Polityka Chin i rozgrywka o Morze Południowochińskie. Czy będzie eskalacja?
Chiny wysyłają myśliwce i helikoptery naprzeciw patrolowcom Filipin i Australii. W związku z roszczeniami Pekinu do filipińskich wód, rząd w Manili rozważa kolejny międzynarodowy arbitraż. Morskie i powietrzne konfrontacje stają się normą. W co grają Chiny i ich rywale na strategicznym akwenie i jak negocjacje w sprawie Ukrainy mogą wpłynąć na rywalizację Chin i USA?


Z tego artykułu dowiesz się…
- Dlaczego Morze Południowochińskie jest jednym z najważniejszych akwenów świata i na czym polega spór o jego kontrolę.
- Jakie kroki prawne przeciwko Pekinowi rozważają Filipiny i jak Chiny będą próbowały powstrzymać sąsiadów przed złożeniem wniosku o międzynarodowy arbitraż.
- Jak Pekin balansuje między projekcją siły na Morzu Południowochińskim a utrzymaniem dobrych relacji gospodarczych z sąsiednimi państwami.
18 lutego helikopter chińskiej marynarki wojennej przeleciał zaledwie trzy metry od filipińskiego samolotu patrolowego. Do incydentu doszło wewnątrz należącej do Filipin strefy ekonomicznej nad Morzem Południowochińskim. Rządowy samolot patrolował strategiczny atol Scarborough, położony około 250 km od wybrzeży Filipin i blisko 900 km od Chin.
Mimo to załoga chińskiego śmigłowca wezwała go do opuszczenia rzekomo chińskiego terytorium i – chcąc go do tego zmusić – dwukrotnie zbliżyła się na niebezpiecznie małą odległość. W głosie filipińskiego operatora radiostacji, który przekazał Chińczykom, że narażają życie załogi i pasażerów, wyczuwalne było wyraźne zdenerwowanie – podobne (choć nie tak ekstremalne) incydenty z udziałem wojskowych Państwa Środka stały się już niemal codziennością.

Było to drugie tak ryzykowne zachowanie chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej nad spornymi wodami w ciągu zaledwie dwóch tygodni.
11 lutego pilot chińskiego myśliwca J-16 wystrzelił flary 30 metrów od australijskiego patrolowego „Poseidona”. Canberra oskarżyła Pekin o niebezpieczne manewry, na co Chiny odpowiedziały zarzutem „naruszenia suwerenności” i wtargnięcia w chińską przestrzeń powietrzną.
Do incydentu doszło w pobliżu Wysp Paracelskich, które Chiny siłą odebrały Wietnamowi w 1974 r. Większość państw nadal nie uznaje tego archipelagu za chińskie terytorium.
Warto wiedzieć
Spór o tropikalne morze
Morze Południowochińskie jest jednym z najważniejszych akwenów świata z kilku powodów. Jego strategiczne położenie i znaczenie dla światowej gospodarki sprawiają, że przez jego tropikalne wody przepływa od jednej czwartej do ponad jednej trzeciej globalnego handlu morskiego.
Akwen ten kryje także bogate łowiska, złoża ropy naftowej i gazu ziemnego, a po jego dnie biegną dziesiątki światłowodów, zapewniających dostęp do szerokopasmowego internetu całemu regionowi.
Po jednej stronie konfliktu stoi Pekin, który od kilkudziesięciu lat rości sobie prawa do niemal całej powierzchni Morza Południowochińskiego – granice tych roszczeń sięgają nawet 1,8 tys. kilometrów od chińskiego wybrzeża.
Po drugiej stronie stoją mniejsi sąsiedzi Chin, którzy bronią swoich praw do przybrzeżnych wód i zgłaszają własne pretensje terytorialne do wysp, skał i atoli. Wśród tych państw są Filipiny, Malezja, Brunei oraz Wietnam. Indonezja również patrzy z niepokojem na działania Chin, zwłaszcza po wtargnięciach chińskich jednostek na na wody leżące w jej wyłącznej strefie ekonomicznej.
Główny rywal Chin – Stany Zjednoczone – wraz z sojusznikami chcą zapobiec chińskiej dominacji nad szlakami morskimi i regularnie prowadzą w regionie tzw. „ćwiczenia swobody żeglugi”.
W 2016 r. Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze obalił chińskie roszczenia wobec Filipin, orzekając, że nie mają one podstaw w prawie międzynarodowym. Sędziowie uznali, że historyczna obecność chińskich rybaków i towarów na Morzu Południowochińskim nie oznacza, że Chiny kiedykolwiek sprawowały nad tym akwenem wyłączną kontrolę.
Powołując się na Konwencję Narodów Zjednoczonych o prawie morza (ratyfikowaną także przez Chiny), trybunał podtrzymał, że państwa regionu mają prawo do wyłącznych stref ekonomicznych (EEZ) rozciągających się na 200 mil morskich (370 km) od ich wybrzeży.
