Cła, terytorium i atomowy Kim. Mocarstwa rywalizują w Azji
Waszyngton, Pekin i Moskwa nie zamierzają ustąpić w grze o strategiczne interesy w Azji i okopują się na swoich pozycjach. Taki wniosek można wysnuć z serii spotkań liderów i dyplomatów, które odbyły się w ostatnich dniach. Rozmowy sekretarza stanu USA z jego odpowiednikami z Chin i Rosji pokazują, że choć dialog między mocarstwami trwa, to o porozumieniu w sprawie podziału wpływów na razie można zapomnieć.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego Azja ma kluczowe znaczenie dla Stanów Zjednoczonych, Chin i Rosji.
- Jak nowe amerykańskie cła wpływają na dyplomację i relacje Waszyngtonu z partnerami w regionie.
- O czym Siergiej Ławrow rozmawiał z dyplomatami Korei Północnej.
Azja i Pacyfik pozostają w centrum polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych – przekonywał Marco Rubio w kuluarach szczytu dyplomatycznego w Kuala Lumpur.
„To tutaj zostanie napisana znaczna część historii XXI wieku” – powiedział 10 lipca amerykański sekretarz stanu.
Rozmawiając z reporterami w centrum konferencyjnym u stóp wież Petronas Towers, w sercu malezyjskiej stolicy, Rubio ocenił, że w najbliższym ćwierćwieczu region Indo-Pacyfiku będzie odpowiadał za dwie trzecie globalnego wzrostu gospodarczego. Jak podkreślił, w samej Azji Południowo-Wschodniej w ciągu ostatnich dekad zainwestowało ponad 6 tys. amerykańskich firm, a państwa tego regionu oferują rosnącą liczbę młodych, wykwalifikowanych pracowników. Należą też do najważniejszych z punktu widzenia Waszyngtonu rynków i partnerów.
Z potencjału tego regionu doskonale zdają sobie sprawę także konkurenci USA – Chiny i Rosja. Ostatnie wydarzenia pokazały, że żadne z tych mocarstw nie zamierza odpuścić rywalizacji o wpływy w Azji. Gra toczy się o handel, łańcuchy dostaw, zasoby i bezpieczeństwo.
Rubio rozmawia z Wangiem
Podczas szczytu dyplomatów ASEAN – Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej – Marco Rubio spotkał się z chińskim ministrem spraw zagranicznych Wangiem Yi.
Rozmowy, które trwały około godziny, przebiegały w napiętej atmosferze i koncentrowały się na amerykańskich cłach, ostro krytykowanych przez Chiny. Wśród poruszanych tematów znalazły się również roszczenia terytorialne Pekinu na Morzu Południowochińskim, chińska presja na Tajwan oraz wsparcie, jakiego Państwo Środka udziela Rosji w kontynuowaniu wojny w Ukrainie.
Mimo utrzymania kanałów komunikacji, USA i Chiny twardo obstają przy swoich stanowiskach w kluczowych kwestiach spornych.
Po spotkaniu nie zorganizowano wspólnej konferencji prasowej, ale Rubio potwierdził dziennikarzom towarzyszącym mu w podróży (nagranie dostępne jest na kanale Departamentu Stanu), że możliwe jest spotkanie prezydenta Donalda Trumpa z przywódcą Chin Xi Jinpingiem – obie strony mają być tym zainteresowane. Chińskie MSZ ograniczyło się do lakonicznego komunikatu, określając rozmowy jako „pozytywne, pragmatyczne i konstruktywne”.
Mimo utrzymania kanałów komunikacji, USA i Chiny twardo obstają przy swoich stanowiskach w kluczowych kwestiach spornych.
Waszyngton i Pekin ścierają się o handel
Do chińsko-amerykańskich rozmów na wysokim szczeblu doszło w trudnym momencie. Administracja Donalda Trumpa prowadzi globalny reset amerykańskiej polityki handlowej, który szczególnie dotyka Azję.
W ostatnich dniach Waszyngton zapowiedział m.in. 40-procentowe cła na towary z Birmy i Laosu, 36-procentowe dla produktów z Tajlandii i Kambodży, 32-procentowe stawki na import z Indonezji oraz 25-procentowe opłaty dla towarów pochodzących z Japonii, Korei Południowej i Malezji. W ubiegłym tygodniu Chiny ostrzegły USA przed planowanym na sierpień wprowadzeniem dodatkowych 34-procentowych ceł na produkty z Państwa Środka.
Komentując tę politykę, Marco Rubio podkreślił, że w oczach prezydenta Trumpa dotychczasowe zasady były niesprawiedliwe wobec USA – największego konsumenta na świecie.
Wang stara się przedstawić Chiny jako stabilną, przewidywalną alternatywę dla Stanów Zjednoczonych.
