Prezes ZBP: „Granice przyzwoitości w dążeniu do kredytu za darmo zostały już dawno przekroczone”
Szef Związku Banków Polskich Tadeusz Białek przekonuje, że dekadę po „czarnym czwartku” wciąż nie możemy mówić o nadchodzącym końcu problemów frankowych. Twierdzi, że w Polsce doszło do nadużycia systemu kontroli abuzywności, zarzuca kancelariom frankowym „cynizm prawniczy” i wskazuje uwagi do przygotowywanych właśnie projektów ustaw.
Z tego artykułu dowiesz się…
- W którym miejscu jesteśmy z kredytami frankowymi dekadę po „czarnym czwartku”.
- Jak szef Związku Banków Polskich ocenia założenia dwóch najnowszych projektów ustaw.
- Jak chciałby uregulować „sankcję kredytu darmowego”, by była proporcjonalna.
Piotr Sobolewski, XYZ: Minęła dekada od wybuchu „czarnego czwartku”. Szwajcarski Bank Narodowy uwolnił wtedy kurs franka, przez co kosztował on nawet 5 zł. Wzrost kursu był prawdziwym problemem, bo spłacano wtedy ok. 700 tys. kredytów w szwajcarskiej walucie. Po 4,5 roku od tych wydarzeń banki zaczęły masowo przegrywać sprawy w sądach, a od 2020 r. proponować frankowiczom ugody. Zbliżamy się do końca problemu kredytów frankowych?
Tadeusz Białek, prezes Związku Banków Polskich: Daleko mi do takiego stwierdzenia. Jesteśmy na etapie, że sektor bankowy utworzył już 70 mld zł rezerw frankowych, ale – według ostatniego raportu Narodowego Banku Polskiego (NBP) – nadal potrzebuje dodatkowych ok. 15 mld zł. A przecież mówimy tylko o aktywnie spłacanych kredytach. Szacujemy, że obecnie w sądach jest ok. 200 tys. pozwów, w tym ok. 25 tys. dotyczy kredytów spłaconych.
XYZ: I to kredyty spłacone lata temu są teraz główną obawą sektora?
Tak, widzimy agresywne działania kancelarii odszkodowawczych i frankowych, także z udziałem kapitału pochodzącego z zagranicznych funduszy inwestycyjnych, które coraz chętniej skupują wierzytelności frankowe. Wchodzą w prawa klienta i prowadzą w sądzie sprawę.
O jakiej skali mówimy? Jak dużo jest spłaconych kredytów, które nie były przedmiotem pozwu lub ugody i teraz teoretycznie mogłyby trafić jeszcze do sądu?
Nie mamy takich danych, ale ten rynek jest potencjalnie bardzo duży. Ma bowiem dalszą perspektywę rozwoju, sprawia, że mówienie o końcu problemu frankowego nie ma uzasadnienia. Zauważyliśmy jednak, że niektóre sądy zaczęły odmawiać korzystania przez kancelarie z praw zastrzeżonych dla konsumenta, kwestionując korzystanie z uprawnień, takich jak te wynikające ze stosowania niedozwolonych klauzul w umowie. To przecież prywatne podmioty, przedsiębiorcy, a ich takie zasady nie powinny dotyczyć. Staramy się zainteresować tym tematem administrację.
Ile teraz jest ugód w sektorze?
Na koniec listopada zawarto 123,76 tys. ugód, z czego 111,8 tys. stanowiły porozumienia pozasądowe, a 11,96 tys. ugody zawierane w sądach. Ten proces ma dużą dynamikę. Już październik 2024 r. był rekordowy, ale w listopadzie znów poprawiliśmy ten wynik, zawierając ok. 4 tys. ugód w sektorze. Nie mamy jeszcze pełnych danych za grudzień, ale widzimy pozytywny trend. Oczywiście im więcej ugód, tym bliżej rozwiązania problemu.
Ugód przybywa, bo banki chcą to już mieć z głowy?
