Boeing ma plan na strajk. Chce zastąpić protestujących pracowników

Od miesiąca trwa strajk pracowników fabryk Boeinga, odpowiedzialnych za produkcję sprzętu wojskowego. W obliczu braku porozumienia z zatrudnionymi, pracodawca postanowił wcielić w życie inny plan. Na miejsce protestujących zostaną zatrudnieni pracownicy tymczasowi - informuje Reuters.

O swoim zamiarze spółka poinformowała w wiadomości do pracowników. "Dziś rozpoczynamy proces rekrutacji stałych pracowników zastępczych na stanowiska produkcyjne" - powiedział Dan Gillian, wiceprezes Boeing Defence, cytowany w mailu firmowym.

Boeing nie wskazał, ilu pracowników zamierza zatrudnić. Pracodawca zapewnił, że każdy nowo zatrudniony przejdzie odpowiednie szkolenia i uzyska certyfikaty bezpieczeństwa. W fabrykach koncernu, w których odbywa się strajk, są montowane m.in. myśliwce F/A-18. W deklarację firmy nie wierzą związkowcy, podkreślając, że w niektórych przypadkach na zgodę na pracę przy produkcji wojskowego sprzętu należy czekać sześć miesięcy.

Koncern nie ukrywa, że jego moce produkcyjne obniżyły się na skutek strajku, trwającego od 4 sierpnia. Ciągłość pracy fabryk utrzymywana jest dzięki pracownikom niezrzeszonym w związkach zawodowych. Protestujący stanowią dużą grupę, liczącą blisko 3200 osób.

Jak wskazuje agencja, Boeing działa w ramach amerykańskiego prawa federalnego, które dopuszcza zatrudnienie pracowników tymczasowych w obliczu strajku i trwających negocjacji. Na skutek takiej decyzji członkowie związków zawodowych nie mogą być zwolnieni. W sytuacji zatrudnienia na ich miejsce osoby na stałe, związkowiec ma zostać obsadzony na stanowisko pasującego do jego kwalifikacji. Z kolei umowy pracowników tymczasowych mogą zostać rozwiązane w ramach porozumienia kończącego strajk.

Pracownicy Boeinga walczą o podwyżkę płac oraz poprawę warunków zatrudnienia, m.in. przez zwiększenie puli dni urlopowych. Przed miesiącem związkowcy odrzucili propozycję pracodawcy, zakładającą wzrost średniego wynagrodzenia w firmie o 20 proc. w pierwszy roku, a w ciągu czterech lat od zawarcia porozumienia pensje miałyby wzrosnąć łącznie o 40 proc. Do tego miałaby zostać wypłacona jednorazowa premia w wysokości 5 tys. dol. Przeciw takiej ofercie zagłosowało 67 proc. pracowników zrzeszonych w związkach zawodowych.