Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes Świat

Prawo europejskie to nasz wspólny język. Polska musi nauczyć się go używać [WYWIAD]

Choć coraz więcej kluczowych decyzji dla prowadzenia biznesu w Polsce zapada w Brukseli, polskie firmy wciąż zbyt rzadko zasiadają przy europejskim stole. Tylko 13 polskich podmiotów posiada dziś stałe biura w stolicy Unii Europejskiej – podczas gdy Niemcy mają ich ponad 250, a Stany Zjednoczone ponad 150. W praktyce oznacza to, że Polska wciąż częściej przyjmuje unijne regulacje, niż je aktywnie współtworzy. To jeden z wniosków płynących z rozmowy z prawnikami z kancelarii Fieldfisher.

Eksperci o tym, jak prawo europejskie staje się wspólnym językiem biznesu. Od lewej: Rafał Stroiński, Robert Shooter, Piotr Szelenbaum. Fot. Fieldfisher

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Dlaczego Bruksela to kluczowe miejsce dla kształtowania warunków prowadzenia biznesu w całej Unii Europejskiej – i jak bardzo brakuje tam dziś polskich firm.
  2. Jakie konsekwencje niesie rosnąca liczba unijnych regulacji dla sektorów energetyki, technologii, e-commerce i finansów – i jak można zamienić prawo w przewagę strategiczną.
  3. Co oznacza bycie europejską firmą w praktyce – i dlaczego polski biznes musi nauczyć się języka wspólnego prawa unijnego, jeśli chce skutecznie konkurować na rynku europejskim.

To właśnie w Brukseli powstają ramy prawne dla zielonej transformacji, cyfryzacji, rynku danych, ESG czy AI – obszarów kluczowych zarówno na rynku krajowym, jak i globalnym. Dlaczego więc firmy i organizacje branżowe z Polski wciąż nie dostrzegają potencjału stałej obecności w Brukseli?

W rozmowie z partnerami międzynarodowej kancelarii Fieldfisher – Robertem Shooterem, Rafałem Stroińskim i Piotrem Szelenbaumem – zapytałem o to, jak polskie firmy mogą skuteczniej działać w europejskim otoczeniu prawnym. Eksperci wyjaśniają, że europejski proces legislacyjny – oparty na konsultacjach, kompromisie i transparentności – oferuje realne narzędzia wpływu, z których wciąż skuteczniej korzystają gracze z tzw. Zachodu.

Ten wywiad to także rozmowa o zmianie paradygmatu. Polska gospodarka dojrzała – mamy imponujący wzrost PKB, globalne marki, coraz więcej przejęć zagranicznych i rosnący potencjał eksportowy. Ale bez zmiany kultury obecności w globalnej konkurencji – bez biur, doradców, analiz i proaktywnego podejścia do prawa – nie zbudujemy trwałej przewagi.

Europa jest dziś podstawowym rynkiem dla polskiego biznesu – z własnym językiem prawnym, rytuałami procesu legislacyjnego i dynamiką. Jeśli polskie firmy chcą grać w tej europejskiej lidze, muszą zacząć myśleć i działać jak europejscy gracze.

Ta rozmowa pokazuje, od czego zacząć. 

Czy AI zastąpi prawników?

Krzysztof Bulski, XYZ: Na początek rozgrzewkowe pytanie – wszyscy mówią, że sztuczna inteligencja odbierze prawnikom pracę. Tymczasem wy otwieracie nowe biura. Jak to możliwe?

Robert Shooter, Fieldfisher: To świetne pytanie – rzeczywiście, ten temat powraca dziś niemal wszędzie. AI zmieni niemal wszystko – od charakteru pracy po modele wyceny usług. Ale nie postrzegamy jej jako zagrożenia, lecz ogromną szansę. To nie koniec zawodu prawnika, ale początek jego nowego rozdziału. Już dziś wdrażamy automatyzację procesów, zatrudniamy analityków danych i inżynierów procesów. Przyszłość naszej branży to synergia ludzi i technologii. AI pozwoli nam jeszcze lepiej obsługiwać klientów i tworzyć bardziej przyjazne środowisko pracy.

A może to także sposób na obniżenie kosztów dla klientów, którzy mierzą się z coraz większym ciężarem regulacyjnym?

