Amerykańscy inwestorzy polubili Europę. Czy GPW na tym skorzysta?
W ostatnich miesiącach zaszła historyczna zmiana. Po raz pierwszy od lat stratedzy dużych firm z Wall Street nie tylko oczekują wzrostu indeksów giełdowych w Europie, ale też rekomendują zakup akcji ze Starego Kontynentu. Kapitał zza oceanu stopniowo zaczyna napływać nie tylko na giełdy w Paryżu i Berlinie, ale także w… Warszawie. Spytaliśmy ekspertów, czy istnieje szansa na długoterminowe zainteresowanie GPW ze strony amerykańskich inwestorów.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego napływ amerykańskiego kapitału do Europy może mieć istotne znaczenie.
- Co sprawiło, że inwestorzy zza oceanu zaczęli interesować się europejskimi spółkami.
- Czy warszawska GPW na tym korzysta i jak długo może liczyć na ten impuls.
Osoby, które od lat regularnie śledzą rynek kapitałowy, przecierają oczy ze zdumienia. Od kilku tygodni niemal codziennie pojawiają się nowe rekomendacje i prognozy amerykańskich strategów. Co ciekawe, w niezwykle pozytywnym świetle przedstawiają one akcje spółek notowanych w Europie. Eksperci, którzy jeszcze niedawno ostrzegali przed giełdami ze Starego Kontynentu, dziś stali się ich największymi orędownikami. Ich optymizm nie słabnie mimo korekty wywołanej nowymi cłami, które Donald Trump wprowadził na import do USA.
Niespodziewany obrót wydarzeń
W minionym miesiącu połowa amerykańskich strategów publikujących prognozy w agencji Bloomberg podniosła oczekiwania wobec europejskiego indeksu Stoxx Europe 600. Jeszcze cztery tygodnie temu dwie trzecie ekspertów zza oceanu przewidywało, że ceny europejskich akcji będą spadać w 2024 r.. Dziś podobne stanowisko zajmuje już tylko jedna trzecia – wynika z danych Bloomberga.
Widać wyraźną rotację kapitału – z amerykańskich akcji do europejskich, na co wskazują m.in. dane Bank of America. Inwestorzy z USA pozbywają się walorów rodzimych spółek, kupując udziały firm operujących i notowanych we Francji oraz Niemczech. Efekt? Do czasu korekty wywołanej nowymi cłami Donalda Trumpa, indeks Stoxx Europe 600 był ponad 5 proc. na plusie od początku roku. Obecnie jest ok. 2 proc. pod kreską. Dla porównania, amerykański indeks S&P 500 stracił 8 proc. od początku roku.
Rok temu byłoby to nie do pomyślenia, a dziś stało się rzeczywistością, która może z nami pozostać na długo. Co zmieniło się przez ostatnie 12 miesięcy? To nie była zmiana bez przyczyny.
Zmiana nie wzięła się znikąd
Na pewno giełda w Nowym Jorku straciła atrakcyjność w oczach amerykańskich inwestorów. Pojawiły się zagrożenia mogące uderzyć w zyskowność największych amerykańskich firm. Cła wprowadzane przez Donalda Trumpa mogą spowolnić wzrost gospodarczy, a nawet doprowadzić do recesji w USA. Dodatkowo, amerykański bank centralny stał się mniej skłonny do obniżania stóp procentowych. Równocześnie wyceny spółek technologicznych, które napędzały hossę w ostatnich latach, zaczęto uznawać za zbyt wysokie.
– Inwestorzy zaczęli też kwestionować potencjał dalszych wzrostów kursów w USA. Głośny przykład chińskiej spółki DeepSeek pokazał, że USA mogą tracić pozycję lidera w AI i nowych technologiach. Coraz wyraźniej widać relatywną słabość nowojorskiej giełdy w porównaniu z tym, co działo się – i dzieje – w Europie – mówi Rafał Dobrowolski, zarządzający funduszem Global Innovation w AgioFunds TFI.

Fot. AgioFunds TFI
W Europie w ostatnich miesiącach pojawiło się kilka czynników sprzyjających wzrostom na rynku akcji.
