „To nie jednoczy, lecz dzieli”. W Oskarshamn mieszkańcy już piszą petycje, obawiając się, że ich region stanie się składowiskiem odpadów na dziesięciolecia.

Przeciwnicy zwracają uwagę również na nierealne terminy. Testowy SMR w 2026 r. to dopiero początek – pełnoskalowe elektrownie mają powstać dopiero w latach 30. Rząd widzi w atomie element dywersyfikacji, ale opozycja pyta: za jaką cenę? Jeśli projekt się opóźni – a historia pokazuje, że to bardzo prawdopodobne – podatnicy mogą zapłacić ponad 2 tys. koron rocznie.

Po trupach do celu?

Plan rządu miał być odpowiedzią na kryzys, ale staje się zarzewiem poważnego konfliktu. Zwolennicy widzą w atomie gwarancję stabilności i tysiące miejsc pracy – budowa oraz obsługa reaktorów to realna obietnica zatrudnienia. Minister Busch przekonuje, że niższe rachunki za prąd w przyszłości zrównoważą obecne wydatki. Jednak brak przejrzystości finansowej budzi rosnącą nieufność obywateli. Eksperci szacują, że jeśli ceny energii spadną, rząd będzie dopłacał miliardy koron rocznie – co przełoży się na wyższe podatki. Jak zauważają specjaliści, projekty jądrowe niemal zawsze kosztują więcej, niż pierwotnie zakładano.

Ebba Busch w wywiadzie dla szwedzkiej telewizji SVT stanowczo opowiedziała się za realizacją proponowanego modelu finansowania inwestycji w energetykę jądrową. Podkreśliła, że zaniechanie działań w tym obszarze stanowi poważne zagrożenie dla przyszłości energetyki i bezpieczeństwa gospodarczego Szwecji. Jej zdaniem rezygnacja z inwestycji byłaby dziś decyzją bardziej ryzykowną niż jej podjęcie – mimo kosztów i wyzwań. Busch zaznaczyła, że brak zdecydowanych działań może doprowadzić w nadchodzących latach do trudności z dostępem do stabilnych źródeł energii, co uderzyłoby zarówno w obywateli, jak i szwedzkie przedsiębiorstwa.

Główne wnioski

  1. Szwecja potrzebuje stabilnych dostaw energii, ale brak jasnego planu finansowego może storpedować projekt atomowy – i nadwyrężyć zaufanie obywateli.
  2. Sprzeciw podatników i ekologów grozi paraliżem inwestycji, pokazując, że żadna technologia nie ma szans bez społecznej akceptacji.
  3. Jeśli Szwecja nie udźwignie kosztów ani sprzeciwu, inne państwa mogą porzucić atom na rzecz wiatru i słońca – przyszłość energetyki pozostaje otwartym pytaniem.