Prezes Providenta: W ostatnich latach byliśmy w regresie, teraz chcemy się odbić (WYWIAD)
Najstarsza instytucja pożyczkowa w Polsce może na chwilę stracić pozycję lidera pod względem wielkości portfela pożyczkowego. Ma jednak ambitny plan, by wrócić na najwyższy stopień podium. Tylko w tym roku chce sprzedać 50 tys. kart kredytowych. W lutym uruchomi wnioskowanie o kartę online, w marcu umożliwi klientom samodzielne podnoszenie limitu, a w trzecim kwartale wprowadzi Apple Pay i Google Pay. Na 2026 r. planuje wdrożenie płatności odroczonych i rozważa ekspansję.
Z tego artykułu dowiesz się…
- Jak prezes Providenta ocenia założenia projektu ustawy o kredycie konsumenckim.
- Ile kart kredytowych zamierza sprzedać w 2025 r. i w jaki sposób zamierza tego dokonać.
- Kiedy w ofercie Providenta pojawią się płatności odroczone, a kiedy ruszy ewentualna ekspansja.
XYZ: W połowie stycznia w wykazie prac legislacyjnych rządu pojawiły się założenia projektu ustawy wdrażającego w Polsce dyrektywę o kredycie konsumenckim (CCD2). Serce zabiło panu mocniej, gdy pan to zobaczył?
Marcin Żuchowski, prezes Providenta: Zaczęło bić mocniej, ale to była mieszanka emocji – zarówno negatywnych, jak i pozytywnych. Zmiany mogą przecież tworzyć nowe szanse. Mam nadzieję, że ta regulacja uporządkuje sytuację na rynku. Istnieje kilka wątpliwości prawnych, które trzeba doprecyzować – jak sankcja kredytu darmowego, ale również kilka zgłaszanych od lat postulatów, jak trwały nośnik. Postulujemy, aby w kolejnych przepisach deregulacyjnych znalazły się zapisy umożliwiające zawieranie umów o kredyt konsumencki nie tylko w formie pisemnej, ale również na trwałym nośniku. Takie rozwiązanie jest korzystne dla konsumenta, przedsiębiorcy
i planety – ograniczamy zużycie papieru.
Inną istotną kwestią wymagającą szerszej dyskusji jest podejście do przepisów regulujących reklamę produktów finansowych. W wykazie czytamy, że reklamy nie powinny budować percepcji, że kredyt poprawia sytuację finansową kredytobiorcy lub może podnieść poziom życia. To bardzo subiektywne. Przepisy powinny być czytelne, jasne i egzekwowalne, ale kto zdecyduje, czy dana reklama pokazuje zbyt pozytywny obraz? To trudny wątek.
W założeniach pojawia się też zakaz sprzedaży produktów i usług niezwiązanych z kredytem. W tej samej sprawie Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) niedawno prosiła branżę o samoregulację. Czy to oznacza, że samoregulacji jednak nie będzie?
Prace nad ustawą potrwają nawet rok, więc mamy wystarczająco czasu na samoregulację.
Czyli do połowy roku zobaczymy branżową samoregulację w tym zakresie?
Trudno to obiecać, bo wymaga to zgody całego rynku pożyczkowego. My jesteśmy za tym, żeby do tego czasu wypracować rozwiązanie.
Brzmi jakby konkurenci nie byli zbyt zdeterminowani. Nie widzi pan zrozumienia dla tej inicjatywy w sektorze?
Widzę zrozumienie dla potrzeby szybkiego działania, ale mniejsze, jeśli chodzi o zakres samoregulacji. Na rynku wciąż są podmioty myślące krótkoterminowo, które traktują regulacje jako coś, co można obejść. To będzie wyzwanie.
Co obecnie jest największą kością niezgody?