Rzeczywiście, banki są bardzo zdeterminowane, by kończyć sprawy, dlatego klienci mogą uzyskać w ugodach duże korzyści. Z kolei klienci widzą możliwości uzyskania relatywnie dobrych warunków i to w sytuacji, gdy nie trzeba procesować się cztery, pięć lat, ponosić kilkadziesiąt tysięcy zł kosztów obsługi prawnej i mieć problem z głowy.
Nie można było wyjść z tak korzystnymi ugodami rok, dwa lata temu? Sektor się bardzo ociągał.
To nie takie proste. Bank polepszając warunki ugody, musi przecież mieć na to zgodę także ze strony swoich akcjonariuszy, członków rady nadzorczej. Kredytobiorcy frankowi to mniej niż 1 proc. klientów banków, mamy też inne grupy klientów, które są zirytowane tym, że jedna grupa społeczna jest nadmiernie uprzywilejowana względem pozostałych. Skalą ustępstw są zirytowani zwłaszcza kredytobiorcy, którzy zadłużali się w złotym.
Stoimy na stanowisku, że doszło do znaczącego nadużycia systemu kontroli abuzywności [niedozwolonych przepisów w umowach – red.] i jego czysto instrumentalnego wykorzystania. Kredytów frankowych udzielano w 17 krajach i tylko w Polsce, przy tych samych przecież orzeczeniach Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) i tej samej dyrektywie konsumenckiej (93/13), dochodzi do masowego unieważnienia. To absolutnie nieproporcjonalne.
Granice przyzwoitości w dążeniu do kredytu za darmo, a nawet mieszkania za darmo, zostały dawno przekroczone. Jeśli kupuję mieszkanie, którego nie byłbym w stanie nabyć bez kredytu od banku, dodatkowo takie mieszkanie zyskało (często znacząco) na wartości, często uzyskiwałem przychód z czynszu i jeszcze próbuję kombinować, by nawet częściowo nie zwracać kapitału, to jest to daleko idące nadużycie. Widzimy dziś przeeskalowanie roszczeń ze strony klientów.
Czyli to klienci i sądy są winne, a bankowcy nie mają sobie nic do zarzucenia?
W latach 2004-2007, gdy udzielaliśmy tych kredytów, nikomu nie przyszłoby do głowy, że po wielu latach od ich udzielania, stosowane powszechnie w obrocie gospodarczym klauzule przeliczeniowe [dotyczące przeliczania franka na złote – red.] mogą być uznane za niedozwolone zapisy. Instrumentalnie wykorzystujemy dziś system kontroli abuzywności, bo kiedy przez lata spłata kredytu frankowego była korzystniejsza od złotowego, nikt nie podnosił żadnej abuzywności, wręcz szydzono z kredytobiorców zadłużonych w złotym i płacących więcej.
Jestem daleki od stwierdzenia, że banki dokonały nieprawidłowości w zakresie konstrukcji umów, dlatego że podobne umowy funkcjonowały w wielu jurysdykcjach i nigdzie nie doszło do takiego wypaczenia systemu kontroli abuzywności tak jak w Polsce.
Nawet jeśli dany sąd doszukuje się abuzywności klauzuli przeliczeniowej, to kara unieważnienia umowy za stosowanie przelicznika waluty w umowie zawartej często na 25-30 lat jest nieproporcjonalna i sprzeczna z celami dyrektywy 93/13, która stawia na przywrócenie rzeczywistej równowagi, a nie karanie przedsiębiorców.
Kredytów frankowych udzielano w 17 krajach i tylko w Polsce, przy tych samych przecież orzeczeniach TSUE i tej samej dyrektywie konsumenckiej, dochodzimy do masowego unieważnienia. To absolutnie nieproporcjonalne.
To co przywracałoby taką równowagę, pana zdaniem?
Zastosowanie średniego kursu NBP. Przecież nawet Sąd Najwyższy tego nie odrzuca. Przykładowo w szeroko komentowanych orzeczeniach z września 2024 r., SN uznał, że w sytuacji braku przelicznika w umowie, niezależnie od tego, czy nie było go od początku, czy okazał się nieważny, stosuje się przelicznik wynikający ze zwyczajów i zasad współżycia społecznego.
