Aktywiści na koparkach i chłodniach kominowych. Czy Polska dobrze chroni strategiczne obiekty energetyczne?
Grupa kilkunastu aktywistów Greenpeace wtargnęła na teren kopalni odkrywkowej Turów, wspięła się na gigantyczną koparkę górniczą i spędziła na niej 30 godzin. W ten sam sposób ekolodzy protestowali w tym miejscu także w 2021 r., a wcześniej wspinali się na chłodnie kominowe ważnych dla kraju elektrowni. Kolejny raz udało im się przeprowadzić akcję protestacyjną, choć kluczowa infrastruktura energetyczna powinna podlegać szczególnej ochronie.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego członkowie Greenpeace weszli na koparkę w kopalni Turów.
- Jakie podobne akcje protestacyjne przeprowadzili aktywiści w ostatnich latach w Polsce.
- Jakie działania podjęła PGE, by chronić swoje obiekty energetyczne.
Akcja Greenpeace rozpoczęła się w poniedziałek siódmego kwietnia przed świtem. Jak podaje Polska Grupa Energetyczna, która jest właścicielem kopalni węgla brunatnego Turów w Bogatyni, o godz. 4.26 siedemnaście osób zaopatrzonych w profesjonalny sprzęt wspinaczkowy wtargnęło na teren odkrywki i weszło na działającą koparkę. To maszyna gigantycznych rozmiarów, której zadaniem jest wybieranie nadkładu w kopalniach. Sam teren odkrywki też jest ogromny – wyrobisko, przypominające krater, ma powierzchnię 10 km kw. Na konstrukcji koparki aktywiści wywiesili transparenty z podobizną premiera Donalda Tuska i hasłami: „Węgiel jest skończony. Premierze, zadbaj o ludzi” oraz „Sprawiedliwa transformacja teraz!”. Na miejsce przyjechała policja, która negocjowała z protestującymi. Aktywiści zeszli na dół dopiero po 30 godzinach spędzonych na koparce. Jak informuje Greenpeace, po rozmowie z funkcjonariuszami protestujący zostali wypuszczeni do domów.
Turów ważny dla gospodarki
To już kolejna akcja Greenpeace, która obnaża słabą ochronę polskiej infrastruktury energetycznej. Kopalnia Turów w Bogatyni wraz z umiejscowioną tuż obok elektrownią stanowią ważny element zabezpieczenia dostaw prądu do polskich domów i fabryk.
„Kompleks Turów to istotny element bezpieczeństwa krajowego systemu energetycznego. Odpowiada za ok. 8 proc. krajowej produkcji energii. Kompleks energetyczny w Turowie zapewnia stabilne dostawy energii do polskiego systemu elektroenergetycznego. Ma szczególne znaczenie w momentach, gdy produkcja energii z OZE jest niewystarczająca” – informuje PGE.
W praktyce udział elektrowni Turów w krajowej produkcji energii jest niższy i sięga około 5 proc., bo obiekt nie pracuje na pełnych mocach. To zasługa rosnących mocy w energetyce odnawialnej. Rzeczywiście wciąż są dni czy godziny, gdy elektrownia Turów w naszym systemie jest bardzo potrzebna. Pytanie: jak długo jeszcze będzie niezbędna? Według oficjalnych planów PGE kompleks w Bogatyni ma działać aż do 2044 r. Trudno oczekiwać, że będzie to opłacalne bez finansowej pomocy państwa.
Działacze Greenpeace domagają się od rządu pilnego wyznaczenia daty zamknięcia Turowa i zainicjowania prac nad planem transformacji regionu. Bez tego region Bogatyni nie będzie mógł korzystać z unijnych pieniędzy na sprawiedliwą transformację.
