Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Sport Świat

„Znikniemy jak ta koszulka”. Wyspy Marshalla chcą zagrać w piłkę, zanim znikną z mapy

Odizolowane od świata i najbardziej znane z eksplozji jednej z najpotężniejszych bomb w historii, Wyspy Marshalla są ostatnim państwem ONZ bez piłkarskiej reprezentacji. To się wkrótce zmieni, a Wyspy przez futbol chcą przypomnieć światu, że za kilkadziesiąt lat mogą przestać istnieć, zalane przez podnoszące się wody oceaniczne.

„Znikająca” koszulka piłkarzy Wysp Marshalla. Źródło: Marshall Islands Soccer Federation

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego Wyspy Marshalla nie miały do tej pory piłkarskiej reprezentacji.
  2. Jak Wyspy ucierpiały po amerykańskich testach nuklearnych.
  3. W jaki sposób zmiany klimatyczne dokuczają Marszalczykom.

Na początek szybka powtórka z geografii. Wyspy Marshalla leżą na Pacyfiku w połowie drogi ze wschodniego wybrzeża Australii na Hawaje. Ze stolicy Wysp, Majuro, do Hawajów jest ponad 3,5 tys. km. Do australijskiego Brisbane – ponad 4 tys.

Wyspy Marshalla leżą w trójkącie między USA, Japonią a Australią. Źródło: Wikimedia

Gdyby wszystkich mieszkańców Wysp Marshalla zaprosić na Stadion Narodowy w Warszawie, ponad 1/3 miejsc na trybunach pozostałaby pusta. Na Wyspach żyje bowiem niespełna 38 tys. osób – mniej więcej tyle co w Świdniku czy Ostrowi Mazowieckiej. Ponad połowa z nich mieszka w stolicy. Pozostali na wystających z Pacyfiku wyspach i wysepkach. W sumie jest ich przeszło 1200, choć zamieszkałych tylko kilkadziesiąt.

Wysepki są małe, ale rozsiane na ogromnej powierzchni. Przenosząc to na bliższe wyobraźni europejskie podwórko: to tak, jakby podzielić Bydgoszcz na 1200 kawałków i rozrzucić po całej Polsce, Niemczech, Francji, Hiszpanii. I jeszcze po Włoszech.

Mapa Wysp Marshalla. Grafika: Holger Behr

20 tys. zł za bilet w jedną stronę

Położenie sprawia, że Wyspy są trudno dostępne dla turystów. Żeby dostać się tam z Polski, trzeba mieć dużo czasu i dużo pieniędzy. Po wylocie z Warszawy pierwsza przesiadka czeka nas, w zależności od obranego kursu, w Stanach lub Tokio. Druga w hawajskim Honolulu. Podróż zajmie ponad dwie doby i będzie kosztować 20-30 tys. zł – w jedną stronę.

To samo położenie sprawia, że Wyspy są łakomym kąskiem w geopolitycznej grze mocarstw. Pod koniec XIX wieku skolonizowało je Cesarstwo Niemieckie. Później kontrolę nad nimi przejęła Japonia. Straciła ją w trakcie II wojny światowej, gdy Wyspy Marshalla odbili Amerykanie. W latach 80. zaczął obowiązywać układ o wolnym stowarzyszeniu Wysp z USA. Od tamtej pory są one niepodległym państwem.

Turystyczna niedostępność ma swoje minusy. Bycie przedmiotem polityki międzynarodowej też. Ale najgorszy w tym położeniu jest klimat. Tropikalna pogoda raz doświadcza mieszkańców potężnymi tajfunami, innym razem powodziami. Od czasu do czasu również suszą. Klimatolodzy wieszczą, że podnoszący się poziom oceanów sprawi, że Wyspy staną się niezdatne do zamieszkania. A już do końca tego stulecia większość z nich może całkiem zniknąć pod wodą.

Mieszkańcy nie muszą zresztą wsłuchiwać się w głosy specjalistów od klimatu. Na własne oczy widzą, że wody wokół zatopionych w oceanie skrawków ich ziemi jest coraz więcej. Dlatego próbują wykrzyczeć światu swoją historię. Piłka nożna ma im w tym pomóc.