Formuła utrzymywania umowy w postaci kredytu w złotym ze stawką LIBOR też była jakąś formą wyważenia interesów. Była wprawdzie konstrukcyjnie wadliwa, ale pozwalała utrzymać umowę.
W połowie stycznia do wykazu prac legislacyjnych trafił projekt autorstwa Ministerstwa Sprawiedliwości o szybkim rozpoznawaniu spraw frankowych. Jak sektor je ocenia?
Przepisy tzw. ustawy frankowej są potrzebne, zwłaszcza w aspekcie dotyczącym udrożnienia przeciążonego dziś wymiaru sprawiedliwości, aby promować zawieranie ugód. Pozytywnie oceniamy w szczególności propozycje, takie jak możliwość rozliczania wzajemnych roszczeń w jednym postępowaniu. Wobec obowiązującej przy rozliczeniu stron teorii dwóch kondykcji, wymagającej dochodzenia przez bank zwrotu kapitału w odrębnym postępowaniu, jest to krok w dobrym kierunku. Może przynieść korzyści konsumentom i bankom, skracając czas trwania sporów i obniżając koszty obsługi prawnej.
Ale już automatyczne wstrzymanie płatności kredytu (z chwilą doręczenia pozwu bankowi) podoba się panu dużo mniej?
Trudno oceniać to pozytywnie, bo odbiega od standardów procesu cywilnego, w następstwie którego do wstrzymywania płatności wymagalnego roszczenia konieczne jest uzyskanie zabezpieczenia w odpowiednim postępowaniu.
Jeśli klient chce z tego skorzystać, to przysługuje mu prawo do złożenia wniosku w ramach postępowania zabezpieczającego. W dużej mierze te wnioski są dla klientów pozytywnie rozstrzygane, ale różnią się charakterem, treścią, nie są udzielane zawsze i na każdym etapie postępowania. Nie do końca uważamy zatem za zasadne umożliwianie takiego automatyzmu.
To jakie jeszcze uwagi ZBP chce zgłosić w toku konsultacji tego projektu?
Nie znamy jeszcze treści projektu, więc trudno powiedzieć jakie uwagi zgłosimy. Z pewnością nasze krytyczne uwagi będą się koncentrować na propozycjach, które mogą naruszać podstawowe zasady prawne, w tym konstytucyjne, takie jak prawo do sądu, zasada równowagi stron procesu, czy też te, które powodują nadmierny automatyzm w rozstrzyganiu sporu.
Negatywnie odniesiemy się zatem do kwestii wykonalności wyroków zapadłych w pierwszej instancji. W naszej ocenie ta zmiana w szerszej perspektywie nie przyczyni się do odciążenia sądów. Nadawanie rygoru wykonalności orzeczeniom w pierwszej instancji przyniesie odwrotny skutek. Klienci po wyroku pierwszej instancji będą kierować orzeczenia do egzekucji, a banki będą zmuszone do składania kolejnych pozwów.
Przejdźmy do „sankcji kredytu darmowego”, czyli kolejnego ryzyka prawnego związanego z kredytami. Kilka dni temu do wykazu prac legislacyjnych trafił projekt ustawy prezesa UOKiK, który m.in. zakłada miarkowanie odpowiedzialności kredytodawcy i doprecyzowanie zakresu stosowania tej sankcji. Nawoływanie sektora, by szybko uregulować ten obszar podziałało?
Zmiany dotyczące miarkowania oceniamy pozytywnie. Natomiast w naszym odczuciu z tą zmianą legislacyjną nie należy czekać do momentu wejścia w życie ustawy wdrażającej dyrektywę o kredytach konsumenckich (CCD2) – zaniechanie wprowadzenia odpowiednich zmian już teraz może przyczynić się do sparaliżowania pracy wydziałów cywilnych sądów powszechnych z uwagi na falę pozwów dotyczących SKD.
Przecież te regulacje są już ujęte razem w wykazie. Po co je teraz rozdzielać? Nie wierzy pan w szybki proces legislacyjny?
