Wojna o rowery czy dolary? Konflikt, który zmienia Toronto
Walka o ścieżki rowerowe w Toronto to nie tylko spór o infrastrukturę – to część większej gry polityczno-gospodarczej, gdzie pieniądze i wpływy odgrywają kluczową rolę.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak i dlaczego w Toronto wybuchła wojna o ścieżki rowerowe.
- Jak biznes wykorzystuje scenariusze konfliktu kulturowego.
- Dlaczego mały i wielki biznes inaczej patrzą na rowerzystów.
11 grudnia do sądu w Toronto wpłynął pozew grupy Cycle Toronto, która zakwestionowała ustawę uchwaloną pod koniec listopada przez parlament prowincji Ontario. Przepisy te zobowiązują miasto do usunięcia ścieżek rowerowych z trzech kluczowych ulic śródmieścia – Bloor Street, University Avenue i Yonge Street. Podobne przypadki pojawiają się coraz częściej, co skłania do bliższego przyjrzenia się mechanizmom stojącym za tymi działaniami.
Akt pierwszy: Geografia konfliktu
Toronto, największe miasto Kanady, to przestrzeń o intensywnym ruchu miejskim. Na ulicach takich jak Bloor Street, University Avenue i Yonge Street powstały ścieżki rowerowe, które znacząco wpłynęły na organizację transportu. Jednak w drugiej połowie 2024 r. konserwatywny rząd premiera Douga Forda uchwalił ustawę, która wymusiła ich usunięcie. Dodatkowo odtąd każde miasto w Ontario musiałoby uzyskiwać zgodę prowincji na nowe ścieżki, jeśli zmniejszałyby liczbę pasów dla samochodów.
Premier Ford nazwał ścieżki „kompletnym dramatem i koszmarem”, choć dane miejskie wskazywały na co innego. Wpływ na czas dojazdu służb ratunkowych okazał się minimalny – straż pożarna i pogotowie zanotowały opóźnienia rzędu kilku sekund w skali miasta. Tymczasem koszt usunięcia ścieżek miał wynieść 48 mln dolarów kanadyjskich, niemal dwukrotnie więcej niż ich budowa.
Pierwszym sygnałem zwracającym uwagę na kontrowersje była więc wyraźna sprzeczność między danymi prezentowanymi przez służby miejskie a narracją premiera Ontario.
Akt drugi: Autostrady i deweloperzy
Chociaż najwięcej emocji budziły ścieżki rowerowe, kluczowym elementem ustawy była autostrada – 52-kilometrowy projekt, który ominie konsultacje z rdzennymi mieszkańcami i oceny środowiskowe. Koszt budowy oszacowano na 10 mld dolarów, co wzbudziło kontrowersje. Organizacje środowiskowe, takie jak Environmental Defence, podkreślają, że nowe przepisy przede wszystkim przynoszą korzyści deweloperom, umożliwiając im inwestycje na terenach wcześniej chronionych.
Co zrobią rdzenni mieszkańcy – czas pokaże, choć w ostatnich latach często odnoszą sukcesy w sądowych starciach z rządami próbującymi ignorować ich prawa. Czy rząd federalny będzie miał możliwość interwencji na podstawie Impact Assessment Act – federalnego prawa dotyczącego ocen środowiskowych? W październiku br. Sąd Najwyższy Kanady orzekł, że ustawa, która przyznawała szerokie uprawnienia rządowi federalnemu, jest częściowo niekonstytucyjna, ponieważ ingeruje w kompetencje prowincji. Mimo to w listopadzie organizacja Environmental Defence wystąpiła o federalną ocenę środowiskową. Podsumowując działania premiera Ontario, stwierdzono, że „zlikwidował przepisy o ochronie środowiska, torując drogę pod budowę osiedli (…), by wspierać swoich znajomych – deweloperów z miliardowymi majątkami”.
Deweloperzy to kluczowi gracze w tej rozgrywce. Zgodnie z krytycznymi głosami, w tym organizacji ekologicznych, nowe drogi to nie tylko infrastruktura – to potencjalne zyski dla firm, które blisko współpracują z rządem Ontario.
Akt trzeci: Miejski Dawid w starciu z politycznym Goliatem
W zachodniej części Toronto, w Etobicoke, mieszkańcy spotkali się, by dyskutować o przyszłości ścieżek rowerowych. „Wiele osób w mojej okolicy jest przeciwko rowerom. Jeśli ktoś wyrażał inne zdanie, od razu był oskarżany o bycie podstawionym” – mówiła jedna z uczestniczek spotkania.
