Selekcjonerka polskiej kadry w klubie Ekstraklasy? „Dlaczego nie"(WYWIAD)
Historyczny występ na EURO był promocyjną trampoliną dla piłki kobiecej w Polsce. Nigdy wcześniej o piłkarkach nie było tak głośno, a mecze reprezentacji nie cieszyły się tak dużą oglądalnością. – EURO bardzo nam pomogło, ale musimy teraz wykorzystać jego efekt – mówi selekcjonerka reprezentacji Polski Nina Patalon. I wyjaśnia co zrobić, by zwiększyć liczbę trenerek, podnieść poziom kobiecej Ekstraligi i rozprawić się z krzywdzącymi dyscyplinę stereotypami.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak występ Polek na EURO 2025 zmienił odbiór kobiecej piłki w Polsce.
- Dlaczego zdaniem selekcjonerki polskiej kadry w Polsce jest mało trenerek.
- Czy Nina Patalon przyjęłaby propozycję poprowadzenia drużyny Ekstraklasy.
Michał Banasiak, XYZ.pl: Widziałem badanie przeprowadzone już po EURO, w którym sprawdzano poziom świadomości i zainteresowania piłką nożną kobiet w Polsce. Jedno z pytań brzmiało: „czy Polska ma kobiecą reprezentację piłkarską?” 78 proc. pytanych odpowiedziało, że tak. A 22 proc. pytanych stwierdziło, że nie tyle nie interesuje się naszą kadrą, ale w ogóle o niej nie słyszała. Zaskakuje to Panią?
Nina Patalon, selekcjonerka kobiecej reprezentacji Polski: Piłka nożna kobiet w Polsce nie trafiła jeszcze do szerokiej świadomości kibiców. Musimy jednak pamiętać, że reprezentacja swój pierwszy mecz rozegrała dopiero czterdzieści lat temu. W tym roku byliśmy na naszym pierwszym EURO. Dopiero przy tej okazji telewizja publiczna pierwszy raz pokazywała piłkę kobiet na swoich głównych kanałach. Niektóre sporty już dawno mają ten etap za sobą. Mam wrażenie, że wszystko, co ostatnio dzieje się w polskiej piłce kobiet, dzieje się pierwszy raz. Tak więc taka odpowiedź ankietowanych mnie nie dziwi.
Warto wiedzieć
Nina Patalon
Była piłkarka, trenerka. Od 2021 r. selekcjonerka reprezentacji Polski kobiet. Wcześniej pracowała z młodzieżowymi kadrami Polski i drużyną Medyka Konin. Prowadzona przez nią seniorska reprezentacja wywalczyła pierwszy w historii awans na EURO. Jest jedyną w Polsce trenerką z licencją UEFA Pro.
Dwa miliony oglądających na antenach TVP mecz z Niemkami to ponad trzykrotne przebicie wcześniejszego rekordu oglądalności. Oczywiście można było znaleźć nieprzychylne drużynie komentarze, ale generalnie odbiór gry był bardzo dobry.
Miałyśmy świadomość, że gramy dla siebie, a także dla tych pokoleń piłkarek, które kiedyś grały w piłkę, a nie miały okazji wystąpić na dużym turnieju. Liczyłyśmy również, że dzięki naszej obecności na EURO przyczynimy się do wzrostu zainteresowania piłką wśród dziewczynek. Grałyśmy dla wizerunku całej polskiej kobiecej piłki, z tego też względu chciałyśmy na boisku pokazać nie tylko nasz styl gry, ale także nasze osobowości. Wydaje mi się, że nastawienie i to, z jakim zaangażowaniem podchodziłyśmy do meczów, podobało się kibicom.
Myślę, że sprinty Ewy Pajor czy pełne poświęcenia wślizgi Sylwii Matysik to obrazki zapadające w pamięć i obalające pewne stereotypy o kobiecej piłce. Takie zaangażowanie podoba się kibicom, nawet jeśli końcowy wynik nie spełnił oczekiwań.