Jesteśmy na początku drogi, dlatego żywa dyskusja jest naturalna i potrzebna. Jednak szybko musimy dojść do konsensusu. Samoregulacja ma sens tylko wtedy, gdy reguły są klarowne, jednoznaczne i proste w stosowaniu. Jeśli będą nieprecyzyjne, każdy zacznie interpretować je na swoją korzyść. To jak z kierowcą, który po przejechaniu skrzyżowania na czerwonym świetle tłumaczy, że to było „późne pomarańczowe”. Zasady muszą być proste i uczciwe – zarówno wobec klientów, jak i uczestników rynku.
Są na tym rynku podmiotu, które myślą w kategoriach jak uregulować coś, by było to pozorne. Nie jestem w stanie zaakceptować nieprecyzyjnych lub zbyt ogólnych przepisów.
Branża od ponad roku jest pod nadzorem KNF. Obawy sektora były uzasadnione?
Na początku obawialiśmy się, że KNF przeniesie praktyki sektora bankowego na nas. Tymczasem zarówno ryzyko biznesu, skala działalności, jak i brak zbierania depozytów klientów istotnie różnią obie branże.
Dziś uważamy, że objęcie sektora nadzorem było dobrym, oczekiwanym i potrzebnym ruchem. Cały czas traktujemy ten proces jako rok rozruchu – nadzór na razie zbiera informacje i trudno przewidzieć, do jakich wniosków dojdzie. Naszym celem jest bycie aktywnym i profesjonalnym uczestnikiem rynku – nie chcemy stać w opozycji do nadzoru, ale uczestniczyć w jego kształtowaniu.
To czego dziś ten rynek najbardziej potrzebuje?
Warto zacząć od określenia nowego limitu maksymalnego pozaodsetkowego kosztu kredytu (MPKK). Gdy limit jest zbyt niski, może przynieść odwrotny skutek od zamierzonego.
Chcemy uświadomić regulatorowi, że pożyczki gotówkowe wiążą się z wyższym ryzykiem niż
np. kredyty hipoteczne – aby sektor działał sprawnie, potrzebujemy wyższego limitu MPKK. Postulujemy o jego podniesienie do 45 proc. łącznie, ale nawet poziom powyżej 30 proc. byłby dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę obecny limit wynoszący 20 proc.
Im bardziej sektor będzie „dociskany”, tym częściej pojawiać się będą egzotyczne rozwiązania. Lepiej ustalić rozsądne i realnie egzekwowalne warunki działania, niż tworzyć zbyt rygorystyczne przepisy, które będą prowokować próby ich obchodzenia. Najwięksi gracze, w tym my, dostosujemy się do regulacji. Jednak istnieją podmioty, które działają dopóki nikt nie złapie ich za rękę. W takim otoczeniu mniejsze firmy mogą „zniknąć z radaru” i niekoniecznie funkcjonować zgodnie z oczekiwaniami regulatora.
Idąc tym tokiem myślenia, można byłoby powiedzieć, że KNF w ogóle mógł nie obejmować nadzoru i wtedy w branży nie byłoby w ogóle „egzotycznych rozwiązań”. A to nieprawda.
Nadzór jest potrzebny, ponieważ cywilizuje rynek. Jego zadaniem jest wyznaczanie ram
i określenie przestrzeni, w której działamy, ale nie narzucanie szczegółowych wytycznych, jak ma to miejsce w bankowości. W sektorze bankowym wszystko jest tak precyzyjnie ujęte
w regulacjach, że pozostaje niewiele miejsca na innowacje, co utrudnia wprowadzanie nowych rozwiązań. Tymczasem rynek pozabankowy wyróżnia się większą elastycznością i otwartością na innowacje. To podejście jest korzystne zarówno dla klientów, jak i dla całego sektora finansowego.
Z drugiej strony, gdyby wymogi nadzorcze były bardziej rygorystyczne, konkurencja na rynku byłaby mniejsza. Teoretycznie to dobra wiadomość dla takiego gracza jak Provident.
