Pilne
Sprawdź relację:
Dzieje się!
Biznes

Batalia o politykę klimatyczną nabiera rumieńców

Polski rząd sprzeciwia się wprowadzeniu nowego celu klimatycznego w Unii Europejskiej, wymuszającego redukcję emisji CO2 o 90 proc. do 2040 r. Nasz kraj uznał tę propozycję za nierealistyczną i nieakceptowalną. Jednocześnie trwa dyskusja o reformie systemu handlu emisjami, który podnosi ceny energii w Polsce. – W tej chwili pędzimy na ścianę, a KE, zamiast hamować, dodaje gazu – komentuje Karol Wenus, prezes Stowarzyszenia Odpowiedzialna Transformacja Energetyczna.

Elektrownia Bełchatów na węgiel brunatny
Sektor produkcji energii elektrycznej i ciepła ma największy udział w emisjach gazów cieplarnianych w Polsce. Fot. Jakub Porzycki/NurPhoto/Getty Images

Z tego artykułu dowiesz się…

  1. Jakie jest stanowisko polskiego rządu wobec propozycji unijnego celu redukcji emisji na 2040 r.
  2. Jak przebiega transformacja energetyczna Polski i jak oceniają ją eksperci.
  3. Dlaczego system handlu emisjami CO2 wymaga reformy.

Zaproponowany przez Komisję Europejską cel redukcji emisji gazów cieplarnianych w UE o 90 proc. w 2040 r. względem roku 1990, budzi wiele emocji. Instytut Zielonej Gospodarki (IZG) podkreśla, że określenie celów klimatycznych na kolejne lata jest oczekiwane ze względu na zobowiązania międzynarodowe Unii Europejskiej, ale dokładna wysokość celu oraz sposób jego wykonania są rosnącym wyzwaniem w coraz bardziej spolaryzowanej i sceptycznej wobec polityki klimatycznej Europie.

– KE zdecydowała się skoczyć na głęboką wodę, bo u steru jest teraz Dania, której stanowisko w sprawie europejskiej ambicji klimatycznej jest zbliżone do stanowiska Komisji. Trudność kryje się w tym, że propozycja KE nie wskazuje na żadne konkrety dotyczące realizacji tego aspiracyjnego celu przez poszczególne państwa członkowskie, co zwiastuje dalsze trudne negocjacje – komentuje Katarzyna Snyder, ekspertka IZG.

Jasne stanowisko Polski

Polski rząd wyraził krytyczne stanowisko w sprawie propozycji KE, choć wcześniej z resortu klimatu płynęły sygnały o poparciu dla 90-procentowej redukcji emisji do 2040 r. Teraz rząd jasno deklaruje, że nowego celu nie zaakceptuje.

– Polska nie poprze celu klimatycznego na 2040 r. w formie zaproponowanej przez Komisję Europejską. Nasz kraj nie jest jeszcze gotowy na realizację tak ambitnych założeń. To jest wiadome Komisji. Moim zdaniem obecnie nie ma również wystarczającego poparcia dla tego celu wśród państw członkowskich. Cel redukcyjny UE musi być celem realistycznym, a wkład poszczególnych państw w jego realizację musi być zróżnicowany – stwierdziła szefowa resortu klimatu Paulina Hennig-Kloska w programie Gość Wydarzeń w Polsat News.

Tę narrację potwierdził rzecznik rządu Adam Szłapka.

„Cel klimatyczny zaproponowany przez KE jest nierealistyczny i nieakceptowalny” – napisał Adam Szłapka na platformie X.

Wysokie polskie emisje

Realizacja ambitnych celów klimatycznych jest dla Polski trudna, bo nasz kraj jest wciąż bardzo uzależniony od paliw kopalnych. Jak wynika z szacunków Forum Energii, w ubiegłym roku emisje brutto w Polsce utrzymały się na poziomie podobnym jak w 2023 r. i wyniosły około 348,1 mln ton CO2. Względem 1990 r. polskie emisje spadły o 27 proc. Największy udział w emisjach (34 proc.) ma sektor produkcji energii elektrycznej i ciepła, który wciąż w dużym stopniu opiera się na spalaniu węgla. Na drugim miejscu jest sektor transportowy (20 proc.).