Myślę, że rzeczywiście budowałyśmy sobie tym sympatię kibiców. Zaangażowanie, determinacja, poświęcenie, które wkładałyśmy w mecze, rekompensowały trochę obszary, gdzie to rywalki dominowały. Zawsze podkreślam, że jeżeli charakter spotyka się z umiejętnościami, które nie są poparte charakterem, to zawsze wygra charakter. Poza tym ta drużyna ma też styl gry, który może się podobać. Szybkie ataki, kontry. Nawet ja, osoba w bardzo ograniczony sposób korzystająca z mediów społecznościowych, zauważyłam, że coś się dzieje. Nie da się nie zauważyć, jeżeli skala zainteresowania rośnie z poziomu 1-3 na 10 do 7-10 na 10. Sporo kibiców wysyłało do mnie wiadomości. Niektórzy pisali, że pierwszy mecz obejrzeli z ciekawości, ale na tyle im się spodobało, że oglądali potem cały turniej – nawet gdy Polska już nie grała.

Z wyniku sportowego jest pani zadowolona?
Wykonałyśmy plan minimum. Strzeliłyśmy bramki, zrobiliśmy punkty. Można być z tego zadowolonym. Natomiast oczywiście są rzeczy do skorygowania. Bo to nie tak, że EURO było turniejem, który coś kończył. Było częścią procesu, który chcemy kontynuować i nadal się rozwijać.
Mówi pani o reprezentacji. A czy cała dyscyplina też będzie teraz się rozwijać?
EURO na pewno dało impuls. Przyciągnęło nowych kibiców, zainteresowało dziewczynki grą w piłkę. Departament Piłkarstwa Kobiecego PZPN będzie sprawdzał, jak duży wpływ faktycznie miało EURO na naszą dyscyplinę w kraju. Jednym z naszych celów był wzrost liczby grających dziewczynek i mam nadzieję, że uda się na tym polu osiągnąć sukces. Bez tego nie da się rozwijać kobiecej piłki. Do poprawy są też aspekty medialno-marketingowe. Wielu ludzi nie wie, że publiczność na kobiecej piłce jest zupełnie inna niż na męskiej. Tu przychodzi się całymi rodzinami, całymi paczkami znajomych. Atmosfera jest bardziej towarzyska niż kibicowska. EURO bardzo nam pomogło, ale musimy teraz wykorzystać jego efekt.
Kiedy będziemy wiedzieli jak bardzo gra na EURO wpłynęła na popularność kobiecej piłki?
Według mnie za trzy do pięciu lat. Sprzyjającym wydarzeniem byłaby organizacja kolejnego EURO – w 2029 roku. Staramy się o to. Jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem, mielibyśmy wtedy więcej grających w piłkę dziewczyn, więcej kibiców i jeszcze silniejszą niż dziś reprezentację.
Gdy zaczynała pani grać w piłkę, przeprowadziła się z Działdowa do Konina, żeby móc trenować w odpowiednich warunkach. Dziś kobiecych klubów jest więcej.
Oczywiście, mogłabym powiedzieć, że porównując dzisiejszą sytuację do „moich” czasów, wtedy nie było nic. Ale co w takim razie miałyby powiedzieć piłkarki, które były przede mną? To one faktycznie nie miały niczego. Nawet nie wiedziały o swoim istnieniu. Dostawały jakieś telegramy, że można jechać z Gorzowa do Sosnowca i zagrać tam mecz. Zastanawiam się, jak w tamtych czasach udawało się organizować rozgrywki. A przecież mieliśmy piłkarki. I były naprawdę świetne. Niektóre wyjeżdżały za granicę i bardzo dobrze sobie tam radziły jak Anastazja Kubiak, przez wiele lat grająca w Wolfsburgu. Dzisiaj jest zdecydowanie więcej drużyn profesjonalnych i półprofesjonalnych. Piłka kobiet ma zdecydowanie lepszy wizerunek, bo chociażby zainwestowano w przekaz. W każdej kolejce ligowej jeden mecz jest pokazywany w otwartej telewizji. To bardzo ważne.
