Michael Jordan w sądzie. Zawalczył o przyszłość swojego biznesu. „Pozwałem, bo się nie bałem”
Michael Jordan, były koszykarz i obecnie właściciel zespołu wyścigowego 23XI Racing, przez ostatni tydzień toczył spór sądowy z legendarną serią NASCAR. Oskarżył organizację o praktyki monopolowe oraz wieloletnie nadużycia wobec zespołów. Zdecydował się na ten krok mimo potencjalnie negatywnych konsekwencji finansowych i wizerunkowych. Zadziałał wbrew sugestiom części doradców – z miłości do wyścigów, które, jak podkreśla, kocha od dzieciństwa. Dziś pojawiły się pierwsze informacje o ugodzie, którą branża wyścigowa postrzega jako wielkie zwycięstwo koszykarza-przedsiębiorcy.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego Michael Jordan pozwał organizację NASCAR i jakie zarzuty jej stawia.
- Jak wyglądały kulisy negocjacji nowej umowy dla zespołu 23XI z NASCAR i dlaczego Jordan odmówił jej podpisania.
- W jaki sposób dotychczasowe praktyki NASCAR wpływały na zespoły i czemu Jordan postanowił przełamać wieloletnią bierność kolegów po fachu.
W serialu dokumentalnym „Ostatni taniec”, opowiadającym o sportowej karierze Michaela Jordana, legendarny koszykarz wielokrotnie mówi o konfliktach, które stawały się dla niego osobistymi wyzwaniami. Niegdyś internet zalała fala memów ironizujących jego poważne podejście do nawet błahych rywalizacji. W efekcie również osoby niezainteresowane koszykówką poznały charakter człowieka, który zawsze gra o wszystko.
Jordan kontra NASCAR – wejście na drogę sądową
Jeżeli jakimś cudem włodarze serii wyścigowej NASCAR (National Association for Stock Car Auto Racing) nie słyszeli o nieposkromionym zamiłowaniu Michaela Jordana do rywalizacji, to teraz już wiedzą o nim wszystko. 62-latek, który od połowy poprzedniej dekady jest współwłaścicielem zespołu wyścigowego 23XI, nie zdołał dojść do porozumienia z władzami serii w kwestiach finansowych.
Uznał więc, że zrobi to, na co od lat nikt się nie odważył – pójdzie z NASCAR do sądu. Od kilku tygodni na salę sądową w Charlotte, największym mieście Karoliny Północnej, zapraszani są kolejni świadkowie. W miniony weekend przesłuchiwano tam „Jego Powietrzność” we własnej osobie.
Dziś natomiast pojawiły się pierwsze informacje o ugodzie. Chociaż jej warunki nie są znane, uznawana jest za wielkie zwycięstwo Michaela Jordana. W przeszłości NASCAR w sądzie zawsze wygrywał.
Ślepa miłość do motorsportu
W trakcie procesu Michael Jordan – jak wszyscy – był przesłuchany przez prokuratora. Zaczął od krótkiego przedstawienia się. Obok kariery koszykarskiej i biznesowej opowiadał o dzieciństwie wypełnionym miłością do wyścigów NASCAR. Mimo że pochodził z biednej rodziny, zdarzało mu się jeździć z tatą, mamą i rodzeństwem w odległe zakątki kraju, tylko po to, by obejrzeć w akcji takich kierowców, jak Richard Petty czy Cale Yarborough.
Wbrew pozorom to ważny element sprawy – miał pokazać, że Jordan nie szuka w motosporcie tylko zarobku.
Są na to także twarde dowody. W dokumentach przedstawionych prokuraturze widnieją opinie doradców, którzy odradzali mu inwestycję w zespół wyścigowy. Eksperci twierdzili, że projekt może mu zaszkodzić wizerunkowo i nie przyniesie realnych zysków. Jordan jednak w 2020 r. po sprzedaży klubu Charlotte Hornets wyłożył miliony dolarów, by zbudować 23XI od zera – w partnerstwie z Dennym Hamlinem, aktywnym kierowcą NASCAR.
Ma 60 proc. udziałów w zespole i w biznesplanie zakładał 900 tys. dolarów rocznego zysku. W sumie przez ostatnie pięć lat zasilił projekt kwotą 35–40 mln dolarów, z czego 28 mln dolarów przeznaczył na pięcioletni czarter – pozwolenie na starty w NASCAR. To właśnie negocjacje dotyczące nowego czarteru skłoniły go do złożenia pozwu.
