Transportowa luka Marynarki Wojennej. ORP „Gniezno” od pięciu lat unieruchomiony
Transport to dla armii warunek sine qua non zdolności operacyjnych – zwłaszcza dla sił nowoczesnych lub przynajmniej aspirujących do tego miana. Tymczasem w Polsce sytuacja jest daleka od ideału: w Siłach Powietrznych i Marynarce Wojennej trwa szeroko zakrojona akcja reanimacyjna – zarówno w zakresie samolotów transportowych, jak i, w dużej mierze, okrętów.
Z tego artykułu dowiesz się…
- W jakim stanie znajduje się dziś flota transportowa Marynarki Wojennej RP i Sił Powietrznych.
- Jakie plany w zakresie zdolności transportowych ma Inspektorat Marynarki Wojennej.
- Gdzie występują największe luki w transporcie lotniczym.
Mobilność wojska to jego siła – boleśnie przekonał się o tym cesarz Napoleon III, przegrywając wojnę francusko-pruską (1870–1871). Armia pruska udowodniła wówczas, że szybki, sprawnie zorganizowany transport stanowi fundament skutecznych działań zbrojnych. Ponad 150 lat później tę zasadę rozumieją wszyscy współcześni planiści wojskowi.
Wszyscy – być może z wyjątkiem polskich.
W polskim systemie transportu wojskowego istnieje bowiem wyraźna i niepokojąca luka – zarówno w zakresie mobilności lotniczej, jak i morskiej. Potwierdzają to odpowiedzi uzyskane z Inspektoratu Marynarki Wojennej (IMW)
Zwróciliśmy się do wojska z pytaniami o stan okrętów transportowych oraz plany ich modernizacji.
Pytania te są szczególnie zasadne w kontekście rosnącego znaczenia Bałtyku jako obszaru, w którym wysoka sprawność i mobilność sił morskich powinna być priorytetem.
Czerwona kartka dla IMW?
Siły transportowe Marynarki Wojennej RP prezentują się imponująco – na papierze. Tworzy je pięć okrętów transportowo-minowych projektu 767 (typ „Lublin”) oraz trzy małe kutry transportowe projektu 716 (typ „Dęba”). W sumie osiem jednostek. Przynajmniej teoretycznie – bo do stycznia realnie funkcjonowało sześć z nich. Dlaczego? Jeden z „Lublinów” powrócił do służby dopiero w styczniu, drugi pozostaje niesprawny od pięciu lat.
Formalnie flota typu „Lublin” składa się z pięciu okrętów: ORP Lublin, ORP Gniezno, ORP Toruń, ORP Poznań i ORP Kraków. W praktyce jednak przez kilka ostatnich lat służbę pełniły tylko cztery z nich. Najstarszy, ORP Lublin, wprowadzony do służby w 1989 r., od 2017 r. znajdował się w naprawie. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, okręt wrócił do linii w styczniu 2025 r.:
„Naprawa Główna i Dokowa okrętu ORP Lublin została zakończona w dniu 29.01.2025 r. Okręt powrócił do Portu Wojennego Świnoujście.”
Pozostawały więc cztery pozostałe okręty tego typu – ale tylko nominalnie. ORP Gniezno, podczas manewrów Baltops 2019 u wybrzeży Litwy, uderzył w przeszkodę podwodną i zaczął nabierać wody. Uszkodzeniu uległo poszycie kadłuba. Jak dziś wygląda jego stan?
„W ciągu ostatnich dwóch lat ORP Gniezno nie uczestniczył w ćwiczeniach; ostatni raz realizował zadania w morzu w sierpniu 2020 r. Planowany jest do naprawy głównej oraz dokowej w 2026 r.” – poinformowało Dowództwo Generalne.
Polskie wybrzeże niestrzeżone?
Oznacza to, że przez ostatnie lata polska flota transportowa opierała się na trzech „Lublinach” oraz trzech niewielkich kutrach. Tyle że użyteczność tych ostatnich jest co najmniej ograniczona.
Kutry typu „Dęba” mają niespełna 38 metrów długości, wyporność całkowitą 176 ton i 14-osobową załogę. W praktyce mogą przewieźć jeden bojowy wóz piechoty lub jedną ciężarówkę wojskową. To nie są zdolności, na których można opierać bezpieczeństwo polskiego Wybrzeża.
I to nie jedyny problem.
Z użytkowania wyłączone są – co opisujemy w osobnym materiale – małe okręty rakietowe typu „Orkan”. Od roku nieoperacyjny jest także ORP Ślązak – jeden z najnowszych okrętów MW RP.
Modernizacja okrętu ratowniczego ORP Piast zakończyła się dopiero w 2024 r. – po dziewięciu latach. W kolejce czeka kolejna jednostka tego typu – ORP Lech.
Osobnym przypadkiem pozostaje jedyny okręt podwodny Marynarki Wojennej – ORP Orzeł. Ten 40-letni okręt od lat znajduje się w stanie chronicznego remontu. Brakuje części zamiennych, pojawiają się problemy kadrowe oraz techniczne. W ciągu ostatniej dekady ORP Orzeł spędził co najmniej cztery lata w stoczniach.
