Korekta za oceanem. Jak inwestorzy się skryli przed giełdowym niedźwiedziem?
Decyzje Donalda Trumpa mające na celu umocnienie gospodarki Stanów Zjednoczonych paradoksalnie wywołały wyprzedaż na giełdzie w Nowym Jorku. Nie czekając na trwające właśnie odbicie, inwestorzy zaczęli przenosić kapitał z amerykańskich akcji do aktywów, które w przeszłości dawały dobre schronienie przed bessą. W ten sposób zrodziły się nowe okazje inwestycyjne.


Z tego artykułu dowiesz się…
- Z jakiego powodu inwestorzy zaczęli wypłacać kapitał z amerykańskich akcji.
- Do jakich aktywów popłynęły pieniądze, które dotychczas były ulokowane na giełdzie w Nowym Jorku.
- Gdzie, zdaniem zarządzających, pojawiły się teraz okazje inwestycyjne.
Przez bardzo długi czas inwestycja w amerykańskie akcje była uznawana za pewny zarobek. W każdym z ostatnich dwóch lat główny indeks S&P 500 podnosił się o ponad 20 proc. i nic nie wskazywało na to, że w 2025 r. nie uda mu się powtórzyć tego wyniku – tym bardziej że nowym prezydentem USA został Donald Trump, na którego wygraną w listopadowych wyborach inwestorzy zareagowali hurraoptymizmem.
Pierwsze tygodnie rządów drugiej kadencji członka Partii Republikańskiej pokazały jednak, że sytuacja nie jest tak kolorowa, jak oczekiwano. Jego ruchy mające na celu umocnienie lokalnej gospodarki, takie jak wprowadzenie ceł na import towarów zza granicy, wywołały nie tylko obawy o powrót inflacji i recesję w Stanach Zjednoczonych, ale też strach przed skurczeniem się marż i zysków największych spółek giełdowych notowanych w Nowym Jorku.
Inwestorzy, mając na uwadze wspomniane zagrożenia i jednocześnie stosunkowo wysokie wyceny amerykańskich spółek, kilka tygodni temu rozpoczęli wyprzedaż. W ciągu miesiąca posłali indeks S&P 500 o 8 proc. w dół. Najpierw kapitał pozyskany ze sprzedaży zainwestowali w szereg przeróżnych aktywów z całego świata, a teraz wrócili za ocean, by kupić tzw. dołek.
Klasyczne schronienia
W pierwszej reakcji na wyprzedaż za oceanem pieniądze spanikowanych inwestorów napłynęły do aktywów uznawanych za „bezpieczne przystanie” w czasach globalnych niepokojów. Bardzo mocno zyskało złoto, mimo że jego cena rosła już od kilku kwartałów. Kupowali je nie tylko gracze giełdowi obawiający się wyprzedaży za oceanem, ale także ci, którzy chcieli zabezpieczyć się na wypadek eskalacji konfliktów zbrojnych. Nic więc dziwnego, że padł nowy rekord – po raz pierwszy w historii kurs kontraktów na królewski kruszec przekroczył 3 tys. dolarów za uncję.
Zgodnie z tradycją kapitał napłynął również na rynek walutowy. Tym razem jednak nie do dolara, który w innych okolicznościach uchodzi za bezpieczną przystań, lecz od dolara w stronę innych „dużych” walut. Mocno zyskało euro, zwłaszcza po decyzjach państw UE dotyczących wzmocnienia obronności Starego Kontynentu. Wyraźnie umacniał się także japoński jen oraz chiński juan na rynku zewnętrznym.
Nietypowe ruchy inwestycyjne
Euro, jen i juan to waluty, którymi stosunkowo często obracają zarówno duzi, jak i mali inwestorzy, więc zainteresowanie nimi nie powinno dziwić. Zaskakująca może się jednak wydawać gra na szwedzkiej koronie w ostatnich tygodniach. Inwestorzy zaczęli skupować walutę, gdy Niemcy ogłosili wzrost wydatków na obronność. Szwedzki przemysł zbrojeniowy ma być ich głównym beneficjentem.
Nie tylko w Szwecji, ale także w Niemczech, Hiszpanii, Włoszech i Polsce wzrosły kursy spółek związanych z obronnością. To efekt napięć na linii Trump–Zełenski i wynikających z nich inwestycji państw europejskich w sprzęt wojskowy. W rekomendacjach zagranicznych funduszy widać wyraźnie większy optymizm wobec firm notowanych w Europie. Wśród okazji inwestycyjnych wymieniane są m.in. niemieckie spółki średniej wielkości.