Z biznesowego punktu widzenia zawsze istnieje pokusa, by znaleźć się wśród nielicznych podmiotów dominujących rynek. Jednak nie można pozwolić, by ta pokusa zwyciężyła. Wszyscy uczestnicy rynku powinni mieć równe szanse.
Od listopada Provident ma licencję „krajowej instytucji płatniczej”. Czy to oznacza, że ten rok przyniesie znaczący rozwój biznesu kart kredytowych?
To dopiero początek drogi, więc nie wszystko wydarzy się w tym roku. Do tej pory koncentrowaliśmy się na naszych klientach, których mamy ponad 300 tys. Z przeprowadzonych badań wynika, że aż 70 proc. z nich nigdy nie posiadało karty kredytowej. To produkt, który może być trudniejszy do zrozumienia dla osób z ograniczoną wiedzą finansową. Nasi doradcy wyjaśniają, jak działa karta, na czym polega okres bezodsetkowy (ang. grace period) oraz jak wygląda harmonogram spłat. Karta oferuje większą elastyczność niż pożyczka gotówkowa – klient może uzupełniać swoje środki w razie potrzeby, bez konieczności zaciągania nowego zobowiązania.
Mówi pan, że 70 proc. klientów nie miało wcześniej karty kredytowej. Może to nie przypadek
i nie są to osoby, którym taki produkt powinien być oferowany?
Początkowo mieliśmy pewne obawy. W przeszłości niektóre banki próbowały dotrzeć z kartami kredytowymi do klientów bardziej ryzykownych, ale nie zawsze kończyło się to sukcesem.
W naszym przypadku te obawy się nie potwierdziły. Zaskoczyła nas duża liczba transakcji dokonywanych za pomocą naszych kart. Do tej pory klienci wykonali około 3,6 mln transakcji na łącznej liczbie 200 tys. kart. Co ciekawe, często używają ich do codziennych zakupów.
Jaki jest średni, a jaki maksymalny limit na takiej karcie?
Najwyższy limit to 10 tys. zł, a średni wynosi 4,5 tys. zł. Chcemy, aby klienci mogli samodzielnie podnosić swoje limity. Do tej pory blokowała nas jednak licencja „małej instytucji płatniczej”, która narzucała ograniczenie wartości transakcji realizowanych kartą – ustalonej na podstawie danych
z grudnia 2023 r.
W połowie 2024 r. ten limit zaczął nas mocno ograniczać w dalszym rozwoju. Aby zapewnić dotychczasowym klientom swobodne korzystanie z kart, musieliśmy spowolnić tempo ich sprzedaży. Obawialiśmy się przekroczenia narzuconego limitu, więc wdrożyliśmy monitoring
i ograniczyliśmy pozyskiwanie nowych klientów. Nie uruchomiliśmy też funkcji podwyższania limitów ani innych ułatwień, które mogłyby zachęcić do korzystania z kart.
Uzyskanie licencji krajowej instytucji płatniczej zmieniło sytuację. Ponownie aktywnie zachęcamy klientów do zakładania i używania kart, m.in. poprzez programy retencyjne przypominające
o możliwości płatności kartą. Pracujemy także nad programem lojalnościowym i stopniowo wdrażamy funkcje, które w 2024 r. były wstrzymane.
Jakie to wdrożenia?
W pierwszej połowie lutego uruchomimy cyfrową kartę kredytową, o którą będzie można wnioskować online, bez pośrednictwa doradcy. Obecnie trwają testy tego rozwiązania. W marcu wprowadzimy możliwość samodzielnego podnoszenia limitu na karcie kredytowej. Staramy się wdrażać zmiany stopniowo, jedna po drugiej, unikając wprowadzania kilku istotnych nowości jednocześnie. Tylko w ten sposób możemy dokładnie analizować efekty każdej zmiany. Zarządzanie organizacją opiera się na dostępie do danych – decyzje podejmujemy na podstawie faktów, a nie opinii.
W grudniu zapowiadał pan też dodanie kart do Google Pay i Apple Pay.
