Sprawdź relację:
Dzieje się!
Świat

Ekonomia śmierci, czyli dlaczego zwykłym Rosjanom opłaca się umierać w Ukrainie

Udział w wojnie z Ukrainą w najbiedniejszych regionach Rosji stał się racjonalnym wyborem ekonomicznym – zauważa „The Wall Street Journal”. Obecne stawki za służbę mogą przekraczać nawet pięć razy średnią płacę w danym regionie, a wraz z odszkodowaniem za śmierć sprawiają, że rosyjskim mężczyznom coraz częściej niż żyć, bardziej opłaca się umrzeć.

Na zdjęciu hełmy z symbolem Z
Rosja przyjmuje budżet z rekordowymi wydatkami na obronę Fot. Denys Poliakov/Global Images Ukraine via Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Na jakie wynagrodzenie może obecnie liczyć Rosjanin, który zdecyduje się jechać na front.
  2. Dlaczego nie tylko putinowska administracja zdaje się nie liczyć ze stratami w ludziach, które przekroczyły już granicę 600 tys., ale ten straszny bilans nie wpływa też na ocenę sytuacji w kraju przez zwykłych Rosjan
  3. Jak dużym obciążeniem dla budżetu Rosji są same tylko odszkodowania dla rodzin żołnierzy.

„The Wall Street Journal” przytacza wyliczenia rosyjskiego ekonomisty Władisława Inoziemcewa, Jak policzył, rodzina 35-letniego mężczyzny, który przetrwa rok na froncie i zginie, może liczyć na 14,5 mln rubli, czyli równowartość ok. 150 tys. dol. W biedniejszych regionach Rosji to więcej, niż zarobiłby, pracując jako cywil, do 60. roku życia.

Tymczasem średnia oczekiwana długość życia dla mężczyzn w Rosji to zaledwie 65,6 lata, a to dane WHO jeszcze sprzed inwazji, bo z 2021 r. Obecnie mężczyźni w Rosji na pewno żyją statystycznie krócej. W trakcie inwazji na Ukrainę zginęło lub odniosło obrażenia umożliwiające dalszą walkę ponad 600 tys. Rosjan (dane Pentagonu z października 2024 r.).

Od początku inwazji Rosjanie jeszcze nie ponosili takich strat na froncie

Brytyjskie ministerstwo obrony, które w tym samym czasie doliczyło się już nawet blisko 650 tys. rosyjskich ofiar w Ukrainie, podkreśla w publikowanych raportach wywiadu, że tempo rosyjskich strat skoczyło w maju 2024 r., a obecnie jest rekordowe i wynosi blisko 1500 ofiar dziennie.

Brytyjscy wojskowi nie mają wątpliwości, że przyczyniła się do tego kampania w regionie Charkowa i Kurska. Najpierw ofensywę na zmasowaną skalę rozpoczęli tam w maju Rosjanie. Gdy ponieśli dotkliwe straty, skuteczną kontrofensywę przeprowadzili Ukraińcy, którzy w sierpniu zajęli część obwodu kurskiego.

W rezultacie po raz pierwszy to Ukraina okupuje część Rosji.

Jak podkreślił w swoim komentarzu m.in. duński analityk wojskowy Ander Puck Nielsen, chociaż Ukraińcy zajęli zaledwie kilka przygranicznych wiosek, to stanowi to poważny szkopuł dla zwolenników jakiegoś rodzaju zawieszenia broni „w obecnych realiach”.

Taki scenariusz zasugerował już po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach w USA sekretarz rosyjskiej Rady  Bezpieczeństwa Siergiej Szojgu. Podobny pomysł – oddania części Ukrainy w zamian za pokój – miałby mieć, ja spekulują amerykańskie media, Donald Trump, który w kampanii wyborczej obiecywał, że rozwiąże problem wojny w 24 godziny po objęciu stanowiska.

Ciężko jednak wyobrazić sobie, żeby w obecnej sytuacji na oddanie ziemi Rosji zgodziliby się Ukraińcy. Ciężko też założyć, że w zamian za Donbas i Zaporoże Rosjanie zaakceptowaliby aneksję przez Ukrainę części obwodu kurskiego, bo tak wyglądają „obecne realia” frontu.

Dlatego też pewnie tak bardzo Rosjanom zależy, aby je zmienić przed tym, zanim Donald Trump zostanie zaprzysiężony na prezydenta, czyli do początku stycznia 2025 r. To właśnie w ten sposób Ukraińcy tłumaczą sens zmasowanych ataków, jakie oddziały rosyjskie przeprowadzają obecnie w obwodzie kurskim.

