Rzecznik MON: Pod Zamościem spadł dron przemytniczy. Były dowódca wojsk rakietowych ma wątpliwości
Rzecznik MON zapewnia, że dron pod Zamościem nie miał „cech wojskowych”. Janusz Sejmej sugeruje więc, że była to maszyna przemytników. Tymczasem generał Jarosław Kraszewski, były dowódca wojsk rakietowych, ma poważne wątpliwości. Jego zdaniem, to mógł być rosyjski wabik.
– Niewątpliwie jest to beznzałogowiec bardziej z kategorii wabików niż przemytniczych, bo do przemytu musiałby to być albo wielowirnikowiec, albo pionowego startu i lądowania. Całe szczęście, że był pusty – mówił na antenie Polsat News były dowódca wojsk rakietowych i artylerii wojsk lądowych. Jego zdaniem, tuż przed manewrami Zapad-2025 Rosjanie będą testować polskie reakcje i próbować nas sprowokować. Ostrzega też, że skoro taka maszyna może przenosić ładunek o masie do 6 kg, to wystarczy, że Rosjanie wypełnią go materiałem termobarycznym „i mamy tragedię”.
Generał Kraszewski dziwi się, że wojsko nie strąciło maszyny. – Skoro mieliśmy dość sporych rozmiarów bezpilotowca, sądzę, że Straż Graniczna i Siły Zbrojne mają wytężoną uwagę szczególnie przed manewrami Zapad i systemy naziemne oraz powietrzne powinny go śledzić – tłumaczył. Jednocześnie stwierdził, że oficjalne komunikaty wcale nie muszą mówić całej prawdy i że wojsko wie, co dokładnie spadło pod Zamościem. Komunikaty MON mają zaś – jak tłumaczy – uspokoić atmosferę.
Sytuacji dziwi się też komandor porucznik w stanie rezerwy Maksymilian Dura. Przypomina, że zarówno pod Osinami, jak i tu, wojsko nie wykryło drona. Jego zdaniem, to poważny sygnał dla Rosji, że Polska nie potrafi zlokalizować bezzałogowców przekraczających nasze granice.
Dron spadł w nocy, w miejscowości Majdan-Sielec, 50 km od granicy z Ukrainą. Sprawą zajęła się prokuratura.