Premier: wobec 63 wszczęto postępowanie o opuszczenie kraju po wydarzeniach na Stadionie Narodowym
Wobec 63 osób jest wszczęte postępowanie o opuszczeniu kraju po wydarzeniach na koncercie białoruskiego rapera Maksa Korzha na Stadionie Narodowym w sobotę 9 sierpnia – podał premier Donald Tusk przed posiedzeniem Rady Ministrów.
Po koncercie stołeczna policja informowała, że w trakcie wydarzenia zatrzymała 109 osób za wykroczenia i przestępstwa takie jak: posiadanie narkotyków, naruszenie nietykalności cielesnej pracowników ochrony, posiadanie i wnoszenie środków pirotechnicznych, a także wdarcie się na teren imprezy masowej. Policjanci ukarali 50 osób mandatami na łącznie prawie 11,5 tys. zł. Do sądu skierowali 38 wniosków o ukaranie. Podczas koncertu doszło tez
Główną część publiczności stanowili Ukraińcy i Białorusini, ze względu na popularność artysty w tych dwóch krajach.
63 osoby będą musiały opuścić Polskę
"Z satysfakcją mogę powiedzieć, że ma już swój finał sytuacja, która zbulwersowała opinię publiczną. Mówię tu o zamieszkach i aktach agresji i pewnych prowokacjach na Stadionie Narodowym w czasie koncertu białoruskiego rapera. Doszło tam do zdarzeń absolutnie niepotrzebnych, które wymagały szybkiej reakcji" – odniósł się do wydarzeń premier.
"Otrzymałem właśnie informację – wobec 63 osób jest wszczęte postępowanie o opuszczeniu kraju. Będą musiały opuścić kraj dobrowolnie lub pod przymusem, jeśli nie zrobią tego dobrowolnie" – poinformował we wtorek przed posiedzeniem rządu Donald Tusk.
Dodał, że w tej grupie jest 57 Ukraińców i sześciu Białorusinów.
Premier: nie możemy dać się podzielić Rosjanom
Premier zaznaczył jednak, że tego typu wydarzenia nie mogą służyć do skłócania Polaków i Ukraińców, zwłaszcza, że jest to w interesie Rosji.
"Bardzo dziękuję wszystkim służbom za szybką reakcję (...).Od tego jest państwo, żeby działało szybko i zapobiegało albo karało, jeśli dochodzi już do takich zdarzeń wszystkich sprawców – niezależnie czy to są Polacy, Białorusini, Ukraińcy Niemcy. Prawo musi być przestrzegane" – powiedział premier.
"Natomiast to w żadnym wypadku – i to mówię z pełnym przekonaniem, w interesie Polski i naszego bezpieczeństwa – nie można dopuścić do rozpętania nastrojów antyukraińskich. Tak jak władze ukraińskie muszą dbać, żeby nikt nie wpadł na pomysł w Kijowie czy w Polsce, żeby Ukraińcy wykonywali jakieś niepotrzebne antypolskie gesty" – powiedział.
Czytaj też: Tusk: Rosja zrobi wszystko, by skłócić Kijów z Warszawą
Premier Tusk dodał, że ma to znaczenie także w kontekście zbliżającego się spotkania prezydenta USA Donalda Trumpa z Władimirem Putinem, zapowiedzianego na 15 sierpnia na Alasce. "W najbliższych dniach może dojść do rozstrzygnięć w wojnie ukraińsko-rosyjskiej. Efekt działań prezydenta Trumpa i te potencjalne rozmowy na Alasce (...) jest ciągle wielką niewiadomą" – wskazał szef rządu.
"Jest kwestią naprawdę fundamentalną z punktu widzenia polskiego bezpieczeństwa, żeby Putin nie dostał prezentu przed tym spotkaniem. A takim prezentem byłoby z całą pewnością skonfliktowanie Ukraińców i Polaków czy szerzej – Ukrainy z Europą" – powiedział.
To jest dokładnie przez nas namierzony i zdefiniowany cel rosyjskiej agentury w Polsce, żeby skłócić Ukraińców i Polaków – wskazał premier.
Jak dodał, jest to także apel do ministrów, aby w zakresie ich prac "nie wdarła się pokusa wykorzystywania złych emocji" związanych z relacjami polsko-ukraińskimi.
"Nie możemy dopuścić do tego, żeby rozpętano falę nienawiści Ukraińców do Polaków czy Polaków do Ukraińców. To byłaby historyczna zbrodnia i niewyobrażalna głupota, gdybyśmy teraz dali się podzielić i pozwolili Rosjanom zniszczyć ten unikatowy w historii typ relacji, jaki dzięki naszej gościnności i dzięki waleczności Ukraińców udało się zbudować" – podsumował Donald Tusk.