
Turystyka sportowa – jak tanio i pomysłowo zaplanować zagraniczny wypad?
Sport stał się modnym pretekstem do planowania urlopowych czy weekendowych wyjazdów. Zamiast przeglądać listę zabytków, wiele osób zagląda do terminarzy sportowych i planuje podróż tam, gdzie akurat rozgrywany jest interesujący je mecz. Wokół niego planują całą logistykę.


Z tego odcinka dowiesz się…
- Jak zaplanować budżetowy wyjazd na mecz za granicę.
- Czym jest groundhopping i jak łączyć sport z podróżami.
- Jak zdobyć bilety na topowe wydarzenia sportowe bez przepłacania.
Wideocast
Powiększ wideo
Wideocast
Powiększ wideo
– Niektórzy jeżdżą sami, inni ze znajomymi. Zauważyłem, że wiele kobiet widzi w takim wyjeździe dobry pomysł na prezent dla swojego partnera. Piszą do mnie i pytają, jak to zrobić, by wszystko się udało i jak najmniej wydać na taki wyjazd – opowiada w cyklu „Sport to pieniądz” Damian Majewski, twórca Kanału Wyjazdowego.
Sam też podróżuje w ten sposób. Odwiedził już kilkadziesiąt krajów. Zobaczonych na żywo spotkań nie liczy. Zapisuje za to na ilu meczach – w Polsce i za granicą – był ze swoją 9-miesięczną córką. Licznik dobija do 65.
Groundhopping, groundspotting i inne sportowe zajawki
Kilkadziesiąt meczów rocznie oglądają z wysokości trybun najbardziej zapaleni groundhopperzy, czyli ludzie nałogowo łączący pasję do sportu i podróżowania. Nie chodzi bowiem o to, by kupić karnet i co kolejkę meldować się na stadionie swojej drużyny, a by zobaczyć jak najwięcej zespołów, w jak największej liczbie miast i państw. Poziom rozgrywek ma drugorzędne znaczenie.
W groundhoppingu to mecz jest głównym celem wyjazdu. Do terminarza rozgrywek dostosowuje się logistykę całej podróży, począwszy od daty i miejsca zakwaterowania. Ważniejsze od znalezienia biletów lotniczych w dobrej cenie jest zdobycie wejściówek na mecz.
– Niektórzy robią to tylko dla statystyk: jadą na mecz i wychodzą w przerwie, żeby tego samego dnia pójść na jeszcze jakieś spotkanie. Inni, do których ja się zaliczam, chodzą na mecze dla widowiska i emocji. Nieważna jest dyscyplina: to może być piłka nożna, koszykówka albo hokej. Liczy się to, żeby pójść na mecz i wspólnie z miejscowymi kibicami wspólnie przeżyć kilkadziesiąt minut. Są też tacy, którzy po prostu odwiedzają stadiony, nawet jeśli te są zamknięte. Wtedy mówimy o groundspottingu – tłumaczy Damian Majewski.
Sport dźwignią turystyki
Barcelona, Real Madryt, Milan, Juventus czy Manchester United mają setki milionów kibiców na całym świecie. To nie tylko ogromna baza potencjalnych nabywców klubowych pamiątek, ale też turystów, mających silny emocjonalny pretekst, by odwiedzić dane miasto. Dość powiedzieć, że klubowe muzeum FC Barcelony jest drugim najchętniej odwiedzanym muzeum w Barcelonie. Co roku odwiedza je ok. 1,2 mln gości. Niewiele więcej osób przekracza progi Muzeum Picassa.
Miasta i regiony starają się przyciągać także organizacją wydarzeń sportowych dla amatorów. Kilkadziesiąt tysięcy biegaczy i widzów, co roku uczestniczących w maratonie bostońskim, w sumie wydaje w okresie swojego pobytu w mieście ponad 100 milionów dolarów: na noclegi, jedzenie czy usługi transportowe.

Główne wnioski
- Sport jako pretekst do podróży. Coraz więcej osób planuje wyjazdy wokół wydarzeń sportowych, zamiast tradycyjnego zwiedzania. Dla niektórych to sposób na własne hobby, dla innych – pomysł na prezent dla bliskiej osoby.
- Fenomen groundhoppingu. Najbardziej zapaleni kibice odwiedzają dziesiątki stadionów rocznie, często niezależnie od poziomu rozgrywek. Celem jest nie tylko mecz, ale też doświadczenie lokalnej atmosfery. Niektórzy ograniczają się do samego zwiedzania stadionów – to tzw. groundspotting.
- Sport napędza turystykę i lokalne gospodarki. Popularne kluby, takie jak FC Barcelona czy Manchester United, przyciągają miliony kibiców rocznie, wpływając na rozwój turystyki. Także wydarzenia dla amatorów, np. maratony, generują wielomilionowe przychody dla miast.