Sprawa wymaga pilnego zaadresowania w procesie legislacyjnym. Biorąc pod uwagę, jak długo będzie trwał proces legislacyjny związany z implementacją dyrektywy (prawdopodobnie nawet dwa lata), powinno to leżeć w interesie wymiaru sprawiedliwości, żeby jak najszybciej rozwiązać problem.
W Polsce do tej pory taka sankcja mogła być zasądzana za jakiekolwiek uchybienia, również drobne, np. gdy ktoś wskazał jako organ nadzoru zamiast prezesa UOKiK, po prostu UOKiK. To nie ma żadnego wpływu na sytuację finansową konsumenta, czy jego decyzję o zawarciu umowy.
Ale to marginalne sprawy, przecież większość zarzutów przy SKD dotyczy finansowania prowizji i wliczania jej do całkowitej kwoty kredytu.
Kancelarie szukają punktu odniesienia do kwestionowania takich umów. Wyszukują nawet kilkadziesiąt rodzajów różnych uchybień, które może zbyt obrazowo ująłem ostatnio jako „brak przecinka w umowie”. Rezultatem poszukiwania „inspiracji” do kwestionowania kolejnych zagadnień jest właśnie rosnąca liczba pytań do TSUE.
Trudno przewidzieć w jakim kierunku będzie ewoluowała inwencja kancelarii w poszukiwaniu nowych podstaw do zastosowania SKD. Tymczasem w kwestii kredytowania kosztów kredytu [np. prowizji – red.] już ponad 10 lat temu wypowiedział się UOKiK, który nie kwestionował takiego sposobu działania.
Ile obecnie jest pozwów dotyczących SKD i jaki odsetek to przegrane sprawy?
Na koniec trzeciego kwartału w sądach było ok. 10 tys. spraw i zdecydowana większość to rozstrzygnięcia na korzyść banków.
Jaka regulacja tego obszaru, byłaby proporcjonalna, odstraszająca i skuteczna pana zdaniem?
Taka, która ograniczyłaby stosowanie sankcji do rzeczywistych uchybień, które mogą mieć wpływ na sytuację finansową klienta. To np. złe zaprezentowanie całkowitej kwoty kredytu, czy podawanie nieprawidłowej wysokości kosztów.
Jaki odsetek toczących się spraw załapałby się na taką „ograniczoną sankcję”?
To marginalny odsetek, najczęściej wynikający z błędu ludzkiego, a nie systemowej nieprawidłowości umowy. Na szczęście widzę zrozumienie po stronie administracji i jest wola, aby doprowadzić te przepisy do jakiejś racjonalności.
Jak czytamy w wykazie prac legislacyjnych, prezes UOKiK uznał, że racjonalne może być za to nakładanie sankcji za badanie zdolności kredytowej.
Zaniepokoił nas ten zapis. To zbyt daleko idąca ingerencja. SKD zawsze dotyczyła treści umowy, a nie kwestii, które są trudno mierzalne i subiektywne, jak ocena zdolności kredytowej. To nieporozumienie.
Ale nie wzięło się znikąd. Może to odpowiedź na zaniechania ze strony sektora?
Zgodziłbym się z tą tezą, gdyby znajdowała potwierdzenie w sytuacji na rynku. Liczba niespłacanych kredytów utrzymuje się w Polsce na niskim poziomie zbliżonym do średniej unijnej. Przepisy CCD2 podkreślają znaczenie przeprowadzania rzetelnej oceny zdolności kredytowej klienta w celu ochrony go przed nadmiernym zadłużaniem się, i zakładam, że intencją projektodawcy mogła być implementacja powyższych kwestii. Jednak żaden przepis dyrektywy nie mówi o tym, że środki te powinny przybrać kształt sankcji kredytu darmowego.
Już teraz w polskim prawie są rozwiązania, które można uznać za odpowiadające oczekiwaniom dyrektywy, to rekomendacja KNF i możliwość stosowania przez KNF odpowiednich środków nadzorczych. Jeśli zatem chcemy właściwie zabezpieczyć klienta w procesie oceny zdolności kredytowej, to zwracamy się do projektodawców o włączenie sektora w przygotowanie jednolitych, jasnych wytycznych przeprowadzania tej oceny. Sankcje są w tym przypadku wtórne.
