Wojna Rosji z Ukrainą wkracza w niebezpieczną fazę. Czy jest się czego bać?
Mamy już 1000 dni wojny w Ukrainie. Osiągnięcie tego kamienia milowego w konflikcie poprzedziło rozpoczęcie nowej rosyjskiej kontrofensywy. We wtorek mieliśmy z kolei pierwsze w historii uderzenie amerykańskimi rakietami na cele w Rosji czy zmianę doktryny nuklearnej Rosji. Równocześnie dominuje przekonanie, że administracja Trumpa będzie naciskać na Ukrainę, by ta oddała kolejną część swojego terytorium Rosji. Na fali tych informacji osłabia się złoty i traci GPW. Czy jednak rzeczywiście jest się czego bać?
Z tego artykułu dowiesz się…
- W jakim stopniu wtorkowa wyprzedaż na GPW i złotym ma zakorzenienie w faktach, a na ile może to być paniczna reakcja.
- Dlaczego historyczne uderzenie amerykańskimi pociskami na cele w Rosji czy zmiana jej doktryny nuklearnej nie są aż tak przełomowymi wydarzeniami, jakby się to mogło na pierwszy rzut oka wydawać.
- Dlaczego mimo to jednak należy mówić o wzroście niepewności, jeśli chodzi o dalsze kierunki, w których będzie podążała rosyjska inwazja na Ukrainę, szczególnie także w kontekście, w jakim zagraża to Polsce.
We wtorek GPW odnotowała najgorszy dzień od ponad trzech miesięcy. Kolejne spadki odnotował też polski złoty. Jak podkreśla ekonomista XYZ Michał Kulbacki, był to też dzień, gdy po raz pierwszy w historii amerykańskie rakiety spadły na cele w Rosji, a Rosja ogłosiła zmianę swojej doktryny nuklearnej i to „w reakcji na te informacje inwestorzy zaczęli wyprzedawać złotego oraz polskie akcje„.
Bloomberg: Wojna Rosji z Ukrainą wkracza w niebezpieczną fazę
W środę rano najbardziej opiniotwórcza zorientowana gospodarczo agencja informacyjna świata, Bloomberg, otwiera swój portal tekstem o tym, że „wojna Rosji z Ukrainą wkracza w niebezpieczną fazę”. Jak wskazuje artykuł, trwająca rosyjska kontrofensywa w obwodzie kurskim pochłania rekordowe straty w ludziach, a po obu stronach widać pośpiech związany z niepewnością, co stanie się w styczniu po zaprzysiężenie Donalda Trumpa na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych.
„Putin może postrzegać obecną sytuację jako strategiczny moment 'pomiędzy’, przewidując możliwe inicjatywy pokojowe ze strony Trumpa i starając się uwypuklić 'nieodpowiedzialność’ polityki Bidena. W takiej sytuacji może próbować zaprezentować Zachodowi wybór między '„’Chcesz wojny nuklearnej? Będziesz ją miał” a 'Zakończmy tę wojnę na warunkach Rosji’. Oznacza to niezwykle niebezpieczny moment” – komentuje cytowana przez Bloomberga Tatiana Stanovaya, analityczka amerykańskiego think tanku Carnegie Endowment for International Peace.
Bloomberg zauważa też jednak, że nawet przedstawiciele rosyjskich władz starają się równocześnie wysyłać bardziej pokojowe sygnały. I tak minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow zdążył w trakcie spotkania G20 w Brazylii powiedzieć, że „jesteśmy zdecydowanie zwolennikami zrobienia wszystkiego, co możliwe, aby nie doprowadzić do wojny nuklearnej”.
To typowy dla Putina sposób działania – eskalacja przed rozpoczęciem rozmów. Putin zakłada, że w perspektywie następnych kolejnych miesięcy zasiądzie z Trumpem do rozmów pokojowych poświęconych Ukrainie” – zauważa z kolei starszy strateg ds. rynków wschodzących w RBC BlueBay Asset Management Timothy Ash.
Strona ukraińska nie ma wątpliwości, że Rosjanom się spieszy. Tak też tłumaczy się rosyjską kontrofensywę w obwodzie kurskim, która w znacznym stopniu przyczyniła się do tego, że obecnie rosyjskie straty na froncie są rekordowe i wynoszą ponad 1300 zabitych lub ciężko rannych żołnierzy dziennie.
Z kolei w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy stracili ich ok. 80 tys., co jest liczbą większą niż amerykańskie łączne straty w trakcie 20 lat operacji w Iraku i Afganistanie.
Wczorajszy atak rakietami ATACMS to kolejna przekroczona „czerwona linia”. Lista jest długa
Sytuacja na froncie jest więc napięta. Czy jednak Putin jest w ogóle gotów wcisnąć nuklearny guzik?
Jak zauważa wrześniowa analiza Next Generation Nuclear Network, która postawiła sobie takie właśnie pytanie, Putin i jego administracja regularnie straszą użyciem broni nuklearnej, nigdy nie realizując swojej groźby, co skłoniło wielu obserwatorów i polityków do oceny, że jest to po prostu blef.
Jak podkreśla Next Generation Nuclear Network, jest wiele powodów, by myśleć, że taki krok byłby zupełnie nieracjonalny. Wykorzystanie broni nuklearnej w Ukrainie mogłoby być już chociażby z tego powodu trudne, że skażone zostaną także rosyjskie oddziały czy nawet całe regiony Rosji. Tymczasem przy samej granicy z Ukrainą jest kilka dużych rosyjskich miast.