– Aktywistki i aktywiści decydują się na takie konfrontacyjne, często kontrowersyjne działania, bo chcą w dosadny sposób zwrócić uwagę rządzących na problem zmian klimatu i potrzebę odejścia od paliw kopalnych. Widzimy, że przekonywanie polityków nie przynosi efektów. Rozmowy przeciągają się w nieskończoność, a końcowe ustalenia często są nieadekwatne do skali problemu. Dlatego uważamy, że aktywizm jest konieczny do dokonania zmiany w świecie. Liczymy na to, że takimi akcjami zdopingujemy polityków do podejmowania bardziej ambitnych działań na rzecz ochrony klimatu – tłumaczy Katarzyna Bilewska, rzeczniczka Greenpeace.
Aktywiści na kominach
To już kolejny raz, gdy aktywistom udało się wejść na teren kopalni Turów. Podobny protest przeprowadzili w 2021 r. – wtedy także kilkanaście osób spędziło 30 godzin na koparce. Wcześniej udawało im się wtargnąć na tereny elektrowni, gdzie wspinali się na ogromnych rozmiarów chłodnie kominowe. Tak było m.in. w największej polskiej elektrowni w Bełchatowie w 2018 r. i wcześniej – w Elektrowni Turów.

W 2020 r. natomiast weszli na stumetrową betonową wieżę znajdującą się na placu budowy bloku węglowego w Ostrołęce. Blok ten ostatecznie nie został wybudowany, a wieże zostały zburzone (w tym miejscu Energa buduje dziś blok gazowy). Za każdym razem ekolodzy domagali się odejścia od spalania węgla.

Celem były też kopalnie węgla kamiennego. W 2023 r. aktywiści Greenpeace wspięli się na wieżę wyciągową szybu kopalni Bielszowice w Rudzie Śląskiej i rozwiesili tam ogromne transparenty. Domagali się od rządu pilnego ograniczenia zrzutów soli z kopalń do rzek.

Poniedziałkowe wtargnięcie do kopalni Turów pokazało, że do dziś nie udało się wypracować mechanizmów chroniących obiekty energetyczne przed wstępem na teren nieuprawnionych osób. I to mimo tego, że żyjemy w czasach wzmożonej aktywności sabotażystów działających w naszej części Europy na zlecenie Rosji. Greenpeace nie ujawnia, jak dostał się na teren kopalni. PGE natomiast przekonuje, że akcja aktywistów nie wpłynęła na poziom produkcji energii w elektrowni Turów, choć zaburzyła pracę samej kopalni.
Niepokojące zjawisko
– To zastanawiające, jak łatwo kilkanaście osób przeszło ogromny teren od płotu aż do koparki. Zrobiły to w sposób niezauważony albo bez interwencji ze strony pracowników obiektu. Na pewno potrzebne jest lepsze zabezpieczenie ważnych instalacji energetycznych i przemysłowych. Zdaję sobie jednak sprawę, że w przypadku tak dużej kopalni jest to bardzo trudne. Takie akcje powinny być wychwytywane dużo wcześniej, zanim osoby wejdą na konstrukcję. Kiedyś może dojść do wypadku – komentuje prof. Konrad Świrski, wykładowca Politechniki Warszawskiej i prezes Transition Technologies.
Zamiast niebezpiecznej wspinaczki ekspert proponuje ekologom udział w dyskusji.
– Ubolewam nad tym, że Greenpeace zdecydował się protestować w tak niebezpieczny sposób. Czasami popieram ich postulaty. Wchodzenie na maszyny albo chłodnie kominowe jest jednak głupotą, bo stwarza zagrożenie dla samych protestujących i dla pracowników danego obiektu. Niestety takie akcje nie mobilizują społeczeństwa. Sprowadzają natomiast dyskusję do niskiego poziomu i są pożywką dla przeciwników działań dla ochrony klimatu. Organizacje ekologiczne powinny zaleźć racjonalne argumenty i uczestniczyć w krajowej dyskusji na temat przyszłości polskiej energetyki – zwraca uwagę prof. Konrad Świrski.