Sankcja kredytu darmowego zawsze dotyczyła treści umowy, a nie czegoś tak subiektywnego, jak ocena zdolności kredytowej. To nieporozumienie.
Przejdźmy do kancelarii frankowych i odszkodowawczych. Mówi pan, że prowadzą agresywne działania, szukają nowej niszy. Pan chętnie widziałby je uregulowane?
Ten rynek jest nieuregulowany i bardzo słabo nadzorowany. Nadużywają swojej pozycji, np. skupując wierzytelności po 10-20 proc. ich wartości, by potem uzyskiwać 100 proc. kwoty. Do tego masowo stosują klauzule abuzywne w umowach z klientami, np. dotyczące rażąco wysokich kar umownych za zawarcie ugody z bankiem bez udziału kancelarii, czy też klauzule określające sposób wynagrodzenia za usługi kancelarii, gdzie klient bardzo często nie umie sobie nawet wyliczyć, ile będzie musiał ostatecznie zapłacić kancelarii. W grudniu 2023 r. unijny Trybunał Sprawiedliwości stwierdził, że kancelaria (sprawa C-395/21) stosująca klauzule abuzywne powinna być sankcjonowana w ten sposób, że klient mógłby nie zapłacić jej wynagrodzenia, i to nawet jeśli umowa została wykonana. Zawiadomienie w sprawie nieuczciwych praktyk polskich kancelarii trafiło do UOKiK-u.
Przerzucacie się od lat tą abuzywnością…
No ale jak inaczej to nazwać? To „cynizm prawniczy”. Jeśli ktoś niesie na sztandarach walkę z klauzulami abuzywnymi, a sam ma w umowie takie zapisy, to jest to hipokryzja. To nie jest margines rynku, ale dość powszechna na tym rynku praktyka. Proszę zwrócić uwagę na te fundusze inwestycyjne, one inwestują w danym kraju tak długo w kancelarie odszkodowawcze, jak długo nie zostanie to uregulowane w sposób systemowy. Potem wycofują się, szukają innego rynku.
Z drugiej strony gdyby nie klauzule abuzywne w umowach kredytowych, w ogóle nie powstałyby takie instytucje.
Nie zgodzę się z tezą, że źle budowaliśmy umowy, skoro takie same kredyty były w wielu państwach unijnych i w żadnym – poza Polską – sądy nie stwierdziły nieważności. I dzieje się to przecież w tym samym stanie prawnym i przy tych samych orzeczeniach TSUE.
Jeśli ktoś niesie na sztandarach walkę z klauzulami abuzywnymi, a sam ma w umowie takie zapisy, to jest to hipokryzja. To nie jest margines rynku, ale dość powszechna na rynku praktyka.
W unijnym Trybunale mamy sporo pytań dotyczących SKD. Pierwszy wyrok już 13 lutego. Myśli pan, że na któreś z tych pytań Trybunał odpowie prokonsumencko?
O ile wiemy, to rząd polski, który wysyłał stanowisko do Trybunału, stwierdził, że przepisy unijne nie sprzeciwiają się temu, by kredytodawca umożliwił konsumentowi zapłatę kosztów pozaodsetkowych w oprocentowanych ratach. Podobnie jest w przepisach krajowych, tj. kodeksie cywilnym i ustawie o kredycie konsumenckim. Nigdy w Polsce nie zabroniono takiej praktyki. O ile zatem klient został o tym informowany, to nie ma podstaw, by to podważać.
Pamiętajmy, że stanowisko Polski w sprawach frankowych było inne, niekorzystne dla banków.
Ale TSUE nie ma obowiązku brać tego stanowiska pod uwagę?
Oczywiście, że nie, ale to stanowisko ma znaczenie. Jeśli rząd nie podziela wątpliwości, o które pyta polski sąd, to dla trybunału jest to pewna ważna okoliczność.
