Szwedzi chcą zbadać „wartość” migrantów. Organizacje pozarządowe się burzą
Szwecja stoi przed nowym wyzwaniem: rząd planuje zlecić badanie, które oceni ekonomiczną „wartość” migrantów, czyli ich wkład w gospodarkę w porównaniu z kosztami integracji i świadczeń socjalnych. Inicjatywa ogłoszona w 2024 roku przez ministerstwo finansów ma dostarczyć danych do debaty o zrównoważonej imigracji. Pomysł wywołał burzę wśród organizacji pozarządowych, które oskarżają władze o dehumanizację imigrantów i podsycanie ksenofobii.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego szwedzki rząd planuje analizę ekonomicznego wkładu migrantów i jak to się wpisuje w szerszą debatę o polityce migracyjnej.
- Jakie są główne argumenty za i przeciw badaniu „wartości” imigrantów, w tym obawy organizacji pozarządowych o dyskryminację.
- Jakie skutki polityczne i społeczne może mieć ta inicjatywa dla Szwecji, kraju o tradycji otwartej imigracji.
Szwecja od lat 90. przyjmuje dużą liczbę uchodźców i migrantów ekonomicznych, stając się jednym z najbardziej otwartych krajów Europy. W 2024 roku kraj gościł ponad 2 mln imigrantów spoza UE, w tym wielu z Syrii, Afganistanu i Somalii. Szwedzki model integracji oparty na darmowej edukacji, opiece zdrowotnej i wsparciu socjalnym, kosztuje budżet około 50 mld koron rocznie (ok. 4,5 mld euro). Jednak w ostatnich latach rosnące bezrobocie wśród migrantów (20 proc. w porównaniu z 5 proc. wśród rodowitych Szwedów) i obciążenie systemu spowodowały zmianę tonu. Po wyborach w 2022 roku, gdzie prawicowa Szwedzcy Demokraci (SD) – partia antyimigracyjna – weszli do koalicji rządzącej, polityka migracyjna zaostrzyła się: ograniczono azyl, wprowadzono deportacje i zaostrzono kontrole granic.
W tym kontekście ministerstwo finansów, pod kierownictwem Elisabeth Svantesson, ogłosiło plan badania „netto wkładu migrantów”. Ma ono analizować, ile migranci generują w podatkach i PKB w porównaniu z wydatkami na ich integrację (edukacja, zasiłki, mieszkania). Badanie, zlecone instytutowi ekonomii publicznej (ESF), ma objąć dane z lat 2010-2024 i skupić się na grupach wiekowych oraz krajach pochodzenia. Rząd argumentuje, że to narzędzie do „lepszego planowania”, nie dyskryminacja – podobne analizy przeprowadzają Niemcy i Holandia. Ale krytycy widzą w tym krok ku selektywnej imigracji, gdzie „wartość” mierzy się w koronach, a nie w prawach człowieka.
Argumenty rządu
Zwolennicy pomysłu podkreślają, że Szwecja musi zrównoważyć hojność z realiami gospodarczymi. W 2023 roku deficyt budżetowy wyniósł 1,5 proc. PKB, częściowo przez koszty imigracji – na jednego uchodźcę państwo wydaje średnio 100 tys. koron rocznie w pierwszych pięciu latach. Badanie ma pokazać, które grupy migrantów (np. wykwalifikowani pracownicy z Indii vs. nisko wykształceni uchodźcy) przynoszą największy zysk długoterminowy.
Według wstępnych szacunków ESF imigranci z wyższym wykształceniem "zwracają" koszty po pięciu, siedmiu latach, podczas gdy inni po 15-20 latach. Rząd chce użyć danych do reform: np. wprowadzenia priorytetu dla migrantów z umiejętnościami poszukiwanymi w IT czy opiece zdrowotnej.
– Szwecja przyjęła setki tysięcy uchodźców, co jest chlubą naszej demokracji, ale teraz, z rosnącym długiem publicznym i napięciami społecznymi, potrzebujemy faktów, nie emocji. Badanie pokaże, jak lepiej integrować migrantów by wszyscy korzystali – twierdził premier Szwecji Ulf Kristersson.
Oskarżenia o dehumanizację
Organizacje pozarządowe, takie jak Amnesty International, Szwedzka Rada Uchodźców (Swedish Refugee Council) i Chrześcijański Komitet Pomocy (Christian Aid) protestują. Ponad 50 grup podpisało petycję do parlamentu, nazywając badanie „rasistowskim i nieetycznym”. Argumentują, że ocenianie migrantów przez pryzmat ekonomii redukuje ludzi do liczb, ignorując ich wkład kulturowy, demograficzny (migranci ratują starzejące się społeczeństwo) i moralny.
"To krok ku polityce – tylko bogaci mile widziani – co łamie konwencję genewską o uchodźcach" – piszą w oświadczeniu. Protesty uliczne w Sztokholmie i Göteborgu zebrały tysiące uczestników, a aktywiści oskarżają rząd o uleganie presji SD, którego lider Jimmie Åkesson publicznie chwalił pomysł jako „koniec szwedzkiego naiwniactwa”.
Eksperci z NGO wskazują na ryzyka: badanie może prowadzić do dyskryminacji, np. preferencji dla białych migrantów z Europy Wschodniej. Według raportu Amnesty z 2024 roku podobne analizy w innych krajach zwiększyły deportacje o 30 proc., uderzając w najsłabszych. Szwedzka prasa, jak „Aftonbladet”, donosi o obawach wśród migrantów – wielu boi się, że dane posłużą do cięć w pomocy, pogłębiając ubóstwo w gettach imigranckich.
– To badanie to nie nauka, to polityczna broń, która dehumanizuje migrantów, traktując ich jak aktywa na bilansie. Szwecja zbudowała swoją reputację na ochronie praw człowieka, a teraz, pod presją prawicy, ryzykuje utratę duszy. Widzimy, co dzieje się w Danii – tam ‘wartość migrantów doprowadziła do wzrostu nienawiści. Jeśli rząd zmierzy ich "wartością" otworzy puszkę Pandory – kto następny? Emeryci? Bezrobotni? Szwedzi? Musimy inwestować w integrację, nie kalkulować zyski – to etyka, nie ekonomia, definiuje naród – ostrzega Lea Körösi, ekspertka ds. uchodźców.
Główne wnioski
- Badanie „wartości” migrantów to próba pragmatycznego zarządzania imigracją w Szwecji, ale ryzykuje podsyceniem podziałów społecznych i osłabieniem humanitarnego wizerunku kraju.
- Protesty NGO podkreślają konflikt między ekonomią a etyką, pokazując, że mierzenie ludzi w kategoriach finansowych może prowadzić do dyskryminacji i spadku zaufania do państwa.
- W dłuższej perspektywie inicjatywa może zainspirować reformy integracyjne, ale bez uwzględnienia wkładu niefinansowego, grozi zaostrzeniem polityki migracyjnej w całej UE.