Wang Yi ostro skrytykował działania USA, określając wojnę celną jako „typowe jednostronne zachowanie mające na celu zastraszanie”. W rozmowach z ministrami spraw zagranicznych sąsiednich państw chiński dyplomata podkreślił, że wprowadzenie wysokich ceł to próba odebrania krajom prawa do rozwoju – wynika z oświadczenia chińskiego MSZ.
Według niego takie działania podkopują światowy system wolnego handlu oraz naruszają stabilność produkcji i łańcuchów dostaw. Pekin już wcześniej zagroził represjami wobec państw, które zawrą z USA umowy mające na celu wykluczenie Chin z globalnych kanałów dystrybucji towarów. Jak zauważają regionalne media, Wang stara się jednocześnie przedstawić Chiny jako stabilną, przewidywalną alternatywę dla niepewnej polityki gospodarczej Stanów Zjednoczonych.
Na morzu bez zmian
Z punktu widzenia Chin najważniejsze szlaki handlowe prowadzą przez Morze Południowochińskie. Według ONZ w 2023 r. przez te wody przebiegało 24 proc. światowego handlu morskiego. Tym samym szlakiem Chiny importują większość potrzebnych im paliw kopalnych, dlatego dążą do kontroli nad niemal całym akwenem – w tym nad wodami uznawanymi za przynależne Filipinom, Malezji, Brunei, Wietnamowi i Indonezji (choć ta ostatnia sama nie uważa się za stronę sporu).
Wang Yi podczas ubiegłotygodniowych spotkań z szefami dyplomacji państw Azji ponownie podkreślił roszczenia Chin do tego strategicznego akwenu. Ostro skrytykował wydane w 2016 r. orzeczenie Stałego Trybunału Arbitrażowego w Hadze, które odrzuciło chińskie pretensje sięgające nawet 1,8 tys. kilometrów od wybrzeży kontynentalnych Chin.
Nie przedstawiając dowodów, Wang oświadczył, że decyzja trybunału została podjęta pod wpływem manipulacji „sił zewnętrznych”. Powtórzył, że Państwo Środka nie uznaje postanowień trybunału, określając je jako „farsę”. W jego ocenie międzynarodowy sąd nie ma jurysdykcji w sprawach dotyczących wyznaczania granic morskich.
Tymczasem narastają spekulacje, że Filipiny – prowadzące z Chinami zaciekły spór terytorialny – mogą wystąpić o ponowny arbitraż, tym razem do ONZ.
Cła ciążą na sojuszach
ASEAN – gospodarczy odpowiednik Unii Europejskiej w tropikalnej części Azji – w ostatnich latach zyskuje na znaczeniu jako jedno z kluczowych globalnych forów współpracy. W tym miesiącu, poza politykami z regionu, w spotkaniach w Kuala Lumpur uczestniczyli także dyplomaci z Japonii, Chin, Korei Południowej, Kanady, Australii, Europy, Indii oraz Rosji.
Dzięki tej formule Marco Rubio mógł w piątek odbyć rozmowy z przedstawicielami najbliższych azjatyckich sojuszników USA: Japonii i Korei Południowej. W obu tych krajach – zaniepokojonych działaniami Chin – stacjonują dziesiątki tysięcy amerykańskich żołnierzy. Według Departamentu Stanu, rozmowy dotyczyły pogłębiania trójstronnej współpracy, m.in. w zakresie bezpieczeństwa i łańcuchów dostaw. Tego samego dnia USA, Japonia i Korea Południowa przeprowadziły wspólne ćwiczenia lotnicze, z udziałem myśliwców oraz amerykańskiego bombowca B-52H, zdolnego do przenoszenia ładunków jądrowych.
Na relacjach Waszyngtonu z Tokio i Seulem ciąży jednak polityka gospodarcza prezydenta Trumpa. Chodzi zwłaszcza o żądania zwiększenia finansowania przez sojuszników obecności wojskowej USA oraz wojna celna. W ubiegłym tygodniu premier Japonii Shigeru Ishiba określił nowe amerykańskie stawki celne jako „godne ubolewania”. Krytycznie wypowiedzieli się także szefowie dyplomacji państw ASEAN. W przyjętym wspólnie oświadczeniu stwierdzili, że jednostronne opłaty importowe są „kontrproduktywne i grożą pogłębieniem globalnej fragmentacji gospodarczej”. Nie wymienili jednak Stanów Zjednoczonych z nazwy.
Wojna w Ukrainie
W rozmowie z dziennikarzami Marco Rubio powiedział, że prezydent Donald Trump jest sfrustrowany brakiem postępów w negocjacjach z Moskwą w sprawie zakończenia wojny w Ukrainie oraz brakiem elastyczności po stronie rosyjskiej.
Po spotkaniu z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Siergiejem Ławrowem Rubio skrytykował również wsparcie, jakiego Rosji udzielają Chiny. Według jego słów Pekin „jest gotów pomagać Rosjanom tak bardzo, jak tylko może, nie dając się złapać na gorącym uczynku”.