Podniesiono standardy rozgrywania meczów wszystkich kobiecych reprezentacji. Zwłaszcza seniorskiej, będącej wizytówką samej dyscypliny. Więcej uwagi poświęcono też sztabom trenerskim. W Ekstralidze wszyscy trenerzy muszą mieć co najmniej licencję UEFA A, a więc drugą najwyższą po UEFA Pro. To oznacza profesjonalizację. Widzę w tym wszystkim zasługę PZPN-u, który mocno postawił na kobiecą piłkę. Dzięki różnego rodzaju programom wsparcia, szkoleniom, rozwinęliśmy się na bardzo wielu obszarach. Ale potrzeba dalszych kroków, dalszych inwestycji.

Dlaczego w Polsce jest tak mało trenerek? Na dwanaście klubów Ekstraligi, kobiety trenują w trzech.
I te trzy to najlepszy wynik w historii. Do niedawna piłkarki właściwie nie zarabiały za swoją grę. Oprócz gry musiały jeszcze iść do pracy, żeby zarabiać. Z trenerkami było podobnie. Dlatego zawodniczki wybierały po karierze inną drogę. Myślę, że dopiero moja generacja piłkarek jest pokoleniem, które mocniej postawi na trenerstwo.
Na kursie trenerskim UEFA Pro są teraz Karolina Koch i Katarzyna Barlewicz.
Zawsze podkreślam, że w pewien sposób też jestem pionierką. W środowisku śmieją się, że wszędzie jestem pierwsza. Trochę tak jest, że widzę te obszary, gdzie można jeszcze coś rozpocząć, gdzie można otworzyć jakieś drzwi. Albo okno. Za mną jest już mnóstwo trenerek, które też będą przez te drzwi i okna wchodzić. Ale żeby było ich więcej, potrzeba czasu. W 2013 roku przeprowadzono analizę, z której wynikło, że w Polsce jest tylko 65 trenerek. Teraz, po 12 latach, jest ich prawie 1 tys. To ogromna różnica. Jeśli będzie nam przybywać piłkarek, będzie i więcej trenerek.
Przy otwieraniu, a czasami pewnie i wyważaniu kolejnych drzwi, jakie cechy były Pani najbardziej potrzebne? Cierpliwość? Przebojowość? Konsekwencja?
Myślę, że przede wszystkim pomogły mi ciekawość i odwaga, które były większe niż strach i jakieś poczucie wstydu, że czegoś nie wiem, nie umiem. Jak czegoś nie wiem, to staram się to uzupełnić. Jestem ciekawa, chcę się czegoś nowego dowiedzieć. Poza tym wytrwałość. Trzeba mieć świadomość, że więcej razy przegrasz, niż wygrasz. Że krytyka w przypadku osób wytyczających pewne ścieżki będzie większa. Jeżeli nie masz pasji, a nawet miłości do tego, co robisz, przekonania, że warto w czymś wytrwać, to droga będzie bardzo trudna.
Nadal czekamy na polską drużynę w Lidze Mistrzyń. GKS Katowice drugi rok z rzędu brutalnie odbił się od tych rozgrywek. Czego nam brakuje, żeby polska piłka ligowa wskoczyła na wyższy poziom?
Po pierwsze w Polsce musi być więcej piłkarek. Jeżeli szybko nie podniesiemy ich liczby z obecnych ok. 30 tys. do 50-60 tys., będzie nam trudno poprawić jakość. Bez wystarczająco dużej liczby piłkarek nie ma też możliwości wzmocnienia naszej ligi od wewnątrz. W tym momencie najlepsze zawodniczki wyjeżdżają z Polski i po prostu nie ma ich kim szybko zastąpić. A przecież nie chodzi o to, żebyśmy ściągnęli sobie w ich miejsce piłkarki z całego świata. Reprezentacja daje pewien bodziec, żeby przyciągnąć do dyscypliny nowe zawodniczki, ale efekty będziemy widzieć za pięć, sześć lat.
