Sankcje USA na Rosję. Czego dotyczą i jak mogą wpłynąć na wojnę w Ukrainie i ceny ropy?

Donald Trump nałożył sankcje na Rosnieft, Łukoil i ponad 30 firm powiązanych z rosyjskimi koncernami. Co te restrykcje oznaczają i jak mogą wpłynąć na rosyjską gospodarkę, a także na ceny ropy na światowych rynkach?

Prezydent USA ogłosił w środę nowe „potężne sankcje” na dwie największe rosyjskie firmy naftowe i powiązane z nimi spółki. Dodał, po rozmowie z sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte, że te restrykcje mają skłonić Władimira Putina do rozpoczęcia negocjacji. Stwierdził też, że ma nadzieję, iż te sankcje długo nie potrwają.

Sankcje, jak tłumaczy BBC, praktycznie zabraniają Amerykanom i amerykańskim firmom robić interesów z Łukoilem i Rosnieftem oraz ich firmami zależnymi. USA zamroziły aktywa rosyjskich spółek w Stanach Zjednoczonych.

To duży cios dla Rosji, bo obie firmy odpowiadają za połowę eksportu rosyjskiej ropy naftowej. Dziennie wydobywają około 3,1 miliona baryłek ropy. Sam Rosnieft wydobywa około połowy rosyjskiej ropy. Dostawy z Rosji to około 6 proc. światowego wydobycia ropy.

Trump liczy, że uderzenie w dwa rosyjskie koncerny naftowe sprawi, że Putinowi będzie trudno spiąć budżet. Zyski z handlu ropą i gazem to bowiem 25 proc. dochodów rosyjskiego budżetu. To zaś – zdaniem prezydenta – zmusi go do rozpoczęcia negocjacji pokojowych. Eksperci są jednak sceptyczni.

Czy sankcje zmuszą Putina do negocjacji?

Jak tłumaczy Edward Fishman, były wysokiej rangi amerykański urzędnik, a obecnie naukowiec na uniwersytecie Columbia, ważniejsze od sankcji na Łukoil i Rosnieft jest to, czy podobne restrykcje zostaną nałożone na firmy handlujące z Rosjanami.

Tego samego zdania – pisze Reuters – jest Jeremy Paner, który wcześniej zajmował się sankcjami w amerykańskim Departamencie Skarbu, a obecnie jest partnerem w kancelarii Hughes Hubbard & Reed. Jego zdaniem, jeśli na liście sankcji nie ma nabywców rosyjskiej ropy z Chin i Indii oraz banków finansujących te transakcje, to sankcje do niczego Putina nie zmuszą.

Z kolei prof. Michael Raska z uniwersytetu Nanyang w Singapurze uważa, że w krótkim okresie te sankcje nie zmienią niczego w sytuacji wojskowej na Ukrainie. Jednak w długim okresie, gdy Moskwie skurczą się dochody, Kreml będzie musiał dokonać trudnych wyborów „między utrzymaniem stabilności gospodarczej i społecznej a finansowaniem wojny”.

Eksperci zgadzają się jednak co do jednego – najważniejsze są nie same sankcje, lecz ich drugofalowe efekty w Chinach i Indiach. To te dwa kraje kupują bowiem najwięcej rosyjskiej ropy. Tylko w ubiegłym roku Pekin sprowadził do kraju ponad 100 milionów ton surowca, co stanowiło 20 proc. całego importu energii Państwa Środka.

Indie sprowadzały jeszcze więcej – od 2022 roku New Delhi importowało rosyjską ropę wartą 140 miliardów dolarów. Nic więc dziwnego, że Donald Trump zdecydował nałożyć na ten kraj taryfy karne o wartości 50 proc. Jak jednak piszą indyjskie media, w ramach nowego porozumienia z USA, cła spadną do 16 proc., a w zamian za to Indie zaczną odchodzić od rosyjskiego surowca. To się już dzieje – jak pisze Reuters, największe indyjskie rafinerie planują – na polecenie rządu w New Delhi – wstrzymać lub mocno ograniczyć zakupy rosyjskiej ropy od Łukoilu i Rosnieftu, przerzucając się na amerykański surowiec.

Sankcje Trumpa sprawiły, że ceny ropy naftowej wzrosły o 5 proc. (wcześniej, po podobnych brytyjskich sankcjach, ceny skoczyły o 1,6 proc.). Rosja zaczęła już więc szerzyć propagandę, że przez amerykańskie i brytyjskie sankcje ceny paliw pójdą w górę, co podniesie koszty życia na całym świecie.

Eksperci jednak całkowicie odrzucają tezy kremlowskiej narracji. Ich zdaniem, wzrost cen ropy jest tymczasowy i spekulacyjny. W długim okresie nie powinno to wpłynąć na ceny paliwa, zwłaszcza przy zapowiedziach krajów OPEC Plus, takich jak Arabia Saudyjska, o zwiększeniu wydobycia surowca.