Organizacja Cycle Toronto, wspierana przez prawników z Ecojustice, podjęła działania prawne, kwestionując konstytucyjność ustawy. Argumentują, że likwidacja ścieżek nie poprawi ruchu, a wręcz przeciwnie – pogorszy bezpieczeństwo. „Ustawa 212 naraża ludzkie życie” – podkreślali przedstawiciele organizacji. Życie przeciwko dolarom?
Akt czwarty i główny: Wojna kulturowa jako zasłona dymna
Pytamy o to byłego wicepremiera Alberty, Thomasa Lukaszuka.
– Kwestie takie jak ścieżki rowerowe, które stały się celem ultraprawicy, to wygodne narzędzie polityczne, szczególnie skuteczne w kampaniach wyborczych. Ale to tylko zasłona dymna – zauważa nasz rozmówca, odnosząc się do podobnych konfliktów, z jakimi borykają się rowerzyści w Albercie. Podkreśla, że pytania o te działania są zasadne i nie mają nic wspólnego z teoriami spiskowymi.
– Dwa przypadki można uznać za zbieg okoliczności. Ale gdy scenariusze są tak zaskakująco podobne, warto zapytać, dlaczego – dodaje Thomas Lukaszuk, wskazując na organizacje, takie jak prawicowa International Democracy Union, kierowana przez byłego premiera Kanady, Stephena Harpera. Choć organizacja ta „niekoniecznie finansuje działania bezpośrednio, za to skutecznie propaguje swoje idee”.
Do interesujących odkryć w tej sprawie dotarły niszowe media, takie jak lokalny portal The Trillium. W 2023 r. pojawiła się grupa Balance on Bloor, w skład której weszli m.in. były konserwatywny kandydat, donatorzy partii konserwatywnej oraz deweloperzy. Grupa rozpoczęła działania od petycji przeciwko ścieżce rowerowej, twierdząc, że rowery rzekomo szkodzą lokalnym biznesom.
Tymczasem badania przeprowadzone w ramach pilotażu ścieżek rowerowych na Bloor Street w latach 2015-2017 dowiodły czegoś zupełnie innego. Wzrosła liczba biznesów informujących, że codziennie mają 100 klientów lub więcej. Ponadto klienci, którzy przychodzili na piechotę lub dojeżdżali rowerem, wydawali więcej niż klienci przyjeżdżający samochodem i metrem: raport wskazał, że lokalni mieszkańcy wydawali przynajmniej 100 dolarów miesięcznie u przedsiębiorców w swoim sąsiedztwie 2,6 razy częściej niż pojawiający się tam przyjezdni z innych dzielnic.
Wracając do grupy: jeden z jej członków jest właścicielem baru w Etobicoke, który stał się miejscem spotkań przeciwników ścieżek rowerowych. To właśnie tam minister transportu Ontario, Prabmeet Sarkaria, ogłosił plany ograniczenia ścieżek rowerowych, co dodatkowo wzbudziło kontrowersje.
W taki właśnie sposób spory wokół ścieżek rowerowych w Ontario skutecznie odwróciły uwagę od kluczowych kwestii, takich jak budowa autostrady, działania deweloperów, tunel pod autostradą czy prywatne spa na terenach publicznych. Jak podkreśla były wicepremier Alberty, „to niezwykle wygodny scenariusz”.
Główne wnioski
- Polityka i infrastruktura rowerowa stały się narzędziem manipulacji – spory o ścieżki rowerowe w Toronto to nie tylko kwestia transportu, ale także sposób na odwrócenie uwagi od kontrowersyjnych inwestycji, takich jak budowa autostrad czy wsparcie deweloperów.
- Rowerzyści wspierają lokalne biznesy, ale zagrażają interesom wielkiego kapitału – badania wykazały, że infrastruktura rowerowa pozytywnie wpływa na małe firmy, jednak stoi w sprzeczności z planami dużych deweloperów, którzy dążą do maksymalizacji zysków na terenach wcześniej chronionych.
- Podobne scenariusze konfliktów kulturowych nie są przypadkowe – powtarzalność takich działań w różnych regionach Kanady sugeruje istnienie szerszych schematów polityczno-gospodarczych, w których konflikty ideologiczne są wykorzystywane do realizacji celów finansowych i politycznych.