Wydaje mi się, że dużym krokiem w rozwoju kobiecej piłki w Polsce byłoby większe zaangażowanie ze strony środowiska męskiej piłki. Z obecnej męskiej Ekstraklasy tylko GKS Katowice, Pogoń Szczecin i Lech Poznań mają żeńskie drużyny w Ekstralidze.
Rzeczywiście dużym przyspieszeniem dla rozwoju piłki kobiecej byłoby posiadanie na najwyższym stopniu rozgrywkowym albo centralnym sekcji kobiecych w drużynach męskich. Jeżeli każdy klub miałby taką sekcję i stworzył jej profesjonalne warunki do rywalizacji, mielibyśmy nie tylko silniejszą ligę, ale zmieniłby się też wizerunek kobiecej piłki.
W niektórych zagranicznych klubach normą są wspólne kampanie marketingowe męskich i żeńskich sekcji. Adriana Achcińska opowiadała mi, że w FC Koeln obie sekcje współpracują, a kibice i zarządzający klubem wychodzą z założenia, że klub to i piłkarze i piłkarki.
W Hiszpanii był jakiś czas temu wywiad z jednym z piłkarzy FC Barcelony. I dziennikarz wypominał mu, że w całym sezonie niczego nie wygrali. A ten zawodnik odpowiedział, że „zaraz, przecież dziewczyny wygrały Ligę Mistrzyń”. To trofeum nie było najważniejsze w tej wypowiedzi. Najważniejszy był przekaz, że piłkarze szanują drużynę kobiet i traktują ją jak równą sobie. Że klub to jest całość. Że FC Barcelona to są mężczyźni, kobiety, dziewczynki i chłopcy.
Wiele osób nie ma takiego podejścia. W sieci nadal można trafić na komentarze umniejszające rywalizacji piłkarek i wciąż porównujące je do mężczyzn.
Od kiedy mamy kobiety-lekarki? Od kiedy mamy kobiety-bizneswoman? Od kiedy mamy kobiety pracujące na uczelniach? Kiedy kobiety dostały swój pierwszy głos wyborczy? To wszystko wydarzyło się niedawno. Sport jest ostatnim obszarem gospodarki, w którym pewne zmiany społeczne muszą jeszcze zajść. Nasze życie pełne jest utartych schematów i dopóki ktoś nie przesunie przełącznika w naszej głowie, to się ich trzymamy. Sama się na tym czasami "łapię". Ostatnio leciałam samolotem i wręcz wpatrywałam się w otwartą kabinę pilotów, bo była tam pani pilot i jej asystent. Drugi raz w życiu widziałam kobietę-pilota. Za pierwszym razem było to dla mnie takie wydarzenie, że aż zapisałam sobie na kartce, jak się nazywała. I teraz aż się sama przywołałam do porządku, że tak dziwnie patrzę na kobietę za sterami. Ale to są właśnie te schematy. Jeśli rzadko spotykamy się z jakąś sytuacją, to jest ona dla nas zjawiskiem. I dla niektórych takim zjawiskiem nadal są piłkarki. I trenerki. Czemu trudno się dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, że mamy w Polsce dwadzieścia parę tysięcy trenerów i tysiąc trenerek. Po meczach w Szwajcarii po autografy i zdjęcia podchodziło do nas wiele dzieciaków. I dziewczynki, i chłopcy. Może to nowe pokolenie, które na co dzień będzie obcować z kobiecą piłką, będzie na nią patrzeć inaczej.