W styczniu ruszyliśmy z tym projektem i zakładam, że w trzecim kwartale zaczniemy udostępniać karty w obu tych portfelach. Szacunki rynkowe wskazują, że nawet 30 proc. transakcji
w e-commerce odbywa się za pośrednictwem tych metod płatności. Sam korzystam z Apple Pay
i jeśli na jakiejś stronie nie ma tej opcji, często rezygnuję z zakupu. To rozwiązanie jest wygodne
i bardzo cenione przez użytkowników.
Jaki jest cel na koniec roku, jeśli chodzi o liczbę kart kredytowych?
250 tys. Wiadomo, że na początku dynamika wzrostu była najwyższa, teraz nieco spowolniła. To, na czym musimy się skupić, to edukacja klientów – uświadamianie im, czym jest karta kredytowa
i jak działa. Nie każdy klient jest zainteresowany takim produktem – niektórzy preferują prostotę
i przewidywalność pożyczki gotówkowej. W przypadku pożyczki klient dokładnie wie, ile i kiedy musi zapłacić, co pozwala mu lepiej planować budżet domowy. Karta kredytowa to bardziej skomplikowany produkt.
Zakładam, że docelowo około 70 proc. naszych klientów będzie posiadać kartę kredytową, a reszta pozostanie przy pożyczkach gotówkowych.
Pozyskanie 50 tys. nowych klientów kart kredytowych to ambitne wyzwanie sprzedażowe, zwłaszcza w sytuacji, gdy duże banki zakładają zaledwie kilka tysięcy kart rocznie. Jak zamierzacie motywować sprzedawców do wysokiej sprzedaży?
Nigdy nie płaciliśmy wyłącznie za sprzedaż i nie motywowaliśmy naszej sieci sprzedażowej wyłącznie liczbą sprzedanych produktów. Nasz system wynagrodzeń składa się z dwóch elementów – pierwszego, związanego ze sprzedażą, oraz drugiego, który zależy od terminowej spłaty zobowiązań przez klienta. Obecnie nawet 70 proc. wynagrodzenia doradcy zależy od tego drugiego czynnika. To samoregulujący się mechanizm – doradcy zależy na pozyskaniu klienta, który będzie w stanie spłacić pożyczkę, a nie na samej sprzedaży.
Przy kartach kredytowych nie zmieniamy tej filozofii, ale dodajemy dodatkowy element. Doradca będzie wynagradzany na podstawie aktywnego salda portfela kart kredytowych jego klientów. Oznacza to, że nie wystarczy sprzedać kartę – kluczowe będzie to, by klient faktycznie z niej korzystał i spłacał swoje zadłużenie.
A planują państwo zwiększenie liczby doradców?
Nie planujemy. Kiedyś nasz model biznesowy opierał się na tygodniowych spłatach rat przez klientów, co wymagało częstych interakcji z doradcami. Obecnie dominują pożyczki ze spłatą w systemie miesięcznym, co znacznie ogranicza liczbę koniecznych kontaktów z klientem.
Podobnie jest z kartą kredytową – dostrzegamy zmiany rynkowe i rosnącą rolę technologii. Dlatego wprowadziliśmy np. możliwość zdalnej spłaty karty, bez angażowania doradcy. Chcemy, aby bardziej świadomi klienci, ceniący wygodę, mogli samodzielnie zarządzać swoimi finansami.
Ilu obecnie jest doradców w Providencie, a ilu ich było dekadę temu?
Obecnie mamy 2,2 tys. doradców, a dekadę temu było ich około 8 tys. Rynek się zmienia, a my ewoluujemy wraz z nim. W ciągu ostatnich dziesięciu lat weszły w życie nowe regulacje, a my dostosowaliśmy nasz model działania do oczekiwań klientów. Wprowadziliśmy pożyczki on-line oraz pożyczki w formule hybrydowej – zaciągane u doradcy, ale spłacane przez internet. Oprócz pożyczek i kart kredytowych oferujemy również ubezpieczenia – już od dekady współpracujemy z Uniqa, dostarczając klientom dopasowane produkty.