Trwa rosyjska ofensywa w obwodzie kurskim. 80 tys. strat w dwa miesiące za 1500 m kw. ziemi

Rosja miała tam zgromadzić 50 tys. własnych żołnierzy, których wspiera kontyngent 10 tys. północnych Koreańczyków, a obecne ataki, jak sugerują ukraińskie relacje z frontu, przebijają nawet to, co ze strony rosyjskiej armii widzieliśmy wcześniej, w szczególności jeśli chodzi o nieliczenie się z liczbą strat własnych.

Ukraińcy mówią o nawet 2 tys. rosyjskich strat dziennie. Brytyjczycy szacują, że w październiku tempo rosyjskich strat osiągnęło rekordowy poziom i było ich ponad 1300 dziennie.

Amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW) zauważa, że we wrześniu i w październiku Rosjanie stracili 80 tys. żołnierzy, czyli o 20 tys. więcej, niż Amerykanie przez 20 lat swoich operacji w Iraku i Afganistanie. W tym samym czasie rosyjska armia straciła też ok. 200 czołgów i 650 pojazdów opancerzonych.

To jest cena za przejęcie ok. 1500 km kw. ziemi, przede wszystkim w Donbasie i obwodzie kurskim.

ISW zauważa, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy Rosjanie robili postępy szybsze, niż w ciągu ostatnich dwóch lat inwazji, „jednak wciąż nie osiągnęli znaczących operacyjnie przewag, a to, co przejmują, to przede wszystkim puste pola i małe miejscowości”.

Jak stwierdza ISW, istotna operacyjna przewaga ze strony Rosji może nastąpić, jeśli Ukraińcy nie byliby w stanie powstrzymywać tych ataków. Jednak niemożliwe jest, aby Rosjanie byli w stanie stosować obecną strategię na dłuższą metę, szczególnie w zamian za tak minimalne zyski.

„Śmiercionomia” napędza rosyjską machinę wojenną i przegrzewa gospodarkę

Jak podkreślają ekonomiści, rosyjska gospodarka już przeszła na pełne tryby wojenne, a jej zasoby ludzkie też nie są nieskończone.

Na razie jednak ta upiorna machina funkcjonuje. Jak podkreśla w wypowiedzi cytowanej przez „WSJ” Inoziemcew – w wielu miejscach Rosji „bardziej opłaca się iść na front i tam umrzeć, niż przeżyć swoje życie na miejscu”.

Ten fenomen Inoziemcew nazywa „śmiercionomią” (ang. 'deathonomics’). Jak wskazuje rosyjski ekonomista, same odszkodowania dla rodzin żołnierzy kosztowały Rosję w pierwszej połowie 2024 r. ok. 30 mld dol. To kwota będąca równowartością ok. 1,5 proc. PKB Rosji i 8 proc. całych wydatków budżetowych Rosji.

– Utrata członka rodziny to straszna tragedia – stwierdził Władimir Putin w listopadzie 2022 r. w relacjonowanej przez rosyjską telewizję rozmowie z kobietą, która straciła dwóch synów. – Ale niektórzy ludzie tak naprawdę ledwie żyją, a potem umierają, czy to z powodu picia wódki, czy z jakiegoś innego powodu. Twój syn żył, rozumiesz? Wypełnił swój cel.

Skutkiem „śmiercionomii” jest, jak zauważa Inoziemcew, że liczba osób żyjących w biedzie w najbiedniejszych regionach Rosji spadła do najniższych poziomów od 1995 r., czyli odkąd zbierane są dane na ten temat. Równocześnie wzrosła liczba Rosjan, którzy uważają, że kraj podąża we właściwym kierunku, a armii udaje się na bieżąco zrekrutować ok. 1000 osób dziennie (dane brytyjskiego ministerstwa obrony).

Pieniądze zarobione na śmierci członka rodziny widać też w rosyjskiej gospodarce, która wykazuje znaczące oznaki przegrzania, co skłoniło Bank Centralny Rosji do podwyżki stóp aż o 200 pb. do poziomu 21 proc. w październiku 2024 r.

Główne wnioski

  1. Planowana na parę tygodni, a trwająca już trzeci rok inwazja Rosji na Ukrainę wytworzyła w tym kraju upiorny ekosystem, w którym mężczyznom z biedniejszych regionów bardziej opłaca się umrzeć na wojnie, niż żyć.
  2. Obecnie rosyjska machina śmierci jeszcze przyspieszyła. Na froncie ginie lub odnosi poważne obrażenie ponad 1300 rosyjskich żołnierzy dziennie.
  3. Rosjanie za wszelką cenę starają się odbić okupowane przez Ukraińców tereny w obwodzie kurskim, prawdopodobnie chcąc osiągnąć ten cel jeszcze przed zaprzysiężeniem nowowybranego 47. prezydenta USA Donalda Trumpa, co stanie się na początku 2025 r.