Szczyt NATO. Witamy w świecie twardych realiów
Szczyt NATO w Hadze i jego główne ustalenie, by członkowie sojuszu wydawali 5 proc. PKB na cele wojskowe, pokazał, że znaleźliśmy się w nowej rzeczywistości. Co prawda cel rozwodniono – poza liderującą Polską niektóre państwa zamierzają dochodzić do tego poziomu aż do 2035 r. Inne, począwszy od Hiszpanii, zapewniły sobie derogacje – czyli wyłączenie z tego wymogu na jakiś czas – to jednak ogólne przesłanie jest jasne: żyjemy w niebezpiecznych czasach, a przyszłość jest niepewna.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Co oznacza zakwestionowanie jednoznaczności zapisu artykułu 5 traktatu waszyngtońskiego.
- Czy program nuklearny Iranu został zniszczony czy wręcz przeciwnie.
- Które państwa, poza USA, decydują dziś o nowym porządku świata.
Dla nas ten szczyt był ważny z jeszcze jednego, kto wie, czy nie ważniejszego powodu. Otóż nieortodoksyjny w swych słowach i działaniach prezydent Donald Trump tym razem nie ponowił swych znanych postulatów względem Grenlandii czy Kanady. Tym samym wyrażane otwarcie obawy co do przyszłości sojuszu i udziału w nim Amerykanów, tym razem odłożono na bok. Podobnie jak rozwiano wątpliwości, iż Amerykanie wyjdą z Europy i w sferze bezpieczeństwa zostawią ją samą sobie. Trump był po tym szczycie zadowolony, albowiem dopiął swego: sojusznicy zobowiązali się więcej łożyć na zbrojenia.
Ale spokoju nie ma i nie będzie, bo ten sam Trump na pokładzie samolotu w drodze do Hagi zakwestionował jednoznaczność zapisów kluczowego artykułu 5 w traktacie waszyngtońskim, zawierającego gwarancje sojusznicze. Innymi słowy: gdyby przyszło prawdziwe zagrożenie, interwencja amerykańska w obronie Europy nie jest gwarantowana. To już nie jest ten sam globalny policjant, z którym świat miał do czynienia w ramach „jednobiegunowej chwili” amerykańskiej dominacji tuż po rozpadzie ZSRR. Tym bardziej za chimerycznej prezydentury Trumpa.
Dlatego ważne jest, że podczas szczytu amerykański przywódca rozmawiał i z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem i po raz kolejny z Wołodymyrem Zełenskim, który tym razem – to raczej nie przypadek – założył garnitur. W obu przypadkach rozmowy dotyczyły konfliktu na Ukrainie. A inni przywódcy, począwszy od sekretarza generalnego sojuszu, byłego długoletniego premiera Holandii – Marka Rutte, wręcz prześcigali się w czołobitności wobec gościa zza oceanu. Upodobanie Trumpa do umizgów względem niego, blichtru, przepychu i złota są powszechnie znane.
Stąd też to także nie przypadek, zakwaterowano go na jedną noc nie gdzie indziej, jak w pałacu królewskim, a brytyjski pałac Buckingham w czasie obrad sojuszu potwierdził, iż bezprecedensowe zaproszenie do złożenia drugiej oficjalnej wizyty w Wielkiej Brytanii nadal obowiązuje (surowy protokół dworski przewiduje tylko jedną, a państwo Trump już taką złożyli za pierwszej kadencji).
Członkowie sojuszu z jednej strony doskonale wiedzą, że na rozbudowanym ego Trumpa trzeba grać. Mają bowiem świadomość, że z racji jego autokratycznych, wręcz monarszych zachowań i inklinacji przez główne miasta amerykańskie przeszła w mijającym miesiącu wielka fala demonstracji pod hasłem „No King” – nie chcemy króla. Jednakże z drugiej strony byli pod wrażeniem amerykańskiej akcji na obszarze Iranu, gdy eskadra samolotów B2 uderzyła w trzy tamtejsze ośrodki nuklearne: Fordo, Natanz i Isfahan.