Mamy 2,2 tys. doradców, a dekadę temu ok. 8 tys. Ten biznes się zmienia. Kiedyś klient spłacał raty co tydzień, teraz dominują pożyczki ze spłatą rat w systemie miesięcznym, a one wymagają mniej interakcji z klientem.
Jaki odsetek klientów Providenta rozkłada spłatę karty kredytowej na raty?
95 proc. posiadaczy kart decyduje się na spłatę ratalną. Wynika to z faktu, że nasza baza klientów to wciąż głównie osoby, które nie korzystają z karty w celu zachowania płynności finansowej, lecz traktują ją jako sposób na sfinansowanie większego zakupu. Zauważyliśmy, że średni czas takiej spłaty wynosi dziewięć miesięcy, czyli o trzy miesiące krócej niż maksymalny okres dostępny w naszej ofercie ratalnej.
Myślę, że w momencie rozpoczęcia sprzedaży kart on-line w naszym portfelu pojawi się więcej nowych klientów z potrzebami płynnościowymi. Zakładam, że w tej grupie więcej osób będzie regulować zadłużenie na bieżąco, nawet w ramach okresu bezodsetkowego.
Chcą państwo szukać klientów poprzez współpracę z zewnętrznymi sprzedawcami?
Tak, planujemy wejść w tego rodzaju partnerstwa, aby oferować finansowanie konkretnych zakupów. W tym roku zamierzamy przeprowadzić pilotaż takiego rozwiązania – zarówno jako produktu ratalnego, jak i w formie możliwości zakupu produktu od razu z wykorzystaniem naszej karty kredytowej. Po przejściu przez ten proces raz, klient mógłby później korzystać z rozwiązania w dowolnym momencie.
I wierzy pan, że klient kupujący np. sprzęt elektroniczny będzie chciał zakładać od razu kartę kredytową?
To nie jest oczywiste – konsument, który finansuje konkretny zakup, może nie planować długotrwałej relacji z instytucją finansową. Będziemy jednak starali się pokazać mu korzyści, jakie daje nasza karta. Pracujemy nad funkcjonalnością umożliwiającą odroczenie płatności w taki sposób, aby w razie zwrotu produktu klient nie musiał spłacać zobowiązania, które przypadłoby na wcześniejszy okres rozliczeniowy karty.
Dodatkowo chcemy podkreślić aspekt kontrolny. Karta z limitem określonym na podstawie zdolności kredytowej pozwala lepiej zarządzać odroczonymi płatnościami i przepływami finansowymi. Obecnie wielu klientów nie ma pełnej świadomości łącznej kwoty swojego zadłużenia, a według danych Biura Informacji Kredytowej (BIK) przeciętny użytkownik płatności odroczonych korzysta z tego rozwiązania średnio 46 razy.
Będą państwo motywować klientów do założenia karty zachętami finansowymi?
Planujemy wprowadzenie niższego kosztu finansowania zakupów kartą u naszych partnerów. Oprocentowanie w tym przypadku mogłoby wynosić 0,5–1 proc. miesięcznie. Drugą opcją będzie program rabatowy dla klientów – osoby korzystające z konkretnych serwisów sprzedażowych będą miały możliwość dokonania tańszych zakupów. Programy lojalnościowe w tej formie planujemy uruchomić prawdopodobnie w 2026 r.
Po co rozwijać coś, z czego inne banki rezygnują, by nie konkurować np. z programem „Bezcenne chwile” Mastercarda?
To nie jest tak oczywiste. Program „Bezcenne chwile” działa w modelu odraczania nagrody – klient zbiera punkty i później wymienia je na korzyści. My myślimy o modelu, w którym klient od razu, w momencie transakcji, otrzymuje realną obniżkę ceny.
Kiedy w ofercie Providenta pojawią się płatności odroczone (BNPL)?