Koszulka znika. Wyspy też

Pod koniec ubiegłego roku Piłkarska Federacja Wysp Marshalla pochwaliła się nową koszulką. Białą, upstrzoną symbolami kraju: rybołówką brunatną, kwiatem plumerii, żarłaczem białym i charakterystycznym środkiem transportu, czyli kajakiem z pływakiem.

Prezentacja koszulki na na wybrzeżu Pacyfiku. Źródło: Marshall Islands Soccer Federation

W kolejnych dniach Federacja wrzucała do sieci kolejne fotografie zawodników, ubranych w tę koszulkę. Nie wszyscy i nie od razu wychwycili, że ze zdjęcia na zdjęcie koszulka ma coraz więcej dziur. Brakowało fragmentu materiału na ramieniu, ubył rękawek, pojawiła się spora wyrwa na boku.

Zdjęcia nie miały kontekstu, który został nakreślony dopiero wtedy, gdy kibice zaczęli dopytywać, o co chodzi. A chodziło o opowieść. Koszulka została wykorzystana do opowiedzenia historii kraju, któremu grozi całkowite zalanie. To dlatego między przywołanymi wyżej symbolami Wysp na koszulce widoczna była też liczba „1,5”. Właśnie o tyle ma podnieść się temperatura na Ziemi w ciągu najbliższych kilku dekad, co doprowadzi do stopienia kolejnych fragmentów lodowców, podniesienia się poziomu oceanów i zalania kilku krajów. Na czele listy najbardziej zagrożonych realizacją tego scenariusza są Malediwy, Kiribati, Tuvalu i właśnie Wyspy Marshalla.

Poziom wód wokół Wysp Marshalla podnosi się o ok. 3,5 mm rocznie. W perspektywie roku nie do zauważenia, ale od 1991, kiedy Wyspy Marshalla przystąpiły do ONZ, to już 12 centymetrów. A to tempo może wzrastać. Według ekspertów z NASA i naukowców z Uniwersytetu Hawajskiego, zanim Wyspy staną się niezdatne do zamieszkania, mieszkańcy będą musieli mierzyć się z bardzo częstymi zalaniami, nachodzącymi ich przez blisko 1/3 roku. Falochrony już teraz trzeba rozbudowywać.

Ostatni taki kraj

Marszalskie koszulki są nietypowe z jeszcze jednego powodu. Są strojem reprezentacji, która… nie istnieje. Bo Wyspy Marshalla swojej piłkarskiej reprezentacji nie mają – są jedynym takim państwem ONZ.

Piłkarska Federacja Wysp Marshalla powstała pięć lat temu. Wcześniej w piłkę grano tam tylko rekreacyjnie. I to ze średnim entuzjazmem, bo wśród mieszkańców popularniejsze są inne dyscypliny.

– Sport wykorzystywany jest teraz jako narzędzie dyplomatyczne, ale mieszkańcy Wysp Marshalla nieszczególnie się nim pasjonują. Jeśli już, to oglądają baseball, koszykówkę czy futbol amerykański, bo są zafascynowani wszystkim, co amerykańskie. Natomiast aktywność fizyczna jest na niskim poziomie – mówi dr Justyna Eska-Mikołajewska, ekspertka w tematyce państw Południowego Pacyfiku z Katedry Studiów Politycznych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Pierwszy (i dotychczas jedyny) stadion do gry w piłkę powstał dopiero w 2024 r., przy okazji rozgrywanych na Wyspach Marshalla igrzysk Mikronezji.

Wyspy Marshalla po raz pierwszy wysłały swoich sportowców na igrzyska olimpijskie w 2008 roku. W Paryżu reprezentowało je czworo zawodników. Fot. Arturo Holmes/Getty Images

Eksperci z importu

Do kraju, w którym niemal wszystko pochodzi z importu, zaimportowano też speców od piłki. Rozmawiam z jednym z nich, Mattem Webbem, zajmującym się reklamą i marketingiem. Świat jest mały, więc mój telefon zastaje go podczas wizyty u znajomych w… Brzeszczach.

