Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes

Prezydent wychodzi z inicjatywą w sprawie cen prądu. Dobry krok czy próba wysadzenia budżetu państwa w powietrze?

Eksperci nie są zgodni w ocenie przedstawionego przez prezydenta Karola Nawrockiego projektu ustawy mającej na celu obniżenie rachunków za prąd Polaków. Część z nich postrzega ruch prezydenta jako twarde, odważne i potrzebne działanie. Inni zwracają uwagę, że ustawa spowoduje lawinowy wzrost wydatków budżetu państwa i stanowi jedynie przekładanie kosztów z jednej kieszeni do drugiej.

Prezydent Karol Nawrocki podpisuje projekt ustawy, która ma na celu obniżenie rachunków za prąd
Prezydent Karol Nawrocki podpisał projekt ustawy, która ma obniżyć rachunki za prąd Polaków o jedną trzecią. Fot.: PAP/Paweł Supernak

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jak prezydent chce obniżyć rachunki za prąd.
  2. Na jakie oszczędności będą mogli liczyć odbiorcy energii według prezydenckiego projektu.
  3. Jak propozycje płynące z Pałacu Prezydenckiego oceniają eksperci.
Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Obniżenie rachunków za prąd o jedną trzecią to była jedna z najważniejszych obietnic Karola Nawrockiego w kampanii prezydenckiej. Prezydent przedstawił właśnie plan, jak chce osiągnąć ten cel. Wbrew wcześniejszym przewidywaniom, nie chodzi o wyeliminowanie z cen energii opłat za emisje dwutlenku węgla. Przeciwnie, prezydencka propozycja zakłada wykorzystanie pieniędzy pochodzących ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 do sfinansowania niektórych elementów rachunku za prąd.

Kancelaria Prezydenta szacuje, że dzięki wdrożonym regulacjom średnie rachunki za prąd gospodarstw domowych spadną o 800 zł, czyli o około 33 proc. Na niektórych zmianach skorzystają też przedsiębiorcy, którzy będą mogli zaoszczędzić średnio 20 proc. w skali roku.

Mniej opłat na rachunkach

Cena energii stanowi tylko około 40 proc. całego rachunku za prąd Polaków. Pozostała część to dodatkowe opłaty, dotyczące np. dystrybucji energii czy wspierania stabilności systemu energetycznego, oraz podatki. Przedstawiony przez Kancelarię Prezydenta projekt ustawy przewiduje wyjęcie z rachunków niektórych opłat. Zamiast odbiorców energii, spłacać ma je budżet państwa z pieniędzy pochodzących z systemu handlu emisjami (EU ETS).

– Dziś obywatele płacą podwójnie za transformacje energetyczną. Około 30 proc. ceny energii elektrycznej to koszt emisji CO2. Więc skoro mamy już tę opłatę w cenie prądu, to dlaczego musimy jeszcze dodatkowo w rachunku uwzględniać np. opłatę OZE czy opłatę mocową, które finansują transformację? Zgodnie z unijnym prawem 100 proc. pieniędzy pozyskanych ze sprzedaży uprawnień do emisji państwa muszą przeznaczać na transformację. Proponujemy więc, aby z tych właśnie pieniędzy finansować te koszty, które wyciągamy z rachunków za prąd – wyjaśnia Wanda Buk, doradczyni prezydenta, związana wcześniej z Polską Grupą Energetyczną (PGE).

Wejście w życie projektu oznaczałoby, że z rachunków za prąd zniknęłyby m.in. opłata OZE (wspiera budowę zielonych elektrowni, w tym np. morskich farm wiatrowych) i opłata mocowa (wspiera m.in. elektrownie węglowe i gazowe, aby ich dalsze funkcjonowanie było opłacalne, choć będą działać tylko jako rezerwa).

Kto straci?

Kolejna propozycja to wyraźne obniżenie opłaty dystrybucyjnej, którą płacimy za przesył energii do naszych domów. Według projektu operatorzy sieci zamiast obecnej stopy zwrotu z aktywów rzędu 11-13 proc., musieliby zadowolić się maksymalnym wskaźnikiem około 7 proc. Zredukowałoby to opłatę dystrybucyjną o 15 proc. Jednocześnie uderzyłoby jednak w wyniki finansowe koncernów energetycznych, ale według Kancelarii Prezydenta dziś spółki te czerpią z dystrybucji nadmierne zyski.

– Wiemy, że spółki muszą inwestować w rozwój sieci. Zauważyliśmy jednak, że wypracowane zyski nie płyną tylko na inwestycje, ale w dużej mierze oddawane są w postaci dywidend do spółek matek. Ponadto w taryfach dystrybucyjnych nie zostają uwzględnione niskooprocentowane pożyczki z Krajowego Planu Odbudowy (KPO), co podnosi taryfy dystrybucyjne. To skrajnie niesprawiedliwe rozwiązanie dla obywateli – wskazuje Karol Rabenda, minister w Kancelarii Prezydenta.

