Eurosceptyczne Gruzińskie Marzenie wygrało wybory lokalne w Gruzji. W Tbilisi wybuchły masowe protesty

Władze Gruzji ogłosiły, że wybory lokalne wygrała eurosceptyczna rządząca partia Gruzińskie Marzenie. Oczywiście, oficjalnie wybory przebiegły też bez problemów. Opozycja zgłosiła jednak setki uchybień, a przeciwnicy rządu wyszli na ulice stolicy kraju, Tbilisi.

Wszyscy kandydaci Gruzińskiego Marzenia na burmistrzów wygrali w swoich okręgach. Burmistrz Tbilisi, Kacha Kaładze, który rządzi stolicą od 2017, dostał nawet 71,5 proc. głosów. W 26 miejscowościach nie wystartował żaden rywal, więc, jak to się zdarza, kandydat władz dostał 100 proc. głosów.

Najsilniejsza opozycyjna partia – Lelo – dostała 6,7 proc. A ugrupowanie byłego premiera Giorgiego Garcharii Dla Gruzji zdobyło 3,7 proc. Część opozycji, jak Zjednoczony Ruch Narodowy Micheila Saakaszwilego, w ogóle nie wystartowała, bo wiedziała, jak się te wybory skończą.

Frekwencja oficjalnie wyniosła 40,93 proc. i była niższa niż w poprzednich wyborach. Głosowano w 64 gminach Gruzji, a krajowa komisja wyborcza stwierdziła, że wybory przebiegły bez żadnych naruszeń. Tymczasem opozycja zgłosiła setki uchybień.

Po wyborach w Tbilisi wybuchły zamieszki. Policja do rozpędzenia demonstrantów użyła gazu i armatek wodnych. Zarówno prezydent Micheil Kawelszwili, jak i premier Irakli Kobachidze uznali, że za protestami stoją „zachodnie siły”, a wszystko to próba obalenia rządu i podważenia wyniku wyborów. Resort spraw wewnętrznych zapowiedział też, że służby stłumią kolejne protesty siłą. Mimo to, w niedzielę wieczorem demonstranci znów wyszli na ulice. Protesty trwają bowiem w Tbilisi nieprzerwanie od 312 dni.

Zarówno wiceszefowa KE Kaja Kallas, jak i komisarz UE ds. rozszerzenia Marta Kos uznały, że wybory odbyły się „w atmosferze powszechnego tłumienia poglądów dysydentów”. Wezwały też do powstrzymania się od przemocy i do rozpoczęcia dialogu.

Gruzińskie Marzenie rządzi krajem od 2012. Władze zawiesiły integrację z UE i – po inwazji na Ukrainę – coraz bardziej zbliżają się do Moskwy.

Źródło: PAP