– Gdy mówię, że jestem przedstawicielem Wysp Marshalla, zawsze pojawia się mnóstwo pytań: „a gdzie to?”, „to jest takie państwo?” i tym podobne. Pełnię więc trochę rolę ambasadora i edukuję ludzi z geografii. A przy okazji zdobywam nowych fanów dla naszej drużyny – mówi Matt Webb.

Budowa piłkarskich fundamentów opiera się na entuzjazmie lokalnych pasjonatów i wolontariuszy. Matt Webb do nich należy. Większość swojej pracy wykonuje zdalnie. Z powodu wysokich kosztów podróży Wyspy Marshalla odwiedził dotychczas tylko raz.

– Zaczęliśmy od struktur i odpowiedniego przygotowania. Gdybyśmy zaczęli od meczu, kompletnie niegotowi, przegralibyśmy jakieś 50:0 i trudno byłoby potem przekonywać ludzi, że warto stawiać na piłkę. Pierwszy mecz może zdeterminować naszą przyszłość, więc trzeba do niego podejść na poważnie – tłumaczy Matt Webb.

Trwają przygotowania.

– Nasi zawodnicy trenują już na trawie, przygotowują się do gry po jedenastu. To nie takie oczywiste, bo na co dzień grają w futsal, a więc w mniejszych drużynach i na halach. Ewentualnie na boiskach do koszyków, których na Wyspach jest sporo. Futsal jest popularniejszą odmianą piłki głównie z powodów praktycznych, bo w całym kraju są tylko dwa pełnowymiarowe boiska do piłki nożnej. Z tego jedno jest stadionem, a drugie tylko przestrzenią, na której możemy grać w piłkę – tłumaczy Matt Webb.

Pierwszy mecz

Raczkująca reprezentacja jeszcze w tym roku ma rozegrać swój pierwszy mecz międzypaństwowy. A nawet od razu dwa. W amerykańskim Springdale w Arkansas odbędzie się turniej z udziałem Wysp Marshalla, Amerykańskich Wysp Dziewiczych, Turks i Caicos oraz Guamu. Wszyscy rywale Marszalczyków mają już swoje reprezentacje. I chociaż okupują one miejsca w ogonie rankingu FIFA, to jednak do FIFA należą.

– Istniejemy dopiero pięć lat, a na dobre działamy od 2023 roku, więc potrzeba jeszcze trochę czasu i formalności, zanim będziemy rozmawiać o FIFA. W grudniu złożyliśmy aplikację do OFC (Oceania Football Federation), bo bez przynależności do konfederacji kontynentalnej nie można być członkiem FIFA. Meczu jeszcze nie rozegraliśmy, ale mamy już program rozwoju piłki kobiecej i piłki dzieci. Stworzyliśmy struktury organizacyjne, mamy stadion. To wszystko jest niezbędne, by myśleć o członkowskie w FIFA – przekonuje Matt Webb.

Atol Majuro, na którym położona jest stolica Wysp Marshalla. W niektórych miejscach wyspy są tak wąskie, że można by z powodzeniem przekopać przez nie piłkę. Fot. Gallo Images/Orbital Horizon/Copernicus Sentinel Data 2021

Żeby móc rozegrać mecze, trzeba pieniędzy. Około 100 tys. dolarów. Pieniądze zbierane są na Kickstarterze, gdzie fani egzotycznej i niszowej piłki mogą kupić dostęp do transmisji z tych spotkań. Na przelot do USA, zakwaterowanie i wyżywienie pójdą też pieniądze ze sprzedaży koszulek.

– Sprzedaliśmy do tej pory ponad 1000 koszulek. Kupili je nasi sympatycy z 35 krajów. Kilka zamówień zostało złożonych w Polsce – mówi Matt Webb.

Historyczne mecze zostaną rozegrane w sierpniu. Wybór padł na USA, bo kibice rodzącej się reprezentacji już tam są.