Pekin wyroku nie uznał i w ostatnich latach wzmacnia swoją obecność w regionie – budując bazy okrętów, lądowiska, pasy startowe, a nawet całe miasteczka na kontrolowanych przez siebie wyspach i atolach.
Do prześladowania kutrów, statków i okrętów należących do sąsiadów chińska straż przybrzeżna stosuje armatki wodne, syreny, lasery i gaz łzawiący, a często także kamienie, topory i metalowe pręty. Szczegóły brutalnych starć między chińskimi funkcjonariuszami a marynarzami i rybakami z sąsiednich krajów opisywaliśmy w listopadzie.
Kiedy w 2022 r. prezydentem Filipin został Ferdinand Marcos Jr., Manila zaczęła publicznie ujawniać chińskie naruszenia. Nie zmieniło to jednak napiętej sytuacji w regionie.
Czy Manila pójdzie do sądu?
Filipińczycy, choć stanowią ponadstumilionowy naród, zdają sobie sprawę, że ich potencjał militarny w starciu z azjatyckim mocarstwem jest znikomy. Dlatego starają się zaangażować w spór inne państwa i nie wykluczają kolejnego międzynarodowego arbitrażu, by umocnić swoje prawa do wód, które przyznaje im międzynarodowe prawo morskie. Podobną sprawę Filipiny wygrały już w 2016 r.
„ONZ nie może zmusić Chin do zastosowania się do wyroku sądu arbitrażowego ani do wstrzymania nielegalnych działań na Morzu Południowochińskim. Pekin ma stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa, co oznacza, że ONZ nie byłaby w stanie nawet przyjąć wiążącej rezolucji w tej sprawie” – przyznał Gregory B. Poling, ekspert ds. Azji Południowo-Wschodniej z Center for Strategic and International Studies, w styczniowej analizie. Jak podkreślił, Zgromadzenie Ogólne może uchwalić niewiążące rezolucje i, co najważniejsze, przekazać sprawę do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, aby uzyskać jego opinię. W przeszłości podejmowano już podobne kroki, a gdyby Manila obrała tę ścieżkę, niemal na pewno udałoby się jej zebrać wymaganą liczbę głosów.
– Wyrok z 2016 r. był dla Chin upokarzający. To przykład mocarstwa, które zostało publicznie poniżone przez mały kraj, a dla Pekinu oznaczało oczywistą utratę twarzy. Dlatego Chińczycy zignorowali orzeczenie, a dziś ich propaganda powtarza, że mniejsze państwa zapłacą za swoją „zuchwałość” – ocenia w rozmowie z XYZ dr Collin Koh, specjalista ds. bezpieczeństwa morskiego z Nanyang Technological University w Singapurze.
Wyrok z 2016 r. był dla Chin upokarzający. To przykład mocarstwa, które zostało publicznie poniżone przez mały kraj, a dla Pekinu oznaczało oczywistą utratę twarzy. Dlatego Chińczycy zignorowali orzeczenie, a dziś ich propaganda powtarza, że mniejsze państwa zapłacą za swoją „zuchwałość”.
Jak dodaje, jeśli Filipińczycy chcą ponownie przenieść spór z Chinami na forum międzynarodowe, powinni działać szybko.
– Niepewny jest wynik wyborów prezydenckich w 2028 r. Jeśli wygra je Sara Duterte, obecna wiceprezydent i córka byłego prezydenta, znanego z bliskich relacji z Pekinem, to asertywność Filipin wobec Chin prawdopodobnie się skończy – ocenia Koh.
Singapurski ekspert podkreśla, że prezydent Marcos Jr. zbudował swój wizerunek strażnika morskich interesów kraju, co oznacza, że nie może po prostu wycofać się z konfrontacji. Deeskalacja na morzu jest trudna, bo Chiny nie wykazują chęci do kompromisu, czego dowodem są kolejne agresywne incydenty w regionie.
Chiński analityk zaleca eskalację
Hongkoński dziennik „South China Morning Post”, dawniej niezależna gazeta, która w ostatnich latach coraz wyraźniej reprezentuje stanowisko rządu Chin, w połowie lutego zacytował eksperta sugerującego, że Pekin powinien zabezpieczyć się przed kolejnymi niekorzystnymi dla siebie międzynarodowymi wyrokami, tworząc dla Filipin wysokie koszty.
Dr Wu Shicun, założyciel i prezes chińskiego Narodowego Instytutu Studiów nad Morzem Południowochińskim, stwierdził, że Pekin ma szeroki wachlarz narzędzi nacisku i powinien ich użyć, aby powstrzymać rząd w Manili przed ponownym wejściem na ścieżkę prawną.
