BYD rzuca wyzwanie Japonii. Elektryczny „kei car” może wstrząsnąć rynkiem
Chiński koncern BYD zaprezentuje na Japan Mobility Show nowy elektryczny samochód klasy „kei”, stworzony specjalnie na rynek japoński. Choć auto trafi do sprzedaży dopiero pod koniec 2026 r., już teraz wywołuje niepokój w Tokio.
Nowy gracz na rynku „kei carów”
Chiński gigant motoryzacyjny BYD planuje wejść do segmentu ultrakompaktowych samochodów „kei”, który stanowi około jedną trzecią sprzedaży aut w Japonii. Firma zaprezentuje nowy w pełni elektryczny model podczas Japan Mobility Show, które rozpoczyna się w piątek.
To odważny krok BYD, bo od kilkudziesięciu lat w segmencie dominują japońskie marki, np. Honda czy Suzuki. „Kei jidosha”, czyli „lekkie pojazdy”, to małe, tanie i oszczędne auta popularne wśród kierowców ceniących niskie koszty eksploatacji.
Od wejścia na japoński rynek prawie trzy lata temu, BYD sprzedał zaledwie 6,6 tys. samochodów standardowych rozmiarów. „Nasza sprzedaż w Japonii jest o jedno zero niższa, niż zakładaliśmy” – przyznał szef sprzedaży samochodów osobowych BYD w Japonii, Atsuki Tofukuji.
Udział zagranicznych producentów w japońskim rynku nowych aut osobowych wynosi obecnie zaledwie 6 proc. z 3,7 mln sprzedawanych pojazdów rocznie.
Chińskie ambicje i japońskie obawy
Japońscy urzędnicy i przedstawiciele branży motoryzacyjnej obawiają się, że elektryczny „kei car” BYD może zagrozić krajowym producentom. Tanie, kompaktowe samochody elektryczne mogłyby bowiem przyciągnąć klientów szukających oszczędności i dopłat.
„Chińscy producenci samochodów stają się globalną siłą w segmencie EV. Mamy silne poczucie zagrożenia” – powiedział Eisuke Mori, parlamentarzysta i szef koła samochodowego rządzącej Liberalno-Demokratycznej Partii Japonii.
Rząd Japonii obserwuje działania BYD, choć dotychczas firma nie stanowiła poważnego wyzwania dla miejscowych marek. Część urzędników ocenia ruchy Chińczyków jako „sygnał ostrzegawczy” dla japońskich producentów, którzy skupili się na hybrydach, zaniedbując rozwój pojazdów elektrycznych.
Chińska ekspansja w Japonii jest częścią szerszej strategii. BYD, podobnie jak inni producenci z Chin, szuka rynków zagranicznych, aby zrównoważyć skutki wojny cenowej na rynku krajowym.
Auto na krótkie trasy i dla niskich kosztów
Decyzja o stworzeniu „kei cara” zapadła po wizycie kierownictwa BYD w Tokio w 2023 r., gdy zauważyli popularność małych samochodów. Modele tej klasy nie mogą przekraczać 3,4 metra długości, 1,48 metra szerokości i pojemności silnika 660 cm³.
Nie sprawdzą się na autostradzie, ale są idealne do jazdy po wąskich uliczkach japońskich miast. Właściciele mogą liczyć na niższe podatki.
Najpopularniejszy model tej klasy to Honda N-Box. Kosztuje od 11 400 dol. Rocznie sprzedaje się ok. 200 tys. sztuk. Elektryczny Nissan Sakura startuje od 17 tys. dolarów i znalazł 23 tys. nabywców w 2024 r.
BYD nie ujawnił jeszcze ceny nowego modelu.
Sprzedaż symbolem prestiżu
Dla chińskich producentów sprzedaż aut w Japonii ma wymiar symboliczny. „To dowód, że stali się prawdziwymi producentami samochodów” – ocenił Koji Endo, główny analityk SBI Securities.
Mimo obaw o konkurencję, japoński rząd wyklucza protekcjonizm, obawiając się reakcji Światowej Organizacji Handlu (WTO) i możliwych retorsji ze strony Chin, które są jednym z kluczowych rynków dla japońskich koncernów.
Nowa premier Japonii, Sanae Takaichi, sugerowała wcześniej ograniczenie dopłat do pojazdów elektrycznych, które – jak podkreślała – korzystnie wpływają głównie na BYD i Teslę. Rząd rozważa tymczasowe zawieszenie ulg podatkowych dla aut niskoemisyjnych.
Po zmianach w systemie dopłat w 2024 roku, klienci BYD mogą liczyć na 350 tys. jenów (ok. 2,3 tys. dol.) wsparcia, podczas gdy wcześniej przysługiwało im nawet 850 tys. jenów.
Analitycy są zgodni, że BYD będzie musiał konkurować ceną, by zdobyć japońskich klientów. „Kierowcy wybierają kei cary, bo są tanie. BYD zapewne zastosuje agresywną strategię cenową, by zdobyć udział w rynku” – ocenił Endo.
Źródło: Reuters