Codziennie ktoś emigruje

– Patrzymy w folder reklamowy i widzimy raj na ziemi. Mało ludzi, piękne plaże, piękna przyroda. Na Wyspach Marshalla nigdy nie zanotowano ujemnych temperatur. Ale ta przyroda jest też śmiertelnie groźna. Tajfuny regularnie dokuczają mieszkańcom, odbierając im dobytek i zmuszając do zmiany dotychczasowego życia. A w nie tak odległej perspektywie przyroda może im całkowicie zabrać miejsce do życia, zalewając je wodą – mówi dr Justyna Eska-Mikołajewska.

Dokuczliwość natury odbija się na demografii Wysp. Zwłaszcza młodzi masowo emigrują – przede wszystkim do USA. Już teraz w Stanach mieszka więcej Marszalczyków niż na Wyspach. Najwięcej w Arkansas, które stało się największym skupiskiem marszalskiej diaspory. Dlatego to właśnie tam piłkarska reprezentacja ma rozegrać swoje pierwsze mecze.

– Właściwie każdego dnia ktoś decyduje się na emigrację. To nas bardzo martwi, ale mieszkańcy są świadomi sytuacji i po prostu chcą być pewni, że mieszkają na bezpiecznym lądzie – komentowała już kilka lat temu prezydent Wysp Marshalla Hilda Heine.

Stany są domem dla tysięcy emigrantów z Wysp Marshalla, ale amerykańska pomoc jest niezbędna również tym, którzy zostają w swoich domach. Tylko w 2024 roku, w ramach różnych programów pomocowych i rozwojowych, na Wyspy przekazano blisko 400 mln dolarów. Nie trzeba ich było przewalutowywać, bo amerykański dolar jest na Wyspach oficjalną walutą.

1000 razy gorzej niż w Hiroszimie

– Wpływy amerykańskie są tam bardzo silne od końca II wojny światowej. Ma to swoje dobre i złe strony. Wyspy Marshalla na pewno korzystają na umowie stowarzyszeniowej ze Stanami, ułatwiającej import towarów. Otrzymują też od Stanów bezpośrednią pomoc finansową.

Jednak z drugiej strony zapatrzenie w amerykański styl życia oraz import i wprowadzenie do diety przetworzonych produktów spożywczych, w połączeniu z niedostateczną aktywnością fizyczną, skutkują jednym z najwyższych na świecie współczynników otyłości. I oczywiście dziedzictwo  atomowe, czyli 67 bomb, które Amerykanie zrzucili na wysepki w latach 40. i 50. ubiegłego wieku w ramach testów jądrowych – opowiada dr Justyna Eska-Mikołajewska.

Właśnie przy okazji tych testów Wyspy Marshalla pierwszy raz przebiły się do globalnej świadomości. W 1954 na należącym do Wysp atolu Bikini eksplodowała druga najpotężniejsza bomba w historii ludzkości. Wodorowa „Krewetka”, zrzucona w ramach operacji Castle Bravo, miała moc 1000 razy większą niż zrzucony na Hiroszimę „Little Boy”.

Moc eksplozji zaskoczyła nawet samych Amerykanów. Niektórzy uważają, że to wtedy, właśnie na Wyspach Marshalla, doszło do ustalenia hierarchii światowych mocarstw na cały okres zimnej wojny.

Amerykański pokaz siły był bardzo kosztowny dla mieszkańców Wysp. Atol Bikini nie był niezamieszkany. 167 mieszkańców czasowo ewakuowano na sąsiednią wyspę. Po kilkunastu latach wrócili do swoich domów, ale szybko okazało się, że radioaktywne skażenie nadal się tam utrzymuje i zagraża ich życiu.

– W latach 70. Amerykanie prowadzili szeroko zakrojone działania dekontaminacyjne. Tyle tylko, że oczyszczenie terenu ograniczyło się w zasadzie do schowania tych wszystkich radioaktywnych odpadów pod wielką betonową kopułą. Trochę jak w Czarnobylu. Ale ta kopuła, narażona na upływ czasu i zmienność pogody, zaczyna pękać, do środka dostaje się woda. Nie można więc zamknąć tego rozdziału i zapomnieć o próbach atomowych. Amerykanie nie mogą się od tego odciąć, bo Wyspy Marshalla są dla nich ważne w rozgrywce o Pacyfik, którą toczą z Chinami – mówi dr Justyna Eska-Mikołajewska.