Trudno mi dziś sobie wyobrazić wyrok dotyczący zakazu kredytowania kosztów kredytów. Obawiam się przeciągania rozstrzygnięcia Trybunału na swoją stronę i mówienia o sukcesie każdej ze stron, i to w sytuacji, gdy TSUE wypowiada się dość ogólnikowo, i nie chce przesądzać poszczególnych kwestii. Jakiekolwiek rozstrzygnięcie nie zapadnie, to kancelarie będą wyrywać z kontekstu stwierdzenia i dalej promować pozywanie banków o sankcję kredytu darmowego.
Pamięta pan, że wielokrotnie banki same mówiły o sukcesie w Trybunale, nawet po wyroku o zakazie wynagrodzenia za koszt kapitału (C-520/21), czy waloryzacji kosztu kapitału.
Nie zgodzę się, że w sprawie dotyczącej wynagrodzenia za korzystanie z kapitału mówiliśmy o sukcesie. Prostowaliśmy raczej medialne przekłamania, wskazując, że w sprawie C-520/21 Trybunał jej nie wykluczył, gdyż nie mówił, czy zwrot kapitału ma mieć wartość nominalną, czy realną.
Jak widać, mieliśmy rację, gdyż dopiero w następnych orzeczeniach wydanych wskutek kolejnych zapytań, prejudycjalnych TSUE odniósł się wprost do dopuszczalności żądania przez bank waloryzacji kapitału.
Aby zakończyć kwestię ryzyka prawnego, zostają mi jeszcze kredyty oparte na WIBOR. Czy ich liczba wciąż rośnie?
Mamy ok. 1,5 tys. spraw w sądach, a skala ich przyrostu jest obecnie bardzo niska. To potwierdza, że klienci nie dają się nabierać kancelariom, wiedzą, że w zasadzie przy podobnych kosztach prowadzenia sprawy jak przy sprawach frankowych, mają niewielkie szanse na wygraną. Na horyzoncie nie ma żadnego korzystnego prawomocnego rozstrzygnięcia.
Część kancelarii twierdzi, że takim może być niedawny wyrok Sądu Okręgowego w Suwałkach (sygn. akt I C 217/24). W grudniu poznaliśmy szczegóły rozstrzygnięcia, według którego bank nie dochował obowiązków informacyjnych, co spowodowało nierównowagę kontraktową.
To jednostkowe nieprawomocne rozstrzygnięcie, które zostało poddane apelacji. Myślę, że raczej się nie utrzyma, bo sąd – w mojej ocenie – poszedł za daleko.
Pamiętajmy, że mamy jednoznaczny front instytucji sieci bezpieczeństwa finansowego [MF, KNF, NBP, BFG – red.], a także organów ochrony konsumenckiej [UOKiK i rzecznik finansowy – red.], które potwierdzają, że ten wskaźnik byłby trudny do podważenia, jeśli chodzi o zarzuty dotyczące jego konstrukcji. Trudno też doszukiwać się naruszenia obowiązków informacyjnych, przy niezwykle rozbudowanych przepisach o obowiązkach informacyjnych wynikających choćby z dyrektywy o kredytach hipotecznych i rekomendacji KNF.
ZBP informował niedawno też o spadającym odsetku zawieszenia płatności rat podczas procesu.
Według naszych statystyk to obecnie ok. 6 proc. wobec 10 proc. jeszcze na początku 2024 r. Kancelarie też to widzą, bo część z nich woli się skupić na SKD, gdzie – ich zdaniem – mają większe szanse. Nie przybywa już kancelarii, które podejmują się prowadzenia spraw WIBOR-owych.
Teraz sektor będzie stopniowo wdrażał następcę WIBOR-u, roboczo zwanego WIRF-. Kiedy banki udzielą pierwszych kredytów opartych na tej stawce?
To skomplikowany proces, szacuję go ostrożnie na sześć miesięcy od momentu, gdy administrator, spółka GPW Benchmark – przygotuje całą dokumentację, a to pewnie zajmie około kwartału, albo i więcej. Mając to na uwadze, zakładam, że pierwsze kredyty pojawią się na koniec tego roku.
I inaczej niż przy WIRON, tym razem takie kredyty wprowadzą wszystkie banki od razu?