Na tle UE znajdujemy się na drugim miejscu pod względem wielkości emisji na każdą wyprodukowaną megawatogodzinę energii elektrycznej. W tym zestawieniu wyprzedza nas tylko Estonia. Wolumen sprzedanych przez Polskę uprawnień do emisji CO2 wyniósł w ubiegłym roku 59,3 mln ton. Budżet kraju zyskał na tym 16,6 mld zł.

– Niemal 17 mld zł z handlu emisjami trafiło do budżetu państwa, natomiast nie zostały one niestety w pełni wykorzystane na dekarbonizację. W sumie łączne przychody budżetu państwa ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 w latach 2015-2024 wyniosły 123,5 mld zł. To pieniądze, które powinny wspierać transformację energetyczną w naszym kraju – podkreśla Marcin Dusiło, ekspert Forum Energii.

Transformacja energetyczna w Polsce trwa, ale zajmie jeszcze dekady. W 2024 r. udział węgla w produkcji prądu spadł do rekordowo niskiego poziomu 56,2 proc. Wciąż jednak ponad połowę energii elektrycznej w skali roku wytwarzamy z węgla. W pierwszym etapie wysłużone bloki węglowe zastąpione zostaną przez bloki gazowe, które także emitują CO2, choć mniej od węglowych. W drugiej połowie lat 30. ma ruszyć pierwszy blok w elektrowni jądrowej na Pomorzu. W międzyczasie powstawać będą magazyny energii, które pomogą bilansować system w coraz większym stopniu zasilany odnawialnymi źródłami energii.

System handlu emisjami do poprawy

Im więcej emisji CO2, tym wyższe koszty dla gospodarki. Unijny system handlu emisjami wymaga płacenia elektrowniom, ciepłowniom czy zakładom przemysłowym za każdą wyemitowaną tonę dwutlenku węgla. Celem jest nakłonienie emitentów do inwestycji w mniej emisyjne lub zeroemisyjne technologie. Przez lata, jednak gdy uprawnienia do emisji CO2 kosztowały zaledwie kilka euro, nie był to wystarczający bodziec inwestycyjny. Z czasem jednak, gdy stawki gwałtownie poszły w górę, stało się to poważnym obciążeniem dla energetyki i przemysłu.

– Obecny system handlu emisjami wygląda jak typowa bańka cenowa. Od 2017 r. ceny uprawnień do emisji w UE wzrosły z poziomu kilku euro do nawet ponad 100 euro. Wynika to z faktu, że uprawnienia do emisji są instrumentem finansowym, ale tylko pozornie wolnorynkowym. Dziś mogą nimi handlować nie tylko podmioty, które są do tego zobowiązane, np. elektrownie czy ciepłownie, ale też inwestorzy, którzy chcą na tym zarobić. To powoduje, że ceny tych uprawnień stały się nieprzewidywalne. Przypomnę tylko, że według wstępnych założeń KE cena uprawnienia do emisji jednej tony CO2 miała wynieść 100 euro dopiero w 2030 r., a w rzeczywistości przekroczyła ten pułap już w 2023 r. Teraz ceny trochę spadły, ale wciąż są na tyle wysokie, że radykalnie ograniczają konkurencyjność europejskiej gospodarki – wyjaśnia Karol Wenus, prezes Stowarzyszenia Odpowiedzialna Transformacja Energetyczna (SOTE).

Jego zdaniem system wymaga reformy, polegającej przede wszystkim na uproszczeniu mechanizmu, obniżce ceny uprawnień i zapewnieniu przewidywalnej trajektorii jej wzrostu.