Dlatego na Wyspach Amerykanie mają swoją bazę wojskową, w której stacjonuje ok. 1300 żołnierzy i cywilów.

Piłka przeciw stereotypom

– Gdy byłem na Wyspach, wielokrotnie słyszałem od ludzi, że dzięki piłce wreszcie usłyszeli i przeczytali w światowych mediach pozytywne informacje o swoim kraju. Wcześniej media wspominały o Wyspach tylko w związku z tamtejszą historią nuklearną, katastrofami naturalnymi i zagrażającymi im zmianami klimatycznymi. Teraz jest inaczej – opowiada Matt Webb.

Piłka okazuje się więc narzędziem o wielorakim zastosowaniu. Buduje poczucie dumy narodowej, niesie światu wieść o sytuacji Wysp, a do tego ma szansę zagospodarować młodych mieszkańców – a ponad połowa populacji jest przed trzydziestką. Matt Webb z dumą opowiada, że dzięki staraniom jego Federacji, gra w piłkę znalazła się w programie nauczania w szkołach.

Równie dumny jest z tego, że o Wyspach mówi się na całym świecie. Nie tylko o pomysłowej kampanii związanej z koszulką i zbliżającymi się pierwszymi w historii meczami piłkarskimi, ale też o zmianach klimatycznych. Piłkarską cegiełkę do tej narracji mogą dorzucić sąsiedzi z Tuvalu, którym też grozi zniknięcie pod wodą. W tym roku zamierzają rozegrać towarzyski mecz z Grenlandią.

Ostatnia generacja

– Dotarcie do świata z informacjami o tym, co grozi Wyspom Marshalla, jest dla nich szansą na stanie się częścią społeczności międzynarodowej. Zaznaczenia w powszechnej świadomości, że jest takie państwo, taki naród i że ma – jak każdy inny – swoje problemy. W dodatku problemy takie, jakie są obecne też gdzie indziej, bo przecież podnoszenie się poziomu oceanów zagraża istnieniu także innych państw Oceanii czy chociażby Karaibów.

A przecież zmiany klimatyczne odbijają się na funkcjonowaniu wszystkich społeczeństw na świecie. To wołanie o uwagę mieszkańców Wysp Marshalla możemy zatem wykorzystać jako dzwonek alarmowy dla wszystkich, żeby podjąć jakieś działania, które może tym wsypom już nie zdążą pomóc, ale pomogą innym – mówi dr Justyna Eska-Mikołajewska.

– Los państw Pacyfiku zależy od tego, czy uda nam się ograniczyć wzrost temperatury. Region Pacyfiku odpowiada za 0,02 proc. globalnych emisji gazów cieplarnianych. Ale to właśnie ten region jest na pierwszej linii frontu walki z kryzysem klimatycznym, zmagając się z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi – mówił w ubiegłym roku sekretarz generalny ONZ António Guterres.

Może się więc okazać, że mieszkańcom Wysp Marshalla znów przyjdzie zapłacić za nieswoje grzechy. Tak jak od ponad pół wieku płacą za przeprowadzane przez Amerykanów próby atomowe. W czasie jednej z nich malutka wysepka Elugelab dosłownie wyparowała.

Główne wnioski

  1. Wyspy Marshalla w tym roku rozegrają swoje pierwsze piłkarskie mecze, które są częścią kampanii, uświadamiającej o zagrożeniu, jakie niosą dla Wysp zmiany klimatu.
  2. Odizolowane od świata Wyspy są ważnym elementem geopolitycznej rozgrywki na Pacyfiku – na stałe stacjonuje na nich ok. 1300 Amerykanów.
  3. Na Wyspach Marshalla do dziś obecne są pozostałości po amerykańskich próbach jądrowych z lat 40. i 50.