12-dniowa wojna
Ten amerykański nalot raz jeszcze udowodnił, jak silni i sprawczy są Amerykanie i że wysłano ich tam, gdzie nawet skuteczny i precyzyjny Izrael sobie nie poradził, bo nie ma takich mocy i sprzętu. Ta 12-dniowa wojna, jak ją już nazwano, czyli wymiana ciosów między Izraelem a Iranem – niezwykle kosztowana, bo pociski, które nad stolicami obu państw latały, to często koszt rzędu 4 mln dolarów – odkryła wiele nowych kart, ale raczej niczego ostatecznie nie przesądziła.
Owszem, Izrael pokazał swą sprawczość, likwidując obronę przeciwlotniczą wroga, jego kadry dowódcze, a także ekspertów od programu jądrowego. Po raz kolejny okazał się mistrzem wywiadu i rozpoznania, ale zarazem – po raz pierwszy – też został ugodzony rakietami i odnotował ofiary. Z kolei Iran poniósł sromotną porażkę i nadwerężył wizerunek rządzących nim ajatollahów, od naczelnego – dziś już 86-letniego Chamenei'ego poczynając. To są fakty, które trudno kwestionować.
Jednakże za nimi jest cała paleta otwartych pytań i wyzwań. Prawdziwa siła napędowa tego konfliktu, czyli premier Izraela Benjamin Netanjahu czuje się zwycięzcą i już zapowiedział kolejną wizytę w Waszyngtonie, żeby podziękować Amerykanom i Trumpowi za interwencję, ale w istocie – jak twierdzi wielu analityków – podtrzymać relację, w ramach której to Izrael zdaje się kierować poczynaniami Amerykanów, a nie odwrotnie.
Jak te relacje mają wyglądać w przyszłości, to jedna kwestia, ale nie mniej istotne jest wyciągnięcie wniosków z tej 12-dniowej wojny. Czy program nuklearny Iranu został dokumentnie zniszczony, jak konsekwentnie twierdzą i Netanjahu i Tramp, czy wręcz przeciwnie – rację mają eksperci amerykańskiego wywiadu wojskowego twierdzący, a nie są w tej ocenie odosobnieni, że Iran ten atak przetrwał, ponad 400 kg materiałów rozszczepialnych gdzieś ukrył i może szybko zbudować pocisk nuklearny? Co oznaczałoby nie tyle „wielkie zwycięstwo”, jak głoszą przywódcy w Tel Awiwie i Waszyngtonie, ile zwycięstwo w istocie pyrrusowe.
Jak jest faktycznie, nikt do końca nie wie, ale warto wziąć pod uwagę słowa szefa działającej pod egidą ONZ Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA), Rafaela Grossiego, który stwierdził wprost, że Iran amerykański atak i naloty Izraela przetrwał i nawet po tym konflikcie „utrzymał zdolności intelektualne i sprzęt, pozwalające na szybkie zbudowanie pocisku nuklearnego”. Jak jest, dopiero zobaczymy, bo na razie jesteśmy zdani na mowy zwycięstwa lub spekulacje. Na szczęście Iran odwołał pierwotną decyzję, by po tym, co się stało, już więcej ekspertów IAEA nie wpuszczać na swój teren.
Zapewne po jakimś czasie dowiemy się od nich, jak jest naprawdę. Ale czy dowiemy się wszystkiego? I czy Iran nie skorzysta teraz po wojskowej i wizerunkowej klęsce z propozycji Pakistanu i Korei Północnej, by dostarczyć ładunki jądrowe? Krótka wojna i naloty się skończyły, to dobrze. Jednakże napięcie w regionie nie zniknęło (a w nieszczęsnej strefie Gazy nadal trwa ludobójstwo) i każe nam stawiać wiele pytań, a niemal wszystkie dotyczą sfery bezpieczeństwa, geopolityki czy geostrategii.