Co z nowymi jednostkami? „Chcemy, planujemy, zamierzamy, oczekujemy”
Jakie są zatem rzeczywiste zamiary Inspektoratu Marynarki Wojennej w zakresie rozbudowy zdolności transportu morskiego? Czy w ogóle istnieją konkretne plany? Wydaje się, że tak – przynajmniej jeśli wierzyć odpowiedzi Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
„Opracowane przez Marynarkę Wojenną dokumenty planistyczne przewidują pozyskanie nowoczesnych okrętów, które zastąpią w przyszłości okręty transportowo-minowe typu Lublin oraz kutry transportowe typu Dęba” – czytamy w piśmie.
Ta odpowiedź w istocie nie mówi nic konkretnego. Dowództwo – a właściwie tworzący pismo Inspektorat Marynarki Wojennej – nie podaje, ile nowych jednostek planuje pozyskać, jakiego mają być typu, ani kiedy miałoby to nastąpić. To raczej zdawkowa deklaracja w stylu: „tak, coś planujemy”, bez żadnych szczegółów. Może to oznaczać, że – podobnie jak z ciągnącym się od grudnia ub. roku postępowaniem na modernizację ORP Ślązak, na zakup nowych okrętów po prostu nie środków.
A zegar tyka...
To zresztą zależne jest – jak przypomina Tomasz Dmitruk z „Dziennika Zbrojnego” – od nowego Planu Modernizacji Technicznej (PMT) Sił Zbrojnych. A tego wciąż nie ma. Dokument ma już pół roku opóźnienia i najwyraźniej nie został jeszcze opracowany przez Sztab Generalny Wojska Polskiego. Bez PMT niemożliwe jest uruchomienie nie tylko przetargów na nowe okręty transportowe, ale też postępowań na inne niezbędne rodzaje uzbrojenia – jak wspomniane przez Dmitruka samoloty MRTT.
To zresztą niejedyna paląca potrzeba Marynarki Wojennej. Wciąż czekamy na okręt wsparcia działań połączonych (program Marlin). Miałaby to być największa jednostka floty, zdolna do wspierania operacji własnych sił zbrojnych daleko od baz, a także do udziału w misjach humanitarnych, ewakuacji ludności czy niesienia pomocy ofiarom klęsk żywiołowych. Czekamy… i jeszcze poczekamy. Przesłana przez wojsko odpowiedź nie pozostawia złudzeń.
„Pozyskanie okrętu wsparcia działań połączonych typu MARLIN jest planowane zgodnie z obowiązującym Planem Modernizacji Technicznej” – czytamy.
Problem w tym, że obowiązujący PMT takiego zakupu nie przewiduje. Nowego wciąż nie ma. A nawet jeśli się wreszcie pojawi i „Marlin” zostanie w nim ujęty, trudno oczekiwać, by jego budowa była realizowana w pierwszej kolejności.
Samolotów też nie ma. I – przez jakiś czas – nie będzie
Niewiele lepiej prezentuje się sytuacja w Siłach Powietrznych.. Jak pisał cytowany wcześniej Tomasz Dmitruk, samolotów MRTT (multi role tanker-transport) wciąż nie ma. I nie będzie, dopóki nie powstanie i nie zostanie przyjęty nowy Plan Modernizacji Technicznej.
Obecnie Siły Powietrzne dysponują trzema typami statków powietrznych wykorzystywanych do zadań transportowych:
- 24 egzemplarzami M28 Bryza,
- 16 samolotami C-295 CASA,
- oraz pięcioma wiekowymi C-130 Hercules, których stan techniczny budzi poważne wątpliwości.
Jak mówią wojskowi w nieoficjalnych rozmowach: jeśli do lotu zdolne są akurat trzy, to mamy sytuację „lepszą niż dobrą”.
Nie można zapomnieć o trzech Boeingach 737 i dwóch Gulfstreamach, jednak te maszyny mają przeznaczenie bardziej wyspecjalizowane – loty HEAD, czyli transport najważniejszych osób w państwie, przede wszystkim polityków.
Ale – jak pokazała sytuacja sprzed dwóch dni – można ich też użyć do ewakuacji.
Jeden z rządowych Boeingów 737 został wykorzystany do ewakuacji obywateli Polski z Izraela. Dlaczego właśnie ten samolot?
Ponieważ to maszyna wojskowa, podporządkowana 1 Bazie Lotnictwa Transportowego w Warszawie. Gdyby Polska dysponowała samolotami MRTT, operację można by przeprowadzić bez angażowania tak kosztownej i wyspecjalizowanej maszyny, jak Boeing w wersji VIP.
Główne wnioski
- Marynarka Wojenna RP ma poważne problemy z utrzymaniem sprawności swoich jednostek.
- Jednym z największych wyzwań są zdolności transportowe. Do realizacji takich zadań wykorzystuje się okręty typu Lublin (formalnie pięć jednostek) oraz małe kutry transportowe typu Dęba. Jeden z „Lublinów” od lat jest niesprawny, a inny dopiero w styczniu powrócił do służby po długotrwałym remoncie.
- Wciąż brakuje nowego Planu Modernizacji Technicznej, który umożliwiłby zakup nowych jednostek i innego niezbędnego sprzętu wojskowego.