Geopolityka na giełdach
Zarysowała się szansa na zakończenie konfliktu na Ukrainie. Retoryka Europejskiego Banku Centralnego stała się wyraźnie gołębia – rynek oczekuje dwóch obniżek stóp procentowych jeszcze w tym roku. To obniży koszty kredytu i wesprze konsumpcję oraz inwestycje. Dodatkowo, polityka Donalda Trumpa przyczyniła się do większej jedności na Starym Kontynencie. Prezydent USA zmobilizował państwa do intensywniejszej współpracy i zwiększonych nakładów inwestycyjnych.
– Sytuacja geopolityczna stała się impulsem do realnych zmian w Europie. Flagowym przykładem są prognozy dotyczące zwiększenia wydatków na obronność – z poziomu 2 do potencjalnie 4 proc. PKB w wielu krajach europejskich do 2030 r. Taka skala inwestycji może przełożyć się na setki miliardów euro dodatkowych rocznych przychodów. A to stwarza istotne szanse na dynamiczny rozwój firm z sektora zbrojeniowego i przemysłowego w Europie. To między innymi dlatego inwestorzy z USA zaczęli inaczej postrzegać spółki z Niemiec i Francji – ocenia Michał Skowroński, współzarządzający kilkoma funduszami w Noble Funds TFI.
Niemcy i Francja odgrywają kluczową rolę w europejskiej gospodarce i w kształtowaniu postrzegania europejskiego rynku akcji. Ich PKB stanowi znaczącą część unijnej gospodarki, a giełdy tych krajów są największe pod względem kapitalizacji w całej UE.
– Dlatego tak istotne są zbliżające się wybory parlamentarne w Niemczech oraz przełomowe zmiany w konstytucji. Umożliwią one zwiększenie wydatków fiskalnych na obronność i infrastrukturę. Powinny one pobudzić niemiecką gospodarkę. W całej UE – częściowo dzięki presji ze strony polityki USA – widać fundamentalne zmiany w podejściu do rozwoju. Strukturalne, proinwestycyjne nastawienie państw na Starym Kontynencie może przełożyć się na szybszy wzrost zysków europejskich spółek. Moim zdaniem nie jest to jeszcze w pełni odzwierciedlone w prognozach. Zainteresowanie amerykańskich inwestorów europejskimi akcjami ma moim zdaniem charakter trwały. Wyceny spółek nadal pozostają atrakcyjne – mówi Michał Skowroński.

Kto zyska najwięcej?
Wyceny spółek w Europie nadal pozostają atrakcyjne, ponieważ – jak przekonują zarządzający – wcześniej były wyjątkowo niskie. Ubiegły rok był szczególnie trudny dla dużych giełd Europy Zachodniej. W Niemczech dominowały obawy o kondycję gospodarki, a we Francji niepokój budziła niestabilność polityczna. Dziś nastroje uległy poprawie. Dzięki temu zagraniczni inwestorzy zaczęli przyglądać się fundamentom i poziomom cen akcji, dostrzegając nowe okazje inwestycyjne.
– Obserwujemy proces normalizacji wycen i oczekiwań – a to zazwyczaj trwa lata, nie miesiące. Giełda w Nowym Jorku wciąż będzie wpływać na globalny sentyment, ale giełdy europejskie wreszcie mają szansę być oceniane bardziej sprawiedliwie. Inwestorzy dostrzegą wiele możliwości zarobku – nie tylko w obecnie modnym sektorze zbrojeniowym, który w tym roku zyskał już kilkanaście procent – mówi Rafał Dobrowolski.
Zbrojeniówka nadal jest faworytem. Inwestycje w obronność w Europie dopiero się rozkręcają, a na horyzoncie może pojawić się wielu nowych beneficjentów. To jednak nie wszystko. Zdaniem zarządzających istnieje wiele ciekawych spółek – z imponującymi produktami, dobrymi perspektywami, potencjałem dywidendowym i niskimi wycenami.