– Po pierwsze, trzeba wyeliminować możliwości spekulacji w handlu emisjami. Po drugie, należy uwzględnić uwarunkowania poszczególnych krajów członkowskich UE, tak by system był sprawiedliwy. Polska znajduje się w chłodniejszej i mniej słonecznej strefie klimatycznej od np. Hiszpanii. Oznacza to większe zapotrzebowanie na ciepło, zwłaszcza systemowe, z którego korzysta ponad 15 milionów Polaków. Jesteśmy także mniej zamożni, w przeliczeniu na mieszkańca, od Niemców czy Holendrów. Po trzecie, należy przywrócić konkurencyjność unijnemu przemysłowi, przez obniżenie cen energii, które wymieniane są jako jeden z głównych hamulców rozwoju w głośnym raporcie Mario Draghiego [były prezes Europejskiego Banku Centralnego – red.]. W tej chwili pędzimy na ścianę, a KE, zamiast hamować, dodaje gazu. Zderzenie ze ścianą spowoduje poważne skutki społeczne. Przykładowo, jeśli upadną przedsiębiorstwa ciepłownicze, bo zwyczajnie nie będą w stanie ponieść kosztów emisji, to mieszkańcy Polski mogą kiedyś obudzić się w zimę z zimnymi kaloryferami. I nie jest to problem polityczny, tylko społeczny, bo tak samo marznąć będą wyborcy każdej partii – alarmuje Karol Wenus.

Marek Lachowicz, główny ekonomista SPiR Swojak i SOTE, proponuje nakreślenie z góry ścieżki wzrostu ceny uprawnienia do emisji, poczynając np. od 10 euro, czyli mniej więcej tyle, ile w Chinach. Następnie stawka miałaby rosnąć o 10 proc. rok do roku.

– Taki przewidywalny system pozwoliłby firmom prognozować, jak będą wyglądały notowania CO2 za pięć czy 10 lat i podejmować racjonalne decyzje inwestycyjne w realną dekarbonizację. Pozwoli to także obniżyć ceny energii. System można też zastąpić zachętami inwestycyjnymi dla przedsiębiorstw. Obecnie, zamiast na dekarbonizacji, są one skupione na przetrwaniu, między innymi z uwagi na wadliwy system handlu emisjami – twierdzi Marek Lachowicz.

Cele są potrzebne

Instytut Zielonej Gospodarki podkreśla natomiast, że niezależnie od kontrowersji polityczno-społecznych, długoterminowe cele są potrzebne. Pozwala to firmom przystosować swoje strategie do przyjętego kierunku zmian i zrealizować transformację w sposób zaplanowany, a więc tańszy.

– Możemy dyskutować o ścieżce dojścia do celów czy ich wykonalności, ale nie wolno przez to rozumieć zatrzymania lub spowolnienia transformacji. Owszem, nie możemy ograniczyć się do gołosłownego wyznaczania celów, dlatego czas najwyższy na poważną debatę jak je zrealizować zarówno w Polsce, jak i wspólnocie. Pamiętajmy jednak, że bez dekarbonizacji nie będzie w Polsce nowoczesnych, konkurencyjnych przedsiębiorstw i nie spadną ceny energii. Zmienia się też świat, a Polska i Europa razem z nim. Nowa konkurencyjność jest związana z transformacją do nowych technologii, a nie kurczowym trzymaniem się gospodarki opartej o import paliw kopalnych z nierzadko wrogich państw. Rezygnacja z transformacji, jej spowolnienie lub dryfowanie bez planu to złe pomysły, bo transformacja i zbudowanie nowych silników wzrostu europejskiej, w tym polskiej gospodarki jest warunkiem przetrwania europejskiego modelu społecznego – ocenia Marcin Korolec, prezes Instytutu Zielonej Gospodarki. 

Forum Energii wyliczyło, że w 2024 r. Polska na import surowców energetycznych i paliw wydała 112 mld zł. Ponad połowę tej kwoty stanowił import netto ropy naftowej (60 mld zł), 23 proc. dotyczyło gazu ziemnego (26 mld zł), a 2 proc. węgla (1,7 mld zł).