Robert Shooter: Zdecydowanie tak. W wielu sektorach – takich jak e-commerce czy fintech – compliance pochłania dziś ogromne zasoby. Dlatego rozwijamy alternatywne modele świadczenia usług, które pozwalają obsługiwać duże wolumeny pracy szybciej i efektywniej. Dzięki mapowaniu procesów i łączeniu technologii z usługą prawną oferujemy klientom zarówno jakość, jak i przewidywalność kosztów.

Bruksela – centrum regulacji i szansa do zagospodarowania 

koro mówimy o regulacjach – Bruksela to dziś centrum decyzyjne, jeśli chodzi o prawo w Europie. Czy Wasi klienci są coraz bardziej świadomi potrzeby obecności tam?

Robert Shooter: Niestety – szczególnie w Polsce – świadomość ta wciąż jest niewystarczająca. Istnieje ogromna luka między znaczeniem Brukseli a zrozumieniem jej wpływu na biznes. Nawet największe polskie firmy zbyt rzadko są aktywne na poziomie unijnym – nie biorą udziału w konsultacjach, nie monitorują procesu legislacyjnego, nie prowadzą dialogu z instytucjami UE. To realna, stracona szansa na współtworzenie regulacyjnego otoczenia na własnych warunkach.

Zna pan te liczby? Tylko 13 polskich podmiotów zarejestrowanych w europejskim rejestrze lobbystów ma stałe biura w Brukseli. Niemcy mają ich ponad 250.

Robert Shooter: Nie wiedziałem, że jest aż tak źle. Ale z moich obserwacji wynika, że nie chodzi o brak kompetencji, lecz brak kultury obecności. W Polsce przez lata kontakt biznesu z polityką bywał postrzegany jako coś podejrzanego. Pokutuje stereotyp, że relacja z decydentem oznacza korupcję. Tymczasem w innych krajach to standard – niemieckie ministerstwa regularnie konsultują projekty z przemysłem. Polska musi ten etap nadrobić.

Jak przekonałby pan polskich przedsiębiorców do większej aktywności w Brukseli? 

Robert Shooter: To bardzo proste. Wiele kluczowych aktów prawnych – choćby dotyczących ESG, cyfryzacji czy zielonej transformacji – powstaje właśnie w Brukseli. Tam ustala się ramy, w których potem funkcjonują państwa członkowskie. Bruksela to nie „bańka” – to system operacyjny Unii.

A czy wasze biuro w Brukseli zajmuje się wyłącznie „Brussels bubble”, czy też obsługuje klientów lokalnych?

Robert Shooter: Ma podwójną funkcję. Z jednej strony oczywiście monitoruje i uczestniczy w procesie legislacyjnym na poziomie UE – współpracujemy z instytucjami, stowarzyszeniami branżowymi i doradcami ds. public affairs. Z drugiej strony to także nasze lokalne biuro obsługujące klientów w Belgii. W każdej jurysdykcji staramy się być blisko ludzi i blisko procesów decyzyjnych.

Deregulacja, której nie widać w praktyce 

Czy w praktyce obserwujecie już skutki zapowiadanego trendu deregulacji w Unii Europejskiej? 

Robert Shooter: Wręcz przeciwnie. Choć deregulacja często pojawia się w debacie publicznej – zarówno w Polsce, jak i na poziomie unijnym – rzeczywistość wygląda inaczej. Liczba przepisów rośnie, a ich złożoność sprawia, że prowadzenie biznesu staje się coraz trudniejsze. Z naszej perspektywy nie widać dziś żadnej realnej ulgi regulacyjnej. Przeciwnie – firmy z branży transportowej czy energetycznej są już obciążone nowymi obowiązkami. Dla kancelarii prawnych to większy popyt na usługi, ale dla firm – konkretne wyzwanie operacyjne.

Które sektory gospodarki są dziś najbardziej dotknięte nadmiarem regulacji? 
 
Rafał Stroiński, Fieldfisher: Na pewno e-commerce, sektor technologiczny, usługi finansowe i energetyka. Dobrym przykładem jest Allegro – jeden z liderów polskiego e-commerce – które deklaruje, że aż 30 proc. zasobów IT przeznacza na spełnianie wymogów compliance. Skala nowych obowiązków – szczególnie tych wynikających z regulacji unijnych – sprawia, że wiele firm musi przekierować zasoby z innowacji na dostosowanie się do przepisów.

Jakie sektory w Polsce generują obecnie największy popyt na usługi prawne? 
 