– Wierzę, że inwestorzy wkrótce dostrzegą potencjał przemysłu i technologii, które wciąż pozostają poza radarem kapitału zza oceanu. W tym roku europejskie indeksy technologiczne radzą sobie słabo. Bardzo perspektywiczny sektor oprogramowania i usług urósł o mniej niż 5 proc. A to właśnie w tym segmencie, zwłaszcza wśród spółek spoza głównych indeksów, działa wiele firm korzystających z globalnych megatrendów – dodaje zarządzający AgioFunds TFI.
Na co może liczyć GPW?
Mimo że warszawska giełda leży w Europie i jest jedną z największych w regionie, jest postrzegana inaczej niż giełdy w Niemczech czy Francji. Dla zagranicznych inwestorów polski rynek akcji wciąż klasyfikowany jest jako rynek wschodzący, w odróżnieniu od rynków rozwiniętych, takich jak te u naszych zachodnich sąsiadów. To oznacza, że amerykańskie fundusze inwestujące ostrożnie mogą omijać GPW. Rynki wschodzące są bowiem uznawane za bardziej ryzykowne.
Na początku roku część amerykańskiego kapitału napłynęła jednak do Polski – skuszona atrakcyjnymi wycenami, solidnymi perspektywami gospodarczymi i oczekiwanym przyspieszeniem wzrostu zysków spółek. Choć ostatnio indeksy na GPW osłabiły się w reakcji na nowe cła w USA i zapowiedzi obniżek stóp procentowych w Polsce, całoroczna stopa zwrotu pozostaje atrakcyjna.
– W końcu GPW zdobyła uznanie w oczach amerykańskich inwestorów. Nie bez znaczenia jest tu oczywiście większa szansa na zawieszenie broni na Ukrainie, ale generalnie warszawska giełda korzysta na poprawie nastrojów wokół rynków europejskich. Proinwestycyjna zmiana w Unii Europejskiej, zwłaszcza w Niemczech, może pozytywnie przełożyć się na i tak już dobre perspektywy wzrostu gospodarczego w Polsce – mówi Michał Skowroński.
Pod względem stóp zwrotu GPW należy w tym roku do ścisłej światowej czołówki. Mimo ostatniej korekty, indeks WIG20 jest 13 proc. na plusie, a WIG zyskał ponad 11 proc..
– Uważam, że zmiany w Europie i dobre perspektywy Polski są tylko częściowo odzwierciedlone w obecnych wycenach spółek notowanych na GPW. W ujęciu długoterminowym ekspozycja portfela na polskie firmy będzie atrakcyjna. Modele biznesowe są solidne, dywidendy hojne, a cała gospodarka ma szansę na pozytywne zaskoczenia. Ufam, że w tych warunkach ambitne polskie spółki będą w stanie systematycznie poprawiać swoje wyniki – dodaje zarządzający Noble Funds TFI.

Główne wnioski
- Zmiana wizerunku Europy wśród inwestorów: Amerykańscy inwestorzy coraz częściej postrzegają Europę jako atrakcyjny rynek inwestycyjny, co jeszcze do niedawna było rzadkością. Wzrost zainteresowania europejskimi akcjami wynika m.in. ze zmian w polityce gospodarczej oraz nowego układu sił geopolitycznych.
- Ryzyko i potencjał GPW: Choć warszawska GPW wciąż klasyfikowana jest jako rynek wschodzący i uważana za bardziej ryzykowną niż giełdy w Niemczech czy Francji, przyciąga kapitał dzięki niskim wycenom i solidnym perspektywom gospodarczym. Indeksy GPW odnotowują wyraźne wzrosty, co może być zarówno efektem chwilowego impulsu, jak i zapowiedzią dłuższego trendu.
- Długoterminowe perspektywy: Zdaniem ekspertów, zainteresowanie europejskimi akcjami – w tym także polskimi – może mieć charakter trwały. Wyceny spółek pozostają na atrakcyjnym poziomie, a proinwestycyjna polityka Unii Europejskiej może sprzyjać wzrostowi zysków firm notowanych na europejskich giełdach.