Kreatywna księgowość KE?

Według ekologów z Greenpeace Polska propozycja redukcji emisji o 90 proc. do 2040 r. traci na znaczeniu, skoro KE chce wprowadzić międzynarodowe kredyty węglowe. Dzięki nim kraje mogłyby realizować swoje cele przez inwestycje w usuwanie emisji za granicą. Greenpeace przekonuje, że po wprowadzeniu takiej możliwości zaproponowany przez KE cel pozostaje ambitny tylko na papierze.

– W rzeczywistości zawiera sporą dawkę kreatywnej księgowości. Dopuszczenie „offsetowania” realnie obniża i rozmywa cel. To fatalne, że Komisja nie słucha swoich własnych naukowców, którzy ostrzegali, że dla uniknięcia drastycznego pogłębienia kryzysu klimatycznego UE musi ograniczyć swoje emisje o 90-95 proc. Komisja przestraszyła się politycznych krzykaczy, którzy poczuli wiatr w żaglach i chcą zatopić unijną politykę klimatyczną, nie oglądając się ani na nasze bezpieczeństwo, ani na konkurencyjność europejskich gospodarek, które dla lepszego rozwoju potrzebują taniej energii odnawialnej, a nie importowanych paliw kopalnych. O tym, że walka z kryzysem klimatycznym musi przyspieszyć, przekonujemy się boleśnie w tych dniach, kiedy fala ekstremalnych upałów oraz powiązanych z nimi pożarów i gwałtownych opadów pustoszy wiele miejsc w Europie – najszybciej ocieplającym się kontynencie – alarmuje Krzysztof Cibor z Greenpeace Polska.

Organizacja zaznacza też, że rozwój OZE w Polsce jest znacznie szybszy, niż zakładały to kolejne dokumenty strategiczne.

– Paulina Hennig-Kloska, która powołuje się na te dokumenty, by powiedzieć, że Polska nie może poprzeć ambitniejszego celu, jest jak osoba, która dzisiaj ubiera się do wyjścia, opierając się na prognozach pogody z listopada. Czas przestać kulić pod siebie ogon, zakończyć erę inwestowania w drogie i niebezpieczne paliwa kopalne, pozwolić rozwijać się w pełni odnawialnym źródłom energii, a przy tym zadbać o ludzi, ich bezpieczeństwo i przyszłość – apeluje Krzysztof Cibor.

Główne wnioski

  1. Polski rząd zapowiedział, że nie poprze propozycji Komisji Europejskiej dotyczącej ustalenia celu redukcji emisji CO2 na poziomie 90 proc. do 2040 r. (względem 1990 r.). Rząd stwierdził, że nasz kraj nie jest jeszcze na to gotowy, a proponowany cel jest nierealistyczny i nieakceptowalny. Polska wciąż jest bardzo uzależniona od paliw kopalnych, w tym m.in. od węgla.
  2. Stowarzyszenia Odpowiedzialna Transformacja Energetyczna apeluje o reformę handlu emisjami CO2, która miałaby polegać na uproszczeniu mechanizmu, obniżce ceny uprawnień i zapewnieniu przewidywalnej trajektorii jej wzrostu. Pozwoliłoby to zmniejszyć koszty elektrowniom, ciepłowniom i przemysłowi. – W tej chwili pędzimy na ścianę, a KE, zamiast hamować, dodaje gazu. Zderzenie ze ścianą spowoduje poważne skutki społeczne – alarmuje Karol Wenus, prezes SOTE.
  3. Instytut Zielonej Gospodarki apeluje natomiast, by dyskusja o ścieżce dojścia do celu zeroemisyjności nie zatrzymała lub nie spowolniła transformacji. – Pamiętajmy, że bez dekarbonizacji nie będzie w Polsce nowoczesnych, konkurencyjnych przedsiębiorstw i nie spadną ceny energii – ocenia Marcin Korolec, prezes IZG.