W jednym z tekstów przed EURO rozprawiałem się ze stereotypami, dotyczącymi kobiecej piłki. Jednym z bardziej krzywdzących zjawisk jest według mnie przyrównywanie kobiecej piłki do męskiej i wysnuwanie tez, że skoro kobiece reprezentacje przegrywają z drużynami nastoletnich chłopców, to nie ma co takiego sportu traktować poważnie.
Wszystkie sporty zespołowe są dostosowane do kobiet. Poza piłką nożną. Jakimi piłkami grają koszykarki i piłkarki ręczne? Mniejszymi niż mężczyźni. W kobiecej siatkówce siatka wisi na jakiej wysokości? Niżej niż w męskiej. A piłka nożna, głównie z przyczyn organizacyjnych nie jest dopasowana. Gramy taką samą piłką, piątką, wszystkie inne elementy meczu też są jednakowe. Biorąc pod uwagę nasz wzrost i inne elementy fizjonomiczne, powinnyśmy grać na mniejszych boiskach, mniejszymi piłkami. Jesteśmy genetycznie i somatycznie niższe od mężczyzn o średnio 10 cm. A stoimy na takiej samej bramce. I później bramkarki muszą wysłuchiwać, że „jak to mogło wpaść”. No wpadło. Jeżeli bramkarka ma 175 czy 185 cm, a bramkarz 195 i więcej – a też przecież wszystkiego nie broni – to wpadło. Ale nikt nie będzie produkował osobnych piłek czy zmniejszał bramek albo boiska. To byłoby zbyt kosztowne i generowało kolejne problemy, bo nie miałybyśmy gdzie grać. Po prostu piłkarki mają stawać się silniejsze i bardziej atletyczne, żeby kopać taką samą piłkę jak mężczyźni, na takim samym boisku i na taką samą bramkę.
Powiedziała pani, że wszędzie otwiera drzwi, wszędzie jest pierwsza. Nina Patalon będzie pierwszą trenerką, która poprowadzi męski klub Ekstraklasy?
Wątpię. Ale nie mówię „nie”, bo w sumie nie wiem, co będę robić za parę lat.
Czyli nie mówi Pani „nie” pracy z mężczyznami?
Nie zamykam się na to, bo dla mnie nie ma rozróżnienia na pracę z kobietami i pracę z mężczyznami. Bycie trenerem to po prostu współpraca z ludźmi. Wychodzę z założenia, że żeby z kimkolwiek pracować w danym środowisku, musisz znać jego potrzeby i mieć pomysł na współpracę. Będąc trenerem, jesteś liderem danego przedsięwzięcia i dla mnie płeć nie ma tutaj znaczenia.
A jednak pań w męskich szatniach nie mamy. Zdarzały się pojedyncze historie, ale były raczej ciekawostkami, a nie przełamywaniem stereotypów i uprzedzeń.
Gdyby kiedykolwiek ktoś mi zaproponował pracę z piłkarzami, to przeanalizowałabym taką ofertę pod kątem tego, czy będę w stanie postawiony przede mną cel zrealizować. Jeżeli ktoś chciałby zrobić z tego tylko chwyt marketingowy i się pobawić, to ja się na takie rzeczy nie piszę. Ale jeżeli ktoś rzeczywiście miałby plany i nie patrzyłby na moją płeć, tylko na mój pomysł na realizację postawionego celu, to dlaczego nie?
Główne wnioski
- EURO 2025 wygenerowało rekordowe zainteresowanie kobiecą piłką nożną w Polsce. Jak dalece wpłynęło na większe zainteresowanie dziewczynek uprawianiem tej dyscypliny, będzie można realnie ocenić za kilka lat.
- Według selekcjonerki reprezentacji Polski poziom kobiecej piłki w Polsce podniesie się tylko wtedy, gdy znacznie zwiększy się liczba zawodniczek.
- Nina Patalon jest otwarta na ewentualne rozmowy dotyczące jej pracy w męskim klubie piłkarskim.