Wybory w Singapurze. Partia rządząca sprawuje władze od 60 lat i na koniec się nie zanosi
Stawką głosowania w jednym z najzamożniejszych państw świata (według Międzynarodowego Funduszu Walutowego zajmuje czwarte miejsce pod względem PKB na głowę mieszkańca) – a zarazem kraju, w którym od 60 lat rządzi ta sama partia – jest to, czy głos opozycji będzie bardziej słyszalny. Ale od wyborów może zależeć też, jak uzależnione od globalnego handlu miasto-państwo poradzi sobie w erze chińsko-amerykańskiej rywalizacji.
Partia Akcji Ludowej – rządząca od chwili ogłoszenia przez Singapur niepodległości – jest pewna kolejnego zwycięstwa. Mierzy się jednak ze stopniowo słabnącym poparciem. Na wzmocnienie może liczyć opozycja. W niedalekiej przyszłości partia władzy będzie musiała sprostać oczekiwaniom nowego pokolenia Singapurczyków, którzy chcą większej różnorodności na scenie politycznej.
Singapur, mimo swojego wyśmienitego globalnego wizerunku i wyników gospodarczych, ma problemy z przestrzeganiem niektórych norm demokratycznych. Choć wyników wyborów nikt nie kwestionuje, to Partia Akcji Ludowej ma do dyspozycji o wiele większe zasoby od konkurencji, kontroluje przekaz medialny i regularnie zmienia granice okręgów wyborczych, co przynosi korzyści jej kandydatom.
Władzom azjatyckiego państwa od dziesięcioleci zarzuca się ograniczanie wolności słowa, w tym prawa do protestów, oraz represjonowanie przeciwników i opozycjonistów. Premier Lee Hsien Loong, który na tym stanowisku pozostawał przez 20 lat, był znany z pozwów o zniesławienie, które składał przeciwko swoim krytykom. Kilku z nich – w tym polityków, blogerów i dziennikarzy – doprowadził w ten sposób do bankructwa i emigracji.
Notkę napisał korespondent XYZ z Azji - Tomasz Augustyniak