Z najnowszej ankiety Bank of America, przeprowadzonej wśród zarządzających funduszami na całym świecie, wynika, że zakup europejskich akcji z nadzieją na wzrost kursów to obecnie druga pod względem popularności strategia inwestycyjna.
Na rynku akcji widać także pozytywne nastawienie wobec chińskich spółek. W 2025 r. indeks Hang Seng wzrósł już o ponad 26 proc. Siedem największych chińskich spółek technologicznych, z Alibabą na czele, podrożało ponad 30 proc. Dla dużych funduszy chińska giełda stała się częściową alternatywą dla amerykańskiej.
Podobnie na rynku dłużnym, konieczna była alternatywa dla amerykańskich obligacji skarbowych. Inwestorzy wymieniali je m.in. na papiery rządowe Australii oraz innych krajów rozwiniętych, takich jak Niemcy.
Gdzie są nowe okazje?
Kierując się podstawami inwestowania giełdowego, można stwierdzić, że jeśli media piszą już w czasie przeszłym o zainteresowaniu danymi aktywami, a ruchy na kursach się rozpoczęły, to czas na ich zakup prawdopodobnie już minął. Spytaliśmy zarządzających funduszami, do jakich kolejnych aktywów mogą napłynąć pieniądze inwestorów. Chcieliśmy, aby wskazali, jakie wydarzenia mogą wystąpić na giełdach.
Jacek Grel, zarządzający funduszami i kierownik ds. alokacji aktywów w Santander TFI, zwrócił uwagę na niebywały napływ kapitału do giełd w Chinach i Europie. Nie dlatego, by potwierdzić ich atrakcyjność, lecz by wskazać na możliwość tzw. ruchu kontrariańskiego – inwestowania wbrew rynkowi i komentarzom wielu ekspertów.
– W USA wzrosła niepewność, ale korekta była bardzo szybka i duża jak na skalę zmiany oczekiwań. Wszystko zależy od dalszego rozwoju wydarzeń, ale warto zauważyć jedno – korekty sięgające 10-15 proc. na głównych indeksach, a na niektórych dużych spółkach nawet dwukrotnie bardziej bolesne, często tworzą dobre okazje do inwestycji. Nagle relacja między szansą a ryzykiem stała się korzystna – mówi Jacek Grel.
Co ciekawe, nie jest on jedynym specjalistą skłaniającym się ku tej strategii. Marek Kaźmierczak, starszy zarządzający funduszami akcji w VIG/C-Quadrat TFI, również podkreśla, że gwałtowna wyprzedaż w USA stworzyła okazje. Szczególnie w sektorze technologicznym spadki były bolesne, co sprawia, że obecne kursy mogą być atrakcyjne.
Warto zaznaczyć, że obaj specjaliści udzielili tych komentarzy przed trwającym obecnie odbiciem za oceanem. Jak na zawołanie zarządzających, w momencie pisania tego tekstu giełda w Nowym Jorku zaświeciła się na zielono. Nowy tydzień indeksy S&P 500 oraz Nasdaq 100 rozpoczęły na zdecydowanym plusie, zaliczając najwyższy jednodniowy wynik od wielu tygodni.
A może dług?
Choć kursy za oceanem podskoczyły, to nadal tamtejsze akcje pozostają ryzykownym wyborem. Być może wzrost notowań to tylko chwilowe odreagowanie inwestorów na drodze do dalszej bessy. Kto nie jest gotów podjąć tak dużego ryzyka jak zakup akcji odbijających po gwałtownym spadku, może zainteresować się długiem w… Polsce.
– Zarówno polskie obligacje skarbowe o krótkim terminie zapadalności, jak i obligacje korporacyjne polskich firm są teraz relatywnie atrakcyjne, jeśli weźmiemy pod uwagę szanse i ryzyka. Przy obecnym niewielkim prawdopodobieństwie obniżek stóp procentowych w Polsce w 2025 r. można oczekiwać od tych aktywów przyzwoitych, jednocyfrowych stóp zwrotu – dodaje Marek Kaźmierczak.

Główne wnioski
- Decyzje Donalda Trumpa wpływają na rynki finansowe: Polityka handlowa Trumpa, w tym wprowadzanie ceł, wywołuje niepewność na rynkach, co skutkuje wyprzedażą na giełdzie w Nowym Jorku i przenoszeniem kapitału do innych aktywów.
- Inwestorzy szukają bezpiecznych przystani: W obliczu niepewności inwestorzy zwracają się ku aktywom uważanym za bezpieczne, takim jak złoto, oraz walutom innym niż dolar, jak euro, jen i juan.
- Alternatywne rynki stają się atrakcyjne: Inwestorzy zaczynają zwracać uwagę na rynki w Europie i Chinach, a także na polskie obligacje jako alternatywę dla amerykańskich akcji.