Chciałbym, aby stało się to jeszcze w tym roku, ale ten projekt konkuruje z innymi priorytetami, takimi jak wdrożenie Apple Pay i Google Pay. Dlatego bardziej realnym terminem wydaje się rok 2026.
Jak zamierzacie uniknąć sytuacji, w której BNPL przejmie klientów korzystających z kart kredytowych?
To dwie różne potrzeby. Zarówno karta kredytowa, jak i nasz produkt NaChwile (pożyczka krótkoterminowa) mają na celu zapewnienie klientom większej elastyczności przy krótszych zobowiązaniach. BNPL to produkt transakcyjny, który w naszym podejściu ma być jedną
z funkcjonalności karty. Płatności odroczone w karcie oferują też dodatkowe korzyści, np. większe bezpieczeństwo transakcji dzięki chargebackowi.
BNPL to dla nas element budowy ekosystemu finansowego, który pokaże, że Provident nie jest już wyłącznie firmą oferującą tradycyjne pożyczki gotówkowe. Chcemy być uniwersalnym dostawcą rozwiązań finansowych, odpowiadającym na różne potrzeby klientów.
Czy nie łatwiej byłoby po prostu korzystać z usług zewnętrznego dostawcy BNPL?
Tutaj w grę wchodzi model biznesowy. Zakładamy, że część klientów, którzy skorzystają z płatności odroczonych, wróci później po dodatkowe finansowanie, np. zdecyduje się na rozłożenie płatności na raty. Nie zamierzamy konkurować z największymi graczami na rynku BNPL – naszym celem jest uzupełnienie oferty o tę funkcjonalność. Nie planujemy tworzenia zupełnie nowego produktu. BNPL w naszym wydaniu będzie prosty – umożliwi odroczenie płatności na miesiąc, maksymalnie dwa.
Portal Cashless.pl podawał w listopadzie, że na koniec 2023 r. do Providenta pod względem wielkości portfela pożyczkowego niebezpiecznie zbliżał się Smartney.
Jeśli Smartney będzie się dalej rozwijać w takim tempie, to prawdopodobnie tylko kwestią czasu jest moment, w którym nas wyprzedzi. Ich model opiera się na dłuższym finansowaniu, wyższych kwotach oraz tańszym dostępie do kapitału dzięki wsparciu spółki-matki [francuska grupa Oney Bank – red.].
Nie ma co się oszukiwać – w ostatnich latach byliśmy w regresie. Dotknęła nas ustawa antylichwiarska, zmniejszyła się liczba klientów, a odsetek zaakceptowanych wniosków o finansowanie znacząco spadł. Widzę jednak wypłaszczenie trendu i mamy jasną strategię, jak się odbić – przede wszystkim poprzez wzrost w segmencie kart kredytowych. Już teraz zaczynamy odrabiać ubytki pod względem salda, a w 2025 r. planujemy kilkunastoprocentowe wzrosty, głównie dzięki większej aktywności klientów na kartach. Jeśli chodzi o liczbę klientów, przewidujemy kilkuprocentowy wzrost – wyraźniejsza poprawa powinna nastąpić dopiero za rok.
Obawia się pan utraty pozycji lidera rynku pożyczkowego?
Nie obawiam się, ale to na pewno coś, co uderza w ego i dumę. Jeśli chodzi o aktywa, możemy na chwilę utracić pozycję lidera. Jestem ambitną osobą, rywalizacja jest w mojej krwi.
I deklaruje pan, że w razie utraty odzyska tą pierwszą pozycję?
Jestem przekonany, że wartości, które reprezentujemy, doświadczony zespół i jasna strategia przyniosą oczekiwane rezultaty.
W ostatnich latach byliśmy w regresie. Dotknęła nas ustawa antylichwiarska, spadała nam liczba klientów. Mamy chęć, by się odbić, przede wszystkim dzięki wzrostom w segmencie kart kredytowych.
Czy za planowany wzrost aktywów Providenta będzie też odpowiadać pożyczka krótkoterminowa? Od września macie w ofercie nowy tego typu produkt.