PGE mówi o ekoterroryzmie
Polska Grupa Energetyczna, która jest największym krajowym producentem energii elektrycznej, zapewnia, że dokłada starań, by chronić swoje obiekty.
– Wszystkie podmioty grupy chronią swoją infrastrukturę. Robią to zgodnie z obowiązującymi wymaganiami prawnymi. W PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna obowiązuje „Plan zapewnienia ciągłości działania”. Zawiera m.in. instrukcję postępowania w przypadku występowania zagrożenia atakiem terrorystycznym, ekoterrorystycznym lub sabotażem. Dzięki wdrożonemu i utrzymywanemu „Systemowi zarządzania ciągłością biznesową” oraz cyklicznym testom scenariuszy awaryjnych wypracowywane są rozwiązania adekwatne do zagrożeń oraz potencjalnych skutków ich wystąpienia. Poniedziałkowe zdarzenie nie miało wpływu na funkcjonowanie elektrowni i dostawy energii elektrycznej dla odbiorców – przekonuje biuro prasowe PGE.
Spółka podaje, że również poprzednie incydenty na obiektach spółki nie spowodowały zatrzymania ani ograniczenia jej działalności podstawowej.
– Jednocześnie ich analiza pozwoliła na wdrożenie szeregu dodatkowych rozwiązań technicznych i organizacyjnych – zapewnia PGE.
Czy koncerny energetyczne w odpowiedni sposób chronią strategiczną infrastrukturę energetyczną? Zapytaliśmy o to też Kancelarię Premiera oraz wiceministra przemysłu i pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Wojciecha Wrochnę. Na odpowiedzi czekamy.
Kto za to odpowie?
Katarzyna Bilewska, rzeczniczka Greenpeace, podkreśla, że akcje protestacyjne aktywistów kończą się w różny sposób. Czasem bez konsekwencji. Czasem – postawieniem zarzutów dotyczących bezpodstawnego wtargnięcia na czyjś teren, zakłócenia miru domowego albo umieszczania ogłoszeń bez zezwolenia właściciela obiektu.
– Większość spraw jest umarzana. Sądy w swoich uzasadnieniach często wskazują, że akcje były prowadzone w sprawach, które wymagają pilnych działań i są ważne dla społeczeństwa, bo dotyczą kryzysu klimatycznego – wyjaśnia Katarzyna Bilewska.

Główne wnioski
- W poniedziałek przed świtem aktywiści Greenpeace weszli na teren kopalni węgla brunatnego Turów w Bogatyni i wspięli się na koparkę, na której spędzili 30 godzin. Podobny protest przeprowadzili w tym miejscu w 2021 r. W poprzednich latach wspinali się też na chłodnie kominowe w elektrowniach Bełchatów i Turów, na pylon budowanego bloku węglowego w Ostrołęce oraz na wieżę szybową kopalni Bielszowice w Rudzie Śląskiej.
- – To zastanawiające, jak łatwo kilkanaście osób przeszło ogromny teren od płotu aż do koparki w sposób niezauważony albo bez interwencji ze strony pracowników obiektu. Na pewno potrzebne jest lepsze zabezpieczenie ważnych instalacji energetycznych i przemysłowych, choć zdaję sobie sprawę, że w przypadku tak dużej kopalni jest to bardzo trudne – komentuje Konrad Świrski, profesor Politechniki Warszawskiej.
- Właściciel kompleksu Turów – Polska Grupa Energetyczna – zapewnia, że chroni swoją infrastrukturę zgodnie z obowiązującymi wymaganiami prawnymi. Informuje też, że poniedziałkowa akcja ekologów, ani ich poprzednie protesty, nie spowodowały zatrzymania czy ograniczenia dostaw energii do odbiorców. – Analiza poprzednich incydentów pozwoliła na wdrożenie szeregu dodatkowych rozwiązań technicznych i organizacyjnych – zapewnia PGE.