Zarzuty wobec Nascaru: niesprawiedliwy model czarterów i brak dialogu
O tym, na jakich zasadach działa Nascar, pisaliśmy szczegółowo na XYZ. Jordan uważa, że model biznesowy NASCAR oparty na czarterach – licencjach gwarantujących zespołom starty i stałą wypłatę – jest niesprawiedliwy. Jego zdaniem:
- zespoły mają zbyt mały udział w zyskach,
- od lat są odsuwane od współdecydowania o rozwoju sportu,
- NASCAR nie prowadzi dialogu z zespołami, lecz stawia je przed faktami dokonanymi.
„Przedstawiliśmy cztery fundamentalne kwestie dotyczące sportu, o których chcieliśmy porozmawiać z ligą. Nikt nie pochylił się nad żadną z nich. Dlaczego mieliśmy więc kontynuować rozmowy? Sprawdziliśmy dostępne opcje i mogliśmy albo ślepo podpisać umowę, albo pójść do sądu” – tłumaczył Michael Jordan przy mównicy.
Wsparcie ze strony świata wyścigów
Były koszykarz był utwierdzony w przekonaniu, że pozew to dobra decyzja po rozmowach z właścicielami innych zespołów. Ci od lat narzekają na praktyki NASCAR, ale nie mogą sobie pozwolić na walkę z serią ze względu na ograniczone możliwości finansowe. Jordan ma pieniądze, a jego konflikt z serią stał się osobisty, gdy negocjował nowy czarter dla 23XI.
„Widziałem, jak inni właściciele byli bezradni i zmęczeni latami walki o nawet minimalny wpływ na losy motosportu w USA. Pozwałem NASCAR, bo nie bałem się wypowiedzieć mu walki. Ewidentnie potrzebne było zewnętrzne, świeże spojrzenie na cały ten niekorzystny układ”– dodał podczas przesłuchania.
Nowa umowa czarterowa, którą zaproponowano zespołowi 62-latka, liczyła 112 stron i zawierała m.in. klauzulę zakazującą pozwów przeciw organizatorowi. W dodatku zespół dostał na zapoznanie się i podpisanie dokumentu jedynie kilka godzin. Usłyszał, że wszyscy inni się zgodzili, a kto nie podpisze – zostanie zawieszony (co wiązałoby się z ogromną presją ze strony sponsorów).
Presja na zespoły i kulisy odrzucenia umowy czarterowej
Inne zespoły faktycznie przez lata ulegały presji. Jordan natomiast – dzięki swojemu nazwisku i pozycji – mógł grać na czas. Najpierw wystąpił do NASCAR o wgląd w przychody organizacji (wniosek ostatecznie odrzucono). Do dziś nie podpisał umowy, a mimo to na przyszły rok otrzymał tymczasowe pozwolenie na starty. Będzie musiał je opłacić wstecznie, po zakończeniu sprawy sądowej i ustaleniu warunków.
Oficjalnie NASCAR został oskarżony przez zespół Jordana o praktyki monopolistyczne. Organizacja posiada coraz więcej mniejszych lig regionalnych i skupuje tory (jest właścicielem około 70 proc. obiektów wyścigowych w USA). Kto chce się ścigać profesjonalnie, prawdopodobnie będzie musiał współpracować właśnie z NASCAR. Jordan jest przekonany, że organizacja ma zbyt dużą kontrolę nad kluczowymi elementami ekosystemu wyścigowego w USA.
Chce, by struktura NASCAR bardziej przypominała model innych lig sportowych – z wieloletnimi, przenaszalnymi prawami do występów (czarterami) i uczciwym podziałem przychodów, a nie systemem, który przede wszystkim zasila portfel organizatora.
– Liczę, że ta sprawa spowoduje, iż relacja między NASCAR a zespołami stanie się partnerska. Wówczas prowadzenie zespołu wyścigowego będzie bardziej opłacalne biznesowo, a na tym skorzystają wszyscy. Bez kompromisu nie będzie rozwoju, bo potrzebna jest perspektywa różnych uczestników całego systemu – przekonuje Michael Jordan.
Główne wnioski
- Michael Jordan wykorzystał swoją pozycję i zasoby, by zakwestionować monopolistyczne praktyki NASCAR. Jego pozew może stać się precedensem, który zmieni relacje organizacji z zespołami.
- Naciski, presja i próby wymuszenia podpisania niekorzystnej umowy pokazują, jak dużą kontrolę NASCAR sprawuje nad zespołami. Opór Jordana ma ujawnić słabe punkty systemu i wymusić publiczną debatę o reformach.
- Konflikt Jordana z NASCAR wynika nie tylko z kwestii finansowych, ale także z jego osobistego przywiązania do motosportu. Były koszykarz od dziecka jest fanem wyścigów.