Na razie podchodzimy do tego tematu ostrożnie – nie promowaliśmy szeroko tego produktu, chcemy najpierw zbadać zainteresowanie. Dbamy o odpowiednią ocenę zdolności kredytowej klientów, choć na rynku są gracze, którzy tego nie robią. Do tej pory sprzedaliśmy 2,1 tys. takich pożyczek, bez dużego nakładu inwestycyjnego. Pozytywnie zaskakuje nas wysoki odsetek spłat
– 95 proc.
Chcemy dobrze poznać ten produkt i sposób, w jaki klienci z niego korzystają. Jeśli klient będzie do nas wracał, będziemy chcieli przekonać go do innych, bardziej długoterminowych rozwiązań, które mogą lepiej odpowiadać na jego potrzeby.
Wprowadzenie kart kredytowych do oferty ma pomóc też w poprawie wizerunku Providenta?
Pamiętam jeszcze Providenta sprzed 20 lat i widzę, jak ogromną transformację przeszliśmy. Od wielu lat obserwujemy, że klienci, którzy nam zaufali, oceniają nas dobrze, podczas gdy osoby z zewnątrz często wypowiadają się o nas negatywnie. Jako najstarszy i największy gracz na rynku pożyczkowym przez lata byliśmy utożsamiani ze wszystkimi negatywnymi opiniami na temat branży. Ciężko pracujemy nad poprawą doświadczeń klientów i budowaniem świadomości, że u nas można zaspokoić różne potrzeby finansowe.
Cieszy nas to, że młode pokolenie patrzy na Providenta zupełnie inaczej – nie ma tych historycznych naleciałości, które wpływają na postrzeganie naszej marki w starszych grupach wiekowych. Widzimy większą otwartość na naszą ofertę. Takiej zmiany nie da się osiągnąć jedynie deklaracjami – musimy przekonać klientów lepszym doświadczeniem.
Myśleli państwo kiedyś o zmianie marki?
To nie byłoby rozsądne. Ekonomicznie i pod względem czasu byłby to bardzo wymagający proces. Mamy dużą rozpoznawalność, także spontaniczną. Naszym zadaniem jest zmiana percepcji – obalenie przekonania, że u nas jest zawsze drogo, że oferujemy wyłącznie pożyczki gotówkowe oraz że finansowanie wymaga kontaktu z doradcą.
Zobaczymy wyjście Providenta za granicę?
Będziemy to rozważać.
Od czego to będzie zależeć?
Od tego, jak bardzo karta kredytowa poszerzy spektrum naszych klientów. Jeśli będzie tylko substytutem dotychczasowych produktów, nie zwiększymy skali działalności. Ale jeśli okaże się, że otwiera nam drogę do nowych grup klientów, może to być istotny argument za ekspansją na inne rynki w Europie.
Kiedy będzie wiadomo, czy to możliwe? W 2026 roku?
A może i wcześniej.
Główne wnioski
- Prezes Providenta, Marcin Żuchowski, namawia branżę pożyczkową, by w ślad za pomysłem KNF przygotować samoregulację w zakresie produktów dodatkowych. Liczy, że prace zakończą się do połowy roku, choć dostrzega, że część konkurentów próbuje tak określić przepisy, by dało się je łatwo obejść.
- Firma pożyczkowa obsługuje ok. 300 tys. klientów i zamierza przekonać 70 proc. z nich do skorzystania z karty kredytowej. Cel na 2025 r. zakłada sprzedaż nawet 50 tys. kart. W lutym planuje uruchomić sprzedaż cyfrowych kart, a w marcu umożliwić klientom samodzielne podnoszenie limitu na karcie.
- Provident może tymczasowo utracić pozycję lidera rynku pożyczkowego pod względem aktywów. Liczy jednak, że odzyska ją dzięki dynamicznemu wzrostowi liczby posiadaczy kart kredytowych.