Chiński analityk zaproponował, aby rząd w Pekinie nakazał Filipinom usunięcie z archipelagu Spratlejów uziemionego okrętu BRP „Sierra Madre”, na którym znajduje się posterunek filipińskiej piechoty morskiej. Jeśli Manila by tego nie zrobiła, Chińczycy mieliby go odholować. Wu doradził również chińskiej straży przybrzeżnej budowę dodatkowej bazy i innej infrastruktury na atolu Scarborough, aby umocnić kontrolę Pekinu nad tym obszarem. Jak stwierdził, zdecydowana chińska reakcja powinna być „sygnałem ostrzegawczym” dla innych sąsiadów.
Poza Filipinami, roszczenia do wód, które Chiny uznają za własne, zgłaszają także Wietnam, Malezja, Brunei i Tajwan.
Ekspert: to byłaby wojna
Dr Collin Koh z Nanyang Technological University wątpi w „szeroki wachlarz środków”, którymi miałby dysponować Pekin.
– Realnie Chińczycy nie są w stanie zrobić tak wiele, jak się wydaje. Mogą oczywiście zwiększać obecność swoich okrętów, skuteczniej uniemożliwiać rybakom z Filipin połowy albo próbować ukarać Filipińczyków gospodarczo. Ale gdyby na przykład spróbowali usunąć posterunek na okręcie „Sierra Madre”, oznaczałoby to wojnę, bo atak na pozostający w służbie okręt marynarki uruchomiłby amerykańsko-filipiński traktat o wzajemnej obronie – ocenia naukowiec.
Poza tym liczące około 690 mln mieszkańców Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN), do którego należą Filipiny, jest największym partnerem handlowym Chin. Partyjni decydenci w Pekinie woleliby uniknąć gospodarczych potyczek, zwłaszcza w momencie, gdy Donald Trump grozi im kolejnymi cłami.
Chińskie obawy o rakiety
W środę chińskie media państwowe wezwały Filipiny do wycofania z rejonu Morza Południowochińskiego amerykańskich wyrzutni Typhon. Partyjny dziennik „Renmin Ribao” oskarżył Filipińczyków o niedotrzymanie słowa, twierdząc, że system miał zostać rozmieszczony jedynie tymczasowo.
Amerykanie umieścili wyrzutnie rakiet Typhon na filipińskich wyspach w kwietniu ubiegłego roku. System jest wyposażony w pociski manewrujące SM-6 i Tomahawk, zdolne razić cele w Chinach i Rosji.
Gdy Pekin zaprotestował, prezydent Ferdinand Marcos Jr. wystosował bezpośrednią propozycję:
– Przestańcie rościć sobie prawo do naszego terytorium, nie nękajcie naszych rybaków, nie taranujcie naszych łodzi, nie używajcie armatek wodnych przeciwko naszym obywatelom, nie oślepiajcie nas laserami i zaprzestańcie agresywnych działań. W zamian zwrócę wyrzutnie rakiet Typhon – oświadczył przywódca Filipin.
Strategów w Pekinie niepokoi fakt, że kraje Azji Południowo-Wschodniej przestają być łatwym przeciwnikiem w terytorialnej grze.
Strategów w Pekinie niepokoi fakt, że kraje Azji Południowo-Wschodniej przestają być łatwym przeciwnikiem w terytorialnej grze. Filipiny zapowiedziały, że w ciągu najbliższej dekady przeznaczą 35 mld dolarów na modernizację armii, jednocześnie zacieśniając współpracę obronną z Japonią, Koreą Południową i Australią.
Nie tylko Manila wzmacnia swoje zdolności obronne – Wietnam i Indonezja prowadzą negocjacje w sprawie zakupu indyjsko-rosyjskich pocisków średniego zasięgu BrahMos. Filipiny już nabyły trzy baterie tych ponaddźwiękowych rakiet, które – według indyjskiego think tanku Observer Research Foundation (ORF) – stanowią potencjalne zagrożenie dla chińskich okrętów desantowych i jednostek straży przybrzeżnej.
Pekin obserwuje Ukrainę
Słabość Donalda Trumpa do Władimira Putina i jego taktyka ustępstw wobec Rosji nie umknęły uwadze Xi Jinpinga. Niewykluczone, że strategia negocjacji dotyczących zakończenia wojny w Ukrainie wpłynie na sytuację w Azji, w tym na strategicznych tropikalnych wodach.
– Chiny bez wątpienia mogą się czuć ośmielone ruchami Trumpa w Europie, zwłaszcza jego wycofywaniem się z dotychczasowych sojuszy. Pekin nie będzie zakładał, że Trump porzuci również swoich sojuszników w Azji, ale może być bardziej skłonny do zwiększania wywieranej na nich presji hybrydowej, przy zastosowaniu wszelkich środków poniżej progu wojny – uważa Collin Koh.