Ta propozycja od razu znalazła odzwierciedlenie w notowaniach koncernów energetycznych. W piątek kurs PGE spadał nawet o 9 proc. (do 10,64 zł), Enei o 5 proc. (do 21,66 zł), a Tauronu maksymalnie o 6 proc. (do 9,94 zł).

Projekt zakłada też obniżenie podatku VAT na energię elektryczną z 23 proc. do 5 proc. Stanowiłoby to uszczuplenie krajowego budżetu.

Projekt przewiduje ponadto wyraźne zmniejszenie wsparcia dla wybudowanych już farm wiatrowych. Wytwórcy energii elektrycznej z odnawialnych źródeł, którzy nadal uczestniczą w wygaszanym od 2016 r. systemie świadectw pochodzenia, korzystają z dwóch strumieni przychodów: sprzedaży energii elektrycznej i sprzedaży praw majątkowych wynikających z uzyskiwanych świadectw pochodzenia. Koszt uzyskania i umorzenia tzw. zielonych certyfikatów jest przenoszony na odbiorcę końcowego. Prezydencka propozycja zakład zmniejszenie obowiązku umorzenia do 0,5 proc. dla certyfikatów niebieskich (energia produkowana z biogazu rolniczego) i zielonych (energia z innych źródeł odnawialnych). Oznacza to mniejsze przychody dla wytwórców.

Wszystkie propozycje mają kosztować budżet państwa około 14 mld zł. Doradcy prezydenta szacują, że wpływy do budżetu ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 wynosić będą około 20 mld zł rocznie.

Koszty będą rosły

Eksperci są podzieleni w ocenie prezydenckiego projektu ustawy. Paweł Puchalski, analityk Santander BM, zwraca uwagę przede wszystkim na to, że koszty opłat zawartych dziś w rachunkach za prąd będą rosły w kolejnych latach i to bardzo mocno. Czy budżet państwa to udźwignie?

– W praktyce prezydencki projekt oznacza, że dodatkowe opłaty, jakie widzimy na rachunkach za prąd, miałby wziąć na siebie Skarb Państwa. Sam rynek mocy to koszt kilku miliardów złotych i z roku na rok ta kwota będzie rosła. Mamy już przecież zakontraktowane nowe elektrownie gazowe czy morskie projekty wiatrowe, które będą powstawać w najbliższych latach. To spowoduje, że w mojej ocenie koszt tych opłat wzrośnie do wysokich kilkunastu miliardów złotych rocznie. Dodatkowo, w przyszłości może pojawić się opłata pokrywająca koszt wsparcia elektrowni jądrowej. Uważam więc, że ta propozycja może bardzo dotkliwie obciążyć polski budżet. Projekt nie przewiduje przecież kreacji żadnych dodatkowych funduszy, bo środki z systemu handlu emisjami już płyną do budżetu państwa. Zostaną one tylko przekierowane na inne cele – argumentuje Paweł Puchalski.

Nie zaskoczyła go natomiast propozycja obniżenia taryf dystrybucyjnych, która uderzy w koncerny energetyczne.

– W swoich prognozach przewiduję, że stopa zwrotu w segmencie dystrybucji dla koncernów energetycznych będzie systematycznie spadać w kolejnych latach, aż do 8,5 proc. za trzy lata – wyjaśnia analityk.

Zdecydowane działanie

Według Michała Hetmańskiego, eksperta ds. energetyki i prezesa Fundacji Instrat, obniżenie cen prądu powinno być kluczowym elementem transformacji.

– Jestem zwolennikiem twardych i zdecydowanych działań, w tym zaproponowanych przez Kancelarię Prezydenta. Oprócz czekającej nas reformy przepisów dotyczących budowy i lokalizacji farm wiatrowych, musimy również spojrzeć na rachunki zwykłych ludzi i firm, bo tu jest potencjał na obniżki – przekonuje Michał Hetmański.

Podkreśla, że wejście w życie drugiej odsłony unijnego mechanizmu handlu emisjami (EU ETS2), nakładającej koszty na emisje CO2 z ogrzewania budynków i transportu, wymusi zakup setek tysięcy pomp ciepła i aut elektrycznych każdego roku.

– Te najbardziej przyjazne dla klimatu technologie zostały wyhamowane przez obecny rząd, który skąpi środków na ich współfinansowanie. Żeby mogły się rozwijać rynkowo, bez wsparcia rządu, prąd musi być istotnie tańszy od gazu czy benzyny i diesla. To tańszy i bardziej efektywny sposób transformacji budynków i transportu, a dotacje powinny wspierać tylko wybranych, a nie najbogatszych. Dlatego pozytywnie oceniam propozycję obniżenia VAT i zwrócenia dochodów z handlu emisjami do klientów coraz bardziej zielonej energii elektrycznej – podkreśla Michał Hetmański.