Na początku lutego 2022 r. Moskwa i Pekin ogłosiły zawarcie „partnerstwa bez granic”, które po rosyjskiej inwazji na Ukrainę uległo dalszemu zacieśnieniu. Chiny stały się głównym odbiorcą rosyjskiej ropy i gazu. Z Państwa Środka płyną też towary, których niedobory zaczęły być odczuwalne w Rosji na skutek sankcji, w tym komponenty krytyczne dla przemysłu zbrojeniowego.
Ławrow „szanuje” atomowe aspiracje Kima
Z Kuala Lumpur Siergiej Ławrow udał się bezpośrednio do Korei Północnej, a stamtąd do Pekinu. W sobotę spotkał się z północnokoreańskim dyktatorem Kim Dzong Unem. Obaj omawiali realizację zawartych przed ponad rokiem umów, w tym porozumień wojskowych i traktatu o wzajemnej obronie.
Pjongjang wspiera Rosję, dostarczając amunicję i – według nieoficjalnych danych – ponad 10 tys. żołnierzy, którzy mieli zostać wysłani na front w Ukrainie. Ławrow, cytowany przez rosyjskie MSZ, powiedział, że Rosję i Koreę Północną łączy „niezwyciężone braterstwo broni”. Totalitarny reżim nie pozostał mu dłużny.
Północnokoreańska agencja informacyjna KCNA poinformowała, że Kim Dzong Un ponownie wyraził pełne poparcie dla działań Rosji wobec Ukrainy.
„Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna jest gotowa bezwarunkowo wspierać wszystkie działania rosyjskiego kierownictwa, zmierzające do rozwiązania problemu leżącego u podstaw ukraińskiego kryzysu” – napisała KCNA.
Kim miał też wyrazić „głębokie przekonanie, że armia i naród rosyjski odniosą zwycięstwo w świętej sprawie obrony godności i podstawowych interesów swojego kraju”.
Kim Dzong Un wyraził pełne poparcie dla działań Rosji wobec Ukrainy.
Po spotkaniu ze swoją północnokoreańską odpowiedniczką Choe Son Hui, Ławrow usprawiedliwił program nuklearny Pjongjangu.
„Technologie, z których korzysta Korea Północna, są efektem pracy jej własnych naukowców. Szanujemy aspiracje tego kraju i rozumiemy powody, dla których zdecydował się rozwijać potencjał nuklearny” – stwierdził szef rosyjskiej dyplomacji.
Pjongjang przedstawia swój program rakietowy i jądrowy jako konieczność obrony przed zagrożeniem ze strony USA i ich sojuszników. Dotychczas Korea Północna przeprowadziła sześć podziemnych testów broni atomowej.
Ławrow, wykorzystując wizytę, oskarżył USA, Japonię i Koreę Południową o militaryzację regionu i budowę infrastruktury wymierzonej w Pjongjang. Odniósł się przy tym do trójstronnych manewrów wojskowych, przemilczając jednocześnie własne działania Moskwy – m.in. rozbudowę baz wojskowych na Wyspach Kurylskich, dających rosyjskiej flocie i okrętom podwodnym z bronią jądrową dostęp do Pacyfiku.
Rosja wesprze północnokoreańską turystykę?
Spotkanie Ławrowa z Kimem i minister Choe Son Hui odbyło się w Wonsan – leżącym na wschodnim wybrzeżu kraju mieście, w którym utworzono specjalną strefę turystyczną.
W czerwcu przywódca Korei Północnej otworzył tam największy w kraju ośrodek wypoczynkowy. Może on – według oficjalnych informacji – pomieścić do 20 tys. osób. Choć reżim nadal nie otworzył granic dla masowej turystyki zagranicznej, zależy mu na dochodach z kontrolowanych wizyt cudzoziemców.
Ławrow wyraził nadzieję, że kurort zyska popularność wśród Rosjan, zapewniając, że Kreml dołoży wszelkich starań, aby tak się stało. Tuż przed jego przyjazdem ogłoszono wznowienie bezpośrednich połączeń lotniczych między Moskwą a Pjongjangiem – dwa rejsy tygodniowo mają połączyć oba miasta.
Główne wnioski
- Azja i Pacyfik pozostają w centrum polityki zagranicznej USA i Chin ze względu na swój strategiczny i gospodarczy potencjał. Region ten zyskuje również na znaczeniu dla Rosji. Mocarstwa zacieśniają sojusze, by bronić swoich interesów.
- Stany Zjednoczone utrzymują bliskie relacje wojskowe z Japonią, Koreą Południową i Filipinami. Rosja buduje strategiczny sojusz z Koreą Północną, otwarcie wspierając jej program nuklearny. Chiny próbują przedstawiać się jako przewidywalna alternatywa dla USA w Azji Południowo-Wschodniej – mimo agresywnych roszczeń terytorialnych na Morzu Południowochińskim.
- Sojusznicy Waszyngtonu wyrażają zaniepokojenie polityką celną administracji Donalda Trumpa, która uderza w ich eksport i zwiększa napięcia handlowe.