Chiny bez wątpienia mogą się czuć ośmielone ruchami Trumpa w Europie, zwłaszcza jego wycofywaniem się z dotychczasowych sojuszy.
Choć Tajwańczycy obawiają się, że Trump może potraktować ich kraj podobnie jak Ukrainę – jako element szerszego „dealu” z Chinami – to w kwestii Azji amerykański prezydent wysyła inne sygnały niż te odbierane przez Europejczyków.
Nowa administracja zapowiedziała kontynuację wsparcia militarnego dla Filipin i Tajwanu, a także nie podniosła nowych żądań finansowych wobec Korei Południowej i Japonii dotyczących utrzymania wojsk USA na ich terytorium.
Jeszcze za poprzedniej administracji oba kraje zawarły z Waszyngtonem porozumienia, w ramach których zwiększyły wydatki na stacjonowanie amerykańskich wojsk – obecnie Seul przeznacza na ten cel 1,1 mld dolarów rocznie, a Tokio 1,72 mld dolarów.
– Trump ewidentnie nadal koncentruje się na regionie Indopacyfiku i rywalizacji z Chinami. W tej sprawie w USA panuje ponadpartyjne porozumienie – ocenia Collin Koh.
Z kolei cytowany wcześniej dr Wu Shicun, który jest również specjalistą ds. relacji sino-amerykańskich, stwierdził w wywiadzie dla „South China Morning Post”, że trudno przewidzieć, jaką dokładnie strategię wobec chińskich roszczeń obierze Trump. Jego zdaniem Waszyngton będzie potrzebował jeszcze wielu miesięcy na ustalenie swojej polityki w regionie.
Na wszelki wypadek Pekin nie obniża tonu, a jego sąsiedzi – od Indii, przez Malezję, aż po Japonię – zacieśniają współpracę w dziedzinie bezpieczeństwa.
Potencjał błędnej kalkulacji
Eksperci są zdania, że narastająca militaryzacja regionu i niepewność strategii niektórych graczy zwiększają ryzyko nieporozumień – zarówno w Cieśninie Tajwańskiej, jak i na Morzu Południowochińskim. Ryzyko to potęguje także zaskakująca swoboda, jaką cieszą się chińscy oficerowie operacyjni.
– Ogólne dyrektywy wydają najwyżsi rangą dowódcy Armii Ludowo-Wyzwoleńczej i straży przybrzeżnej. Ale ich sformułowania są często mgliste, przez co ostateczne decyzje podejmują dowódcy operacyjni. Zwalnia to kierownictwo z odpowiedzialności za ewentualne problemy – w razie komplikacji zawsze można powiedzieć, że to dowódca był nadgorliwy. Stąd biorą się sprzeczności: liderzy polityczni mówią o dialogu, a w rzeczywistości w terenie dochodzi do starć. Podobną mechanikę obserwowaliśmy podczas konfrontacji chińskich i indyjskich wojsk w Himalajach – wyjaśnia dr Collin Koh.

Z drugiej strony Armia Ludowo-Wyzwoleńcza jest coraz silniej kontrolowana przez rządzącą partię komunistyczną, a każdemu dowódcy towarzyszy oficer polityczny – w praktyce ważniejszy od niego, ponieważ aprobuje decyzje w imieniu partii. Ostatecznie więc to władze w Pekinie mają ostatnie słowo w sprawie wysyłania lotnictwa czy straży przybrzeżnej przeciwko jednostkom innych krajów.
– Ani Pekin, ani państwa regionu z pewnością nie planują starć z premedytacją. Jednocześnie istnieje tendencja do natychmiastowej deeskalacji, jeśli dojdzie do czegoś nieprzewidzianego, bo politycy chcą uniknąć szerszego konfliktu. Mimo to nowe, często przypadkowe starcia na Morzu Południowochińskim niestety stają się normą – mówi dr Collin Koh.

Główne wnioski
- Niebezpieczne incydenty na Morzu Południowochińskim stają się normą i mogą prowadzić do eskalacji konfliktu między Chinami a innymi państwami. Jednocześnie żadna ze stron nie dąży do wojny, dlatego będą starały się załagodzić każdą konfrontację, do której dojdzie.
- Po sukcesie z 2016 r. Filipiny rozważają podjęcie dalszych kroków prawnych w celu umocnienia swoich praw do wód Morza Południowochińskiego, które przyznaje im międzynarodowe prawo morskie. Pekin będzie próbował powstrzymać Manilę przed zwróceniem się do globalnych instytucji.
- Modernizacja armii Filipin, Wietnamu i Indonezji oraz zacieśnianie współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa między innymi krajami Azji osłabiają siłę Chin w regionie. W odpowiedzi Pekin będzie próbował wzmacniać swoją obecność na spornych wodach poprzez budowę kolejnych baz wojskowych i infrastruktury.