Jego zdaniem rynek OZE może rozwijać się bez systemu zielonych certyfikatów, które finansują dawno spłacone, najstarsze elektrownie wiatrowe. Natomiast obniżenie opłat dystrybucyjnej i mocowej może nieść za sobą ryzyko.

– Trzeba być tu bardzo ostrożnym. Ta propozycja oznacza prawdopodobnie kilka miliardów straty dla giełdowych, państwowych spółek energetycznych, które muszą niezależnie od transformacji finansować wieloletni i wielomiliardowy program inwestycyjny w sieci i elektrownie gazowe. Trzeba ocenić, ile z tego mogą pokryć same, a ile może musiałby dołożyć im budżet państwa lub unijny podatnik – podkreśla prezes Instratu.

Będą roszczenia inwestorów?

Inne zdanie na temat zielonych certyfikatów ma prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej Janusz Gajowiecki.

– Zielone certyfikaty to prawa nabyte przez inwestorów. Wysokość obowiązku ich umarzania wyznacza minister klimatu i środowiska na podstawie popytu i podaży. Jeśli ten poziom nie zostanie odpowiednio wyważony, to inwestorzy mogą zgłaszać swoje roszczenia do Skarbu Państwa. Zwłaszcza zagraniczne podmioty, które zainwestowały w naszym kraju – ostrzega Janusz Gajowiecki.

Dobrze ocenia natomiast przekierowanie pieniędzy z handlu emisjami na transformację.

– To pieniądze, które powinny płynąć na wspieranie taniej, zielonej energii. To pobudzi nowe inwestycje w gospodarce i będzie wspierać polski przemysł. Jako PSEW skierowaliśmy do polskiego rządu nasze propozycje wsparcia przemysłu energochłonnego, dotyczące np. zmiany regulacji w zakresie linii bezpośredniej łączącej fabryki ze źródłami OZE. Nie otrzymaliśmy jednak w tej sprawie żadnej odpowiedzi – kwituje szef PSEW.

Odważny krok

Według Andrzeja Guły, lidera Polskiego Alarmu Smogowego, walka z zanieczyszczeniem powietrza w polskich miejscowościach nie uda się bez taniego prądu.

– Uważam, że propozycja prezydenta dotycząca obniżenia cen energii elektrycznej o 33 proc. to bardzo dobry i odważny krok. Działania w tym obszarze były od dawna potrzebne, bo wysokie ceny energii są jednym z głównych hamulcowych walki ze smogiem i przyczynkiem do wzrostu ubóstwa energetycznego. Obniżka VAT czy ukrócenie horrendalnych zysków spółek energetycznych to może być dobry sygnał zachęcający do likwidacji tzw. kopciuchów, czyli starych pieców węglowych – komentuje Andrzej Guła.

Dodaje, że samo obniżenie ceny energii nie wystarczy.

– Gospodarstwa domowe potrzebują sprawnie działających programów poprawy efektywności energetycznej, a te są albo w opłakanym stanie (program Czyste Powietrze) albo nie działają wcale (Fundusz Termomodernizacji i Remontów). Tylko połączenie tych działań da długofalowe efekty w postaci większej odporności gospodarstw domowych na kryzysy energetyczne (niższe koszty ogrzewania), zwiększonego bezpieczeństwa energetycznego Polski (mniejsza zależność od importu paliw kopalnych) oraz czystego powietrza – podkreśla lider PAS.

Główne wnioski

  1. Prezydent Karol Nawrocki podpisał projekt ustawy, która ma na celu obniżenie rachunków za prąd o jedną trzecią. Jej kluczowym elementem jest wyciągnięcie z rachunków niektórych opłat i przerzucenie odpowiedzialności za ich pokrycie na Skarb Państwa. Ma to kosztować krajowy budżet około 14 mld zł rocznie. Pieniądze mają pochodzić ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2.
  2. Pozostałe propozycje to m.in. obniżka podatku VAT na energię elektryczną i redukcja opłaty za dystrybucję energii. Ta ostatnia opcja zmniejszyłaby zyski koncernów energetycznych, dlatego ich giełdowe wyceny w piątek spadały o kilka procent.
  3. – Uważam, że propozycja prezydenta może bardzo dotkliwie obciążyć polski budżet. Projekt nie przewiduje przecież kreacji żadnych dodatkowych funduszy, bo środki z systemu handlu emisjami już płyną do budżetu państwa. Zostaną one tylko przekierowane na inne cele – podkreśla Paweł Puchalski, analityk Santander BM. Propozycja podoba się natomiast Michałowi Hetmańskimu, prezesowi Fundacji Instrat. – Jestem zwolennikiem twardych i zdecydowanych działań, w tym zaproponowanych przez Kancelarię Prezydenta. Musimy spojrzeć na rachunki zwykłych ludzi i firm, bo tu jest potencjał na obniżki – przekonuje ekspert.