Nie tylko Zachód
Bliski Wschód jest niespokojny. Iran to pewne, po jakimś czasie będzie szukał zadośćuczynienia. Teraz się poddał, bowiem szef jego dyplomacji, Abbas Araghchi, w momencie amerykańskiego ataku przebywał akurat w Moskwie i rozmawiał z Władimirem Putinem. Najwyraźniej nic nie wskórał, gdyż jeszcze tego samego dnia prezydent Iranu Masud Pezeszkian poinformował, że jego kraj zmierza do zawieszenia ognia.
Rosja zajęta Ukrainą, militarnie Iranowi nie pomogła. Natomiast Chiny nadal kreują się na gołąbka pokoju. Konsekwentnie wzywały do zaprzestania wymiany ognia, a twardo weszły do akcji dopiero w końcowej fazie konfliktu, gdy parlament Iranu podjął decyzję o blokadzie cieśniny Ormuz. A na to Pekin, jako odbiorca tamtejszej ropy, nie mógł sobie pozwolić – więc wkroczył do akcji.
Tym samym, po raz kolejny przekonaliśmy się, że żyjemy w nowym świecie, gdzie nasze bezpieczeństwo drży w posadach (przecież sami obawialiśmy się, że po blokadzie Ormuz ceny benzyny na naszych stacjach mocno skoczą do góry). Owszem, największą potęgą militarną pozostały USA, co pokazały (i dlatego taka czołobitność w stosunku do ich przywódcy w Hadze), ale zarazem widzimy już, że o nowej rzeczywistości nie decydują tylko USA czy nawet cały Zachód (NATO), lecz także Chiny czy Rosja, o Indiach, Pakistanie czy Turcji nie wspominając.
Skończyła się epoka norm i zasad oraz promowania wartości, weszliśmy w nową erę twardych realiów i polityki siły (hard power) oraz nie mniej twardego, wręcz brutalnego rachunku sił (w tym transakcji, o czym przypomina, będąca w toku wojna handlowa i celna Trumpa). Zarazem nadszedł czas, by przyzwyczajać się do nowych realiów, gdy świat staje się wielobiegunowy i nie ma już jednego policjanta, pilnującego porządku. Stary ład już nie funkcjonuje. Nie wyciągajmy bowiem zbyt daleko idących wniosków z amerykańskiego spektakularnego ataku na ośrodki atomowe w Iranie. Fakty są takie, że weszliśmy w fazę turbulencji i poszukiwania nowego ładu, a ten nie będzie zdominowany tylko przez USA czy Zachód, jak było w minionych dziesięcioleciach, a nawet stuleciach.
Przebieg, jak też konsekwencje 12-dniowej wojny każą stawiać wiele poważnych kwestii na naszej agendzie. W przypadku Polski to: jak szybko i skutecznie zwiększyć nasze zdolności obrony przestrzeni powietrznej? Jak zmienić charakter armii, bo widać wyraźnie, że o skuteczności bojowej decydują dziś nie czołgi i armaty, lecz pociski balistyczne i drony. Jeśli już mamy wydawać aż 5 proc. PKB na zbrojenie i cele oboczne (1,5 proc. z 5 proc.), to wydawajmy je sensownie. Wymiana ognia na linii Izrael-Iran podpowiada, jak i gdzie.
Główne wnioski
- Szczyt NATO w Hadze utrzymał spoistość sojuszu oraz amerykańską obecność wojskową w Europie. To bardzo ważne w dzisiejszej dobie niepewności i turbulencji.
- Szybkie zakończenie wymiany ognia między Izraelem a Iranem daje szansę na powrót tematu wojny na Ukrainie do głównego nurtu światowych rozważań, co obrady w Hadze częściowo potwierdziły.
- 12-dniowa wojna szybko się skończyła, ale zarówno jej przebieg, jak i też konsekwencje każą stawiać wiele poważnych kwestii na naszej agendzie. W przypadku Polski to: jak szybko i skutecznie zwiększyć nasze zdolności obrony przestrzeni powietrznej? Jak zmienić charakter armii?