Piotr Szelenbaum, Fieldfisher: Największy wzrost obserwujemy w obszarach regulacyjnych – od ESG i nowych technologii po cyberbezpieczeństwo. Duże znaczenie mają również sektor energetyczny, technologiczny i life sciences. Sporo projektów pojawia się też w branży finansowej i infrastrukturalnej. Dynamicznie rośnie sektor obronności – wraz z wydatkami zwiększa się liczba projektów o strategicznym znaczeniu. Dlatego nasze wsparcie dotyczy dziś nie tylko zgodności z przepisami, lecz także strategicznego wykorzystania regulacji jako przewagi konkurencyjnej. Przykład? Nowe dyrektywy, takie jak NIS2, w energetyce, obronności czy cyfryzacji.

Rafał Stroiński: Firmy wciąż czują się przytłoczone złożonością systemu prawnego – zwłaszcza gdy formalnie zaimplementowane prawo unijne rodzi w praktyce nowe obowiązki lub niejasności interpretacyjne. To oznacza konieczność funkcjonowania w otoczeniu, które pozostaje nieprzejrzyste, mimo deklarowanych uproszczeń.

Polska – nowy hub, stara mentalność 

Od niedawna jesteście obecni w Polsce. Co przyciągnęło was do tego rynku? 

Robert Shooter: Polska to dziś jedno z najdynamiczniej rozwijających się miejsc do prowadzenia biznesu w Europie. PKB rośnie szybciej niż w większości krajów UE, a koszty operacyjne pozostają relatywnie niskie. Macie silny sektor energetyczny, rozwinięty przemysł, ambitne firmy technologiczne, aktywne fundusze inwestycyjne. Znaleźliśmy tu partnerów, którzy nie tylko rozumieją rynek lokalny, ale też myślą europejsko. Polska była dla nas naturalnym kierunkiem rozwoju. Z drugiej strony – wiele firm, zwłaszcza z sektora MŚP, zaskakuje skala napływających regulacji. Nasza rola? Pomóc im się w tym odnaleźć.

Piotr Szelenbaum: Zmieniło się również postrzeganie Polski – z kraju szybkiego wzrostu stała się dojrzałym rynkiem zrównoważonego rozwoju. Coraz częściej pojawia się w międzynarodowych zestawieniach jako kierunek inwestycyjny o wysokiej stabilności. Zmienia to charakter projektów – mniej jest transakcji okazjonalnych, a więcej przemyślanych, długofalowych inwestycji, które wymagają przejrzystości i zgodności z regulacjami. Wzrasta rola planowania strategicznego i zarządzania ryzykiem.

Czy polska prezydencja w Radzie UE miała także wpływ na decyzję o otworzeniu biur w Warszawie i Krakowie? 

Rafał Stroiński: Z pewnością pomogła zwiększyć widoczność Polski i jej agendy w Brukseli, ale kluczowym powodem naszej decyzji był potencjał gospodarczy kraju i rosnąca aktywność polskich firm na rynkach europejskich.

A co z ambicjami ekspansji zagranicznej polskich firm? 

Rafał Stroiński: To już się dzieje. InPost, DocPlanner, Inglot, Reserved – to tylko niektóre przykłady firm, które z powodzeniem działają globalnie. Co ciekawe, obserwujemy coraz częściej tzw. odwrotne przejęcia – to polskie firmy kupują podmioty we Francji, Wielkiej Brytanii czy Holandii. Nasza sieć biur – od Amsterdamu po Madryt – pozwala nam wspierać je w tych procesach.

Piotr Szelenbaum: Obserwujemy też mniejsze, ale bardzo dynamiczne firmy, które wchodzą na rynki zagraniczne. Sama ekspansja nie jest dziś największym wyzwaniem – wyzwaniem jest ekspansja z głową: z uwzględnieniem lokalnych realiów, prawa i kultury. I tu właśnie doradztwo robi różnicę.

Bariery wejścia

Co jest największym wyzwaniem dla polskich firm wchodzących na rynki UE? 

Robert Shooter:  Zdecydowanie brak infrastruktury organizacyjnej do obsługi wymogów regulacyjnych. Problemem nie jest tylko treść przepisów, ale ich liczba, tempo zmian i brak przygotowania. Firmy bywają zaskakiwane skalą obowiązków – zwłaszcza w obszarach takich jak ESG, ochrona danych, prawo konsumenckie – i potrzebują zarówno doradztwa, jak i wsparcia edukacyjnego. Nasza sieć biur działa jako spójny organizm, który umożliwia obsługę projektów wymagających zgodności z prawem unijnym i lokalnym jednocześnie.