Tak zakładam, jesteśmy przekonani, że to jest obiektywnie najlepszy wskaźnik. Przywiązaliśmy ogromną wagę do tego wyboru, zrobiliśmy podwójne konsultacje publiczne. Głos rynku został dobrze wysłuchany i nie powinno być problemu z wprowadzeniem takich kredytów.
Nie macie państwo już nad głową premiera, który każe szybko wypracować nowy wskaźnik.
To proces ekspercki, przez poziom skomplikowania trwa średnio kilka lat. I tak musimy przez to przejść, bo na świecie powoli odchodzi się od wskaźników starego typu, czyli IBOR. O tym, że potrzebny jest nowy wskaźnik tzw. RFR [stopy wolnej od ryzyka – red.] mówiliśmy już w 2019 r. Co prawda decyzja została zainicjowana ówczesną decyzją polityczną, ale merytorycznie ona ma swoje uzasadnienie. Ta reforma i tak była przed nami.
W akcji kredytowej dominują jednak kredyty na stałą stopę procentową. Może nie ma już po co wprowadzać kredytów opartych na nowym wskaźniku?
Faktycznie w nowej sprzedaży dominują kredyty na okresowo stałą stopę. Decyzje dotyczące tego jak dalece przy kredytach hipotecznych odnosić się do nowego wskaźnika, a o ile pozostać (być może wyłącznie) przy kredytach opartych na okresowo stałym oprocentowaniu będą należeć do banków.
Najważniejszą barierą w rozwoju tego kredytu nadal pozostaje kwestia pokrycia kosztów banku w razie spłacenia takiego kredytu ze stałą stopą procentową przed czasem. Dziś banki po prostu biorą na siebie to ryzyko, problem nie jest rozwiązany na poziomie regulacji.
UOKiK prowadzi prace nad jednolitym wzorcem umowy o kredyt ze stałym oprocentowaniem. Zgadzacie się z jego założeniami?
Wspieramy kierunkowo ten pomysł, bo jednolity wzorzec takiej umowy to krok w dobrym kierunku. Zwłaszcza jeśli docelowo jednolity wzorzec umowy kredytowej stałby się załącznikiem np. do rozporządzenia. Oczywiście jak zawsze diabeł tkwi w szczegółach, zgłaszamy swoje uwagi do poszczególnych zapisów projektu.
Nie chcecie za dużo? W wielu projektach ustaw to ZBP jest stroną zgłaszającą najwięcej uwag. Może trzeba być trochę bardziej elastycznym?
Posiadamy bardzo rozbudowany Zespół Badań i Analiz i Zespół Prawno-Legislacyjny, szczególnie wyspecjalizowany w procesie legislacyjnym. Liczba naszych uwag jest proporcjonalna do naszych analiz. Nasza elastyczność objawia się wolą dużego kompromisu w podejmowanym dialogu i skupianiem się na najważniejszych kwestiach w trakcie procesu legislacyjnego.
Główne wnioski
- Prezes Związku Banków Polskich uważa, że nie możemy jeszcze mówić o powolnym zakończeniu problemu kredytów frankowych. Mimo zawiązania 70 mld zł rezerw na ten cel banki nadal będą musiały ponosić dodatkowe koszty. Dlatego są zdeterminowane do zawierania ugód. Liczba porozumień w sektorze sięga już 123,8 tys., w samym listopadzie ugód było ponad 4 tys.
- W sądach jest już 10 tys. pozwów dotyczących sankcji kredytu darmowego. Zdaniem Tadeusza Białka regulacja pozwalająca na „miarkowanie” stosowania SKD to krok w dobrym kierunku, ale z kolei stosowanie SKD za błędy przy badaniu oceny zdolności kredytowej to nadużycie.
- Tadeusz Białek widzi spadek przyrostu pozwów dotyczących kwestionowania WIBOR-u. Jego zdaniem niedawny wyrok Sądu Okręgowego w Suwałkach nie utrzyma się w drugiej instancji. Cieszy go jednoznaczne stanowisko instytucji sieci bezpieczeństwa finansowego, zbieżne z oceną banków.