Błędem jednak jest też – w ocenie Next Generation Nuclear Network – projektować na putinowską administrację własne, racjonalne podejście. W szczególności Putin prawdopodobnie widzi żywotne zagrożenie dla samego siebie, jeśli jego inwazja okaże się porażką. Stawką – tak jak on to widzi – ma być też pozycja Rosji jako liczącej się w świecie siły.
Jeśli chodzi o słynne czerwone linie, których – według Rosji – Zachód nie może w żadnym razie przekroczyć (bo może to oznaczać otwarty, nuklearny konflikt), to w ciągu trwającej 1000 dni inwazji na Ukrainę było ich już bardzo dużo.
Zachód m.in. w żadnym razie nie miał w ogóle przekazać Ukrainie broni (czerwona linia przekroczona w lutym 2022 r.), nie miał przekazać jej samolotów Mig-29 (marzec 2022 r.), nie miał jej przekazać pocisków dalekiego zasięgu (czerwiec 2022 r.), a znaczące straty Rosjan na polu walki miały oznaczać nuklearny Holokaust (wrzesień 2022 r.)
W żadnym razie przekazane pociski nie miały też spaść na rosyjską ziemię (czerwona linia przekroczona w grudniu 2023 r.), nie miały zostać przekazane Ukrainie czołgi zachodniej produkcji (styczeń 2023 r.), systemy Patriot (kwiecień 2023 r.), pociski o dłuższym zasięgu niż HIMARS (maj 2023 r.) czy samoloty F-16 (lipiec 2024 r.). Absolutnie nie mogło też dość do sytuacji, że zostanie naruszona integralność terytorialna Rosji (sierpień 2024 r.).
Spadnięcie na rosyjską ziemię pocisków ATACMS, co – jak potwierdzili sami Rosjanie – stało się we wtorek, jest kolejnym zdarzeniem z tej długiej listy.
Ile Ukraina wytrzyma bez amerykańskiej pomocy? „Ukraińcy będą nadal walczyć”
Pytaniem otwartym, nad którym zastanawiają się obecnie analitycy, jest jednak, ile Ukraina wytrzyma bez amerykańskiej pomocy wojskowej, jeśli obetnie ją Donald Trump. Taki scenariusz – jak zgodnie twierdzą m.in. liderzy największych polskich partii politycznych – oznaczałby wzrost zagrożenia także dla Polski, tym większe, im bliżej Rosjanie znaleźliby się polskiej granicy.
Sam prezydent Ukrainy Wołodymyr Żełenski powiedział w wywiadzie dla telewizji Fox News z okazji 1000 dni wojny, że Ukraina przegra bez pomocy USA. Jednocześnie zadeklarował, że w przypadku ograniczenia finansowania Ukraińcy będą nadal walczyć.
Produkujemy broń, ale to nie wystarczy, żeby zwyciężyć. Myślę, że to też nie wystarczy, żeby przetrwać – ocenił Żełenski.
Przyszłość nie jest jednak przesądzona.
Kwestią otwartą pozostaje m.in., czy Unia Europejska zdecyduje się przekazać na rzecz Ukrainy zamrożone rosyjskie rezerwy.
Państwa G7 zdecydowały się je zamrozić na samym początku zmasowanej inwazji w lutym 2022 r., a większa część z kwoty ok. 280 mld dol. znajduje się w Belgii. Nie są to małe środki, gdy – dla porównania – całkowita wartość zadeklarowane) pomocy dla Ukrainy przez pierwsze dwa lata inwazji wyniosła ok. 380 mld dol. (szacunki CNN). Parę miesięcy temu podjęto już też decyzję o przekazywaniu Ukrainie bieżących zysków z tych funduszy.
Także sam Trump może nie być dla Rosjan tak korzystnym rozwiązaniem, jak mogliby to sobie życzyć. Jak zauważa analityk Carnegie Alexander Baunov, wygrana Trumpa podważa budowany z dużym wysiłkiem image Putina jako reprezentanta „światowej większości”, gdy Trump jest od niego bardziej popularny na tzw. Światowym Południu czy w postrzeganych przez Putina jako jego własna nisza nieliberalnych środowiskach w krajach Zachodu.
Obecna propozycja Rosji, czyli zamrożenie konfliktu, jest też – zdaniem Alexandra Baunova z Carnegie – „niczym innym, jak pretekstem do jego kontynuacji”. To dlatego, że Ukraina nie może tego pomysłu zaakceptować.
Jeśli to prawda, a Trump zgodnie ze swoimi zapowiedziami zmusi Ukrainę do tego, by zasiadła do stołu rozmów, to z kolei Putin może odrzucić pokój – obstawia Baunov. To z kolei „może skłonić Trumpa do jakiegoś planu B i sprowadzić konflikt w zupełnie niezbadane rejony eskalacji”.
Jak zauważa z kolei m.in. Ben Aris z bne IntelliNews, coraz wyraźniejsze stają się także pęknięcia w rosyjskiej gospodarce, co dodaje kolejnych niewiadomych do równania dla tych, którzy próbują przewidzieć kierunek, w jakim może podążać konflikt.
Główne wnioski
- Pierwszy w historii atak amerykańskimi rakietami na cele w Rosji czy zmiana jej doktryny nuklearnej to wydarzenie, które ciężko ignorować, które zwiększają niepewność w całym regionie.
- Z drugiej strony Rosjanie już wielokrotnie wyznaczali Zachodowi „czerwone linie”, które jednak zostały przekroczone i do zapowiadanego otwartego konfliktu nie doszło.
- Ukraina w nadchodzących miesiącach może jednak przeżywać trudne chwile, a jeśli przestanie otrzymywać amerykańską pomoc i inne warunki nie zostaną zmienione, to będzie miała problem, aby powstrzymać Rosjan przed poważnymi postępami terytorialnymi.