Czy kultura biznesowa w Polsce nadal różni się od tej w Europie Zachodniej? 

Robert Shooter:Tak – choć dystans się zmniejsza. Nadal widzimy różnice w podejściu do negocjacji, ryzyka i compliance. Wiele firm nadal funkcjonuje w lokalnym paradygmacie – bez szerszego spojrzenia europejskiego. Ale to się zmienia. Młodsze pokolenie, z doświadczeniem międzynarodowym, wnosi nowe standardy i bardziej strategiczne podejście.

Rafał Stroiński:Ambicje zawsze były obecne, teraz dojrzewa także sposób działania. Coraz więcej menedżerów przynosi ze sobą doświadczenie zagraniczne i myślenie kategoriami rynku wspólnotowego.

Europejska tożsamość biznesu – nowy model działania 

Zanim zaczęliśmy rozmowę, powiedział pan, że jesteście „dumnie europejską” kancelarią. Co to znaczy?

Robert Shooter: To znaczy, że Europa nie jest dla nas jednym z regionów – to nasz główny rynek. Nasza strategia „One Europe” opiera się na przekonaniu, że przyszłość prawa i biznesu leży w integracji kontynentalnej. Brexit nas nie zatrzymał – przeciwnie, umocnił naszą tożsamość jako europejskiej sieci. Wszyscy nasi partnerzy – niezależnie czy z Warszawy, Madrytu, czy Brukseli – znają się, współpracują i dzielą te same wartości. To zupełnie inna jakość niż w globalnych molochach, gdzie często nikt nie zna nikogo spoza własnego piętra.

Czy wasi klienci również postrzegają się jako firmy europejskie?

Robert Shooter: Coraz częściej. Zwłaszcza firmy technologiczne, z branży life sciences czy fundusze private equity – one z definicji działają transgranicznie. Ale nawet firmy typowo krajowe zaczynają rozumieć, że unijne regulacje nie uznają granic. Przepisy dotyczące ESG, ochrony danych osobowych, AI, cyberbezpieczeństwa – to wszystko tworzy jeden, europejski ekosystem prawny. I żeby się w nim poruszać, trzeba myśleć jak Europejczyk.

Rafał Stroiński: To coraz bardziej widoczne także w codziennym doradztwie. Rosną potrzeby w zakresie compliance, transakcji transgranicznych i budowy struktur zgodnych z regulacjami – zarówno wśród zagranicznych inwestorów, jak i polskich firm przygotowujących ekspansję. Ta dwukierunkowa dynamika to coś nowego i niezwykle istotnego.

To może konkluzja – co dziś oznacza być europejską firmą? 

Robert Shooter: To znaczy posiadać empatię kulturową oraz operacyjną zdolność działania w wielu krajach jednocześnie. To oznacza rozumieć Brukselę, ale też lokalne realia w Warszawie, Pradze czy Barcelonie. I wreszcie – wierzyć, że współpraca, a nie izolacja, jest kluczem do rozwoju. Fieldfisher nie chce być największy – chce być najbardziej zintegrowany. I najbardziej ludzki – tak, by klient czuł nasze wsparcie na każdym etapie projektu. Dla inwestorów z obszarów technologii, IP, finansów i infrastruktury chcemy być „place of first choice” – miejscem, gdzie otrzymują kompleksową obsługę prawną w całej Europie, bez konieczności angażowania wielu firm.

Piotr Szelenbaum: Przejrzystość, szacunek i współpraca to nie puste hasła, lecz fundament naszej codziennej pracy. Zespół, który czuje się dobrze, lepiej doradza – i to widać, zarówno wewnątrz organizacji, jak i po stronie klienta.

Główne wnioski

  1. Bruksela to nie bańka, lecz system operacyjny Unii – polskie firmy muszą budować trwałą obecność przy europejskim stole, jeśli chcą mieć realny wpływ na regulacje.
  2. Regulacje rosną, nie maleją – mimo zapowiedzi deregulacji, złożoność przepisów w UE stale się zwiększa, szczególnie w sektorach kluczowych dla polskiej gospodarki.
  3. Europeizacja to nie wybór, ale konieczność – myślenie transgraniczne, współpraca międzynarodowa i strategiczne podejście do prawa stają się fundamentem nowoczesnego doradztwa